Siedziałem na ławce w parku, a
obok mnie leżała czarna walizka którą wziąłem ze sobą z klasztoru. Zbierało się
na deszcz. Nie tyle co z chmur a z moich oczu. Ukryłem twarz w dłoniach i
przypomniałem sobie wszystkie wydarzenia ze wczorajszego dnia.
-NIE!! Diego co ty wyprawiasz!? – odepchnęła mnie z całej siły.
-Przepra…
-Co ci odbiło?! Jestem zakonnicą! Ile razy mam ci to powtarzać! Nie
spodziewałam się czegoś takiego po tobie!
-Clari…
-Już myślałam, ze możemy być dobrymi przyjaciółmi ale najwyraźniej się
jeszcze dobrze nie poznaliśmy, bo w życiu bym nie pomyślała… Zejdź mi z oczu!
Nie chcę cie widzieć! – ze zrezygnowaniem wycofałem się. Już wystarczająco
naknociłem. Nie chciałem wzniecać większego ognia. Wszedłem do pokoju Daniela i
położyłem się w moim prowizorycznym łóżku. Zacząłem układać sobie w głowie jak
ją przeprosić. Szybko jednak usnąłem. Byłem niesamowicie wyczerpany. Kiedy się
obudziłem było ciemno. Zegarek wskazywał trzecią w nocy. Wróciłem do rozmyślań
o Clari lecz szybko zdałem sobie sprawę, że to to czego nie powinienem robić.
Miała rację. Postąpiłem źle. Postąpiłem źle w ogóle przychodząc tutaj. To się
nie powinno zdarzyć. Zaświeciłem małą lampkę, po cichu spakowałem swoje rzeczy
i wyniosłem się stamtąd raz na zawsze.
Tak właśnie znalazłem się na
ławce w parku. Właśnie zaczęło świtać. Otarłem twarz, wstałem i wziąłem swój
bagaż. Udałem się do najbliższego hotelu.
CLARI POV
-Clari co z tobą? Czemu chodzisz
w kółko jak kura z jajem? To nie jest normalne. – pytała Mayi przejęta moim
zachowaniem. Mayi to nowicjuszka która dołączyła do klasztoru około rok temu
razem z Gaby. Życie tu było bardzo monotonne i ciche dopóki one się nie
pojawiły… szczególnie Mayi. Gdyby nie habit nikt by nie stwierdził, że jest na
drodze by zostać siostrą zakonną. Mocno wierzy w swoje powołanie i nikt nigdy
tego nie kwestionował, lecz ma swoje wariactwa. Cóż… taka już jest.
Zaprzyjaźniłam się z nią i Gaby. Mamy wspólny pokój i świetnie się rozumiemy.
-Diego! Diego ze mną. Ten… ugh! –
pocisnęłam poduszką w łóżko.
-Co z nim? Wydaje się być spoko.
Myślałam, że się zaprzyjaźniliście.
-Ja też tak myślałam. Ale on…
najwyraźniej nie.
-No już, usiądź i powiedz mi na
spokojnie. – posłuchałam jej i usiadłam naprzeciwko lecz moje ręce wciąż się
trzęsły ze złości. – Nie spałaś całą noc, teraz jesteś podenerwowana. Co
takiego potwornego zrobił?
-On chciał… - próbowałam wzrokiem
przekazać jej o co mi chodzi by nie mówić tego głośno.
-No co chciał Clari? Ja w ten
sposób nie rozumiem! Jeszcze zeza dostaniesz!
-Pocałować! Chciał mnie
pocałować! Rozumiesz?! - prawie krzyknęłam, lecz w pore zasłoniłam buzię.
-O jasny gwint.
-Dokładnie! Żebyś wiedziała!
Jasny gwint! – wymachiwałam rękoma na prawo i lewo. Nie mogłam opanować złości.
-No i co? Doszło do czegoś czy
jak?
-Nawet nie żartuj w ten sposób,
dobrze?! To nie jest śmieszne ani trochę. Odepchnęłam go, a co sobie myślałaś?
Że go… pocałuję i odjadę z nim w siną dal na białym koniu? Nie! Zrobiłam mu
potem niezłe kazanie. Chyba aż przesadziłam. – przytoczyłam jej dokładnie to co
powiedziałam, a raczej wykrzyknęłam, a jej buzia wyglądała jak wielkie "O".
-Nie sądzisz, ze trochę
przesadziłaś?
-Po czyjej stronie jesteś?
-Po twojej, wiadomo. Ale to
straszne. Wiesz jak on się musiał poczuć? A jeśli on rzeczywiście coś do ciebie
czuje? Musiałaś mu złamać serce!
-Weź przestań! Znamy się
niespełna tydzień.
-A może… może on ciebie trochę
pociąga i przez to się tak wkurzyłaś!
-Mayi.
-Co?
-Mayi.
-No już, przepraszam. Odwołuję
to, jasne? Ale wciąż uważam, że powinnaś go przeprosić. Potraktowałaś go nie
fair. Przecież on nie chciał źle.
-Żartujesz?
-Nie. Natychmiast idziesz i go
przepraszasz. Jeśli nie z ludzkich pobudek to z duchowych. Bóg karze
przebaczać. Więc zrób to.
-Uczyłaś się na egzamin tak?
-Dokładnie. - przytaknęła.
-Słusznie. I chyba masz trochę racji. Nie
powinnam na niego tak naskakiwać.
-No właśnie. Więc wstań i idź.
Trochę skruchy ci nie zaszkodzi.
-Dobra idę. – wstałam i wyszłam z
pokoju. Pokierowałam się od razu do pokoju ojca Daniela gdzie zwykle przebywał
Diego. Nie zastałam go tam jednak.
-Proszę księdza. Gdzie jest
Diego? Musze z nim pilnie porozmawiać.
-Nie ma go. – odrzekł jakby lekko
przejęty.
-No widzę, ale gdzie jest?
-Kiedy wstałem już go nie było
razem z walizką. Przed chwilą doszedł mi sms, że przeniósł się do hotelu Costa
Rica. Nie wiem dlaczego. To dziwne. Kombinował jak mógł, żeby nie tułać się po
hotelach ,a tu nagle mu odwaliło.
-Dobrze, dziękuję w takim razie.
– wyszłam i zastanowiłam się chwilę. A może ja naprawdę go zraniłam? Przecież
nie dałam mu powodów by coś zaszło między nami. Nie, to niemożliwe. Nie.
Wróciłam więc do swojego pokoju
gdzie wciąż czekała na mnie Mayi. Obok niej siedziała Gaby.
-I jak?! – zapytała
podekscytowana Mayi. - Dogadaliście się?
-Nie ma go. Wyprowadził się do
hotelu.
-Co?! – wykrzyknęły równocześnie.
Aż przypomniała mi się sytuacja z wczorajszego dnia.
-Gaby, już cię wtajemniczyła?
-To pierwsze co zrobiła gdy
weszłam do pokoju. – przewróciłam oczami.
-W takim razie idziesz tam.
-Co masz na myśli?
-To, że ściągasz ten habit i
lecisz do niego do tego hotelu!
-NAGO?!
-Nie przesadzaj. Ten facet umrze
na zawał.
-Pogięło się prawda? Mam iść po
cywilu? Już wystarczy, że mam sama wyczyścić całą kaplicę przez to, ze wczoraj
wyszłam z klasztoru bez pozwolenia. Wiesz co mi grozi za to co proponujesz? Ekskomunikują
mnie! To szaleństwo!
-Czego się nie robi dla
przyjaźni? Spokojnie, będę cię kryć.
-W ogóle to dlaczego nie mogę iść
w habicie? Co w nim złego?
-Podsumujmy fakty. Przystojny
facet… bo nie oszukujmy się, jest przystojny, dopiero co zamawia pokój w
hotelu. Chwilę później przychodzi do niego młoda zakonnica. Nie udawaj, że nie
znasz się na ludziach Clari! To co właśnie powiedziałam wcale nie brzmi jak
codzienna sytuacja!
-Tu masz rację. Ale ja tego nie
zrobię! Nigdy w życiu!
Godzinę później byłam już w
drodze do hotelu razem z Mayi. Zgodziłam się pójść tylko pod warunkiem, że
dziewczyny pójdą ze mną. Gaby jednak udało się wymigać bo uczyła się do
egzaminu lecz obiecała nas kryć. Byłam ubrana w kwiecistą sukienkę do kolan i
mały plecaczek w którym miałam spakowany habit na wszelki wypadek. Mayi ubrała
się natomiast w jeansy z wysokim stanem i crop top. Ubrania należały do niej,
ale skąd je miała – wolałam nie pytać.
Kiedy doszłyśmy do hotelu
zatrzymałam się na chwilę przed wejściem by przygotować się mentalnie lecz Mayi
popędziła na przód, więc popędziłam za nią. Podeszłyśmy do recepcji.
-Dzień dobry, my szukamy pana
Diego… Clari on ma na nazwisko?
-Dominguez. – ponownie
przypomniałam sobie sytuację z poprzedniego dnia kiedy przedstawiał się
Clausowi Miller.
-Tak, Diego Dominguez. Jego
szukamy. – recepcjonista przejechał wzrokiem po monitorze komputera.
-Rzeczywiście, jest tu
zameldowany. Pokój 202. Trzecie piętro.
-Dziękujemy. – powiedziała Mayi i
pociągnęła mnie za sobą w stronę windy. Kiedy już wyjechałyśmy na górę serce
zaczęło mi bić jak szalone. Stresowałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć a
moja przyjaciółka gnała jak szalona w stronę jego pokoju. Coraz mniej czasu do
namysłu. W końcu stanęłyśmy przed jego drzwiami.
-Zaczekaj, daj mi pomyśleć! –
szepnęłam do niej.
-Co tu do myślenia. Przeproś go i
tyle. Ja tu zaczekam.
-Zaraz co? Wejdź ze mną! – nie
miałam już jednak nic do gadania. Mayi zapukała do drzwi i popchnęła mnie na
nie, po czym sama uciekła gdzieś w głąb korytarza. Drzwi się otworzyły i stanął
w nich Diego w całej okazałości. Miał smutny wzrok, lekko poczochrane włosy i
niedopiętą u góry koszulę.
-Clari? Co ty tutaj robisz? –
spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Ja przyszłam…
-Wejdź do środka. – zaprosił mnie
więc weszłam. Ręce zaczynały mi się trząść, a język plątać. Diego zamknął drzwi
i odwrócił się w moją stronę.
-Więc?
-Przepraszam. – to było
odpowiednie słowo. Jedyne które przeszło mi przez gardło. On natomiast potrząsł
głową na boki.
-Nie masz za co. To tylko i
wyłącznie moja wina. Nie powinienem się do ciebie zbliżać.
-A ja nie powinnam tak na ciebie
naskakiwać.
-Miałaś powód. A mnie… poniosły
emocje. Przepraszam. Byłaś taka smutna, a nie lubię gdy taka jesteś. Stanowczo
wolę jak się uśmiechasz. – w odpowiedzi zarumieniłam się i mimowolnie
uśmiechnęłam. – O właśnie! O to mi chodziło!
-Pamiętasz co ci kiedyś
powiedziałam? Rozśmieszasz mnie. Naprawdę lubię z tobą spędzać czas i nie chcę
tracić tej przyjaźni.
-Też nie chcę. Szczególnie przez
tak głupi błąd.
-Więc wrócisz?
-Nie wrócę Clari. Przyprawiło mi
to zbyt wiele komplikacji. Zostanę tutaj. Będę dalej wam pomagał, ale będę
mieszkać tutaj. Z resztą o czym ja gadam? Clari, czemu nie jesteś w habicie?
-Nie przypominaj. To wszystko
przez Mayi. – roześmialiśmy się oboje. Poczułam jak wszystko wraca na swoje
miejsce. Tak jak powinno być. – Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Ja czym bardziej. – przytulił
mnie mocno, a ja poczułam ciepło bijące od niego. Tak jest dobrze. Niech tak
zostanie. Proszę.
***
Tada! Nie mam za bardzo czasu na rozpisywanie się bo powtarzam na egzaminy, ale no. mam nadzieję, że sie podobało haha! Beso!
Pala
W końcu Clari zdjęła habit! Mam nadzieję, że częściej będzie chodziła w sukienkach. Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuń