Zapukałem do drzwi klasztoru i po
chwili otworzyła mi siostra Jazmin. Zaczynam rozpoznawać coraz więcej zakonnic.
Czy to źle? Wszedłem więc do środka i pokierowałem się od razu do pokoju
Daniego. Byłem mu winny wyjaśnienia, a przynajmniej okrężnie wytłumaczenie co się
stało. Odszedłem tak o, bez powiedzenia ani słowa, zostawiając tylko sms’a,
który i tak niewiele mówił. Wszedłem do niego bez pukania i przywitałem się.
-Chachi, gdzie ty zniknąłeś?
Uprzedziłbyś mnie przynajmniej jak się wynosisz. – Daniel spojrzał na mnie z
politowaniem. Chyba się martwił. Nie pomyślałem o nim kiedy się wynosiłem.
Byłem zbyt przejęty i nie przemyślałem do końca swojej decyzji.
-Wybacz, sprawy się trochę
pokomplikowały i nie mogłem czekać.
-Co się pokomplikowało?
-Długo by mówić.
-Trafiłeś w dobrą godzinę, bo mam
czas. – wziąłem nerwowy wdech. Nie lubiłem kłamać, a szczególnie moich
przyjaciół już nie mówiąc o tym, że w tym przypadku mój przyjaciel jest
księdzem. Co ważniejsze, robienie problemów Clari to ostatnie czego bym chciał.
Cała tamta sytuacja była moją winą, ale kto wie jak inni by to zrozumieli.
Uratowało mnie pukanie do drzwi. Do środka weszła Gaby i Clari.
-Ah, przepraszam, myślałam, że
jest ksiądz sam. – spojrzała na mnie, a ja na nią. Kątem oka spostrzegłem
zdenerwowanie na twarzy nowicjuszki, a gdy przeniosłem wzrok na Daniela… już
zrozumiał co się stało. – To ja może przyjdę później, nie będę przeszkadzać. –
Wycofały się szybko i zamknęły za sobą drzwi.
-Dani… - zacząłem delikatnie by
jakoś się wytłumaczyć i dać mu do zrozumienia, że tak naprawdę nic takiego nie
zaszło.
-Nie chcę wiedzieć. Proszę, nie
mów mi nic. Prosiłem cię Diego, żebyś zajął się sobą i nie integrował się
zbytnio. Weź sobie to do serca błagam. To nie jest śmieszne.
-Przepraszam. – jedyne co byłem w
stanie powiedzieć. Jego ton był nerwowy. ;Poczułem się jak chłopiec w
przedszkolu skarcony przez opiekunkę za uszczypanie koleżanki z grupy. Dani westchnął.
-Przyszedł do ciebie list dziś
rano.
-To pewnie wyniki. Podałem tam
ten adres. – podniosłem z biurka kopertę i wyszedłem na korytarz. Usiadłem na
ławeczce i wlepiłem wzrok z kawałek papieru. Bałem się go otworzyć. Wygrana
oznacza pozostanie w Buenos Aires jeszcze długi czas, ważną rolę i prawdopodobnie
sukces. Przegrana to rzucenie wszystkiego i powrót do Saragossy, wciąż jako
kelner. Bez szansy na pozostanie. Bez szansy by znów ją zobaczyć. Przywaliłem
sobie w policzek. Znowu o niej myślałem. Dani miał rację.
Nagle pojawiła się koło mnie
Clari.
-Cześć, jak się masz? – zapytała
z tym swoim promiennym uśmiechem i usiadła obok mnie jakby nigdy nic. I w sumie
dobrze. Po pierwsze obiecaliśmy sobie zapomnieć o nieprzyjemnym
nieporozumieniu, a po drugie w jakiś delikatny sposób potrzebowałem zobaczyć jej
uśmiech przed otwarciem koperty. W głębi duszy miałem nadzieję, że to nie jest
ten ostatni uśmiech.
-Myślę, że dobrze.
-Co to? – wskazała na kopertę z
zainteresowaniem.
-Wyniki. – odpowiedziałem krótko.
Nerwy nie pozwoliły mi na normalne zachowanie. Jeszcze ta sytuacja sprzed
chwili. Chyba lepiej jej nie mówić o tym, że się zorientował. Raczej nie
wyciągnie z tego żadnych działań. Zna mnie. Wie, że jestem jedynym winnym.
-Badań? Zachorowałeś na coś? –
przestraszyła się. Chyba ją nawet obchodzę.
-Nie, z moim zdrowiem wszystko w
porządku. – uspokoiłem ją. – To wyniki z castingu. Brałem udział w
przesłuchaniu do filmu i w tej kopercie jest odpowiedź na pytanie, czy w nim
zagram czy nie. – Clari zrobiła dziwną minę. Jakby trochę ekscytacji, ale i
smutku oraz zaskoczenia. Plus jeszcze jedna rzecz. Coś w jej oczach co miało
wielu ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Stąd umiałem to rozpoznać.
Podobno mam tak samo.
-I jak? Otwierasz?
-Taki mam zamiar.
-To na co czekasz? Jak tak
siedzisz to jeszcze bardziej się denerwujesz!
-Może i masz rację. Nie obraź się
ale wolę być sam sprawdzając wyniki. To dla mnie trochę osobiste. Ledwo
oddycham jak patrzę na ten list.
-Jak wolisz. Powodzenia. Ja idę
sprzątać kaplicę. Tak to się kończy jak się wychodzi z klasztory bez
pozwolenia.
-Co? Przecież to moja wina, tak
być nie może! – zerwałem się na równe nogi.
-Nie, nie! Jeśli chodzi o wczoraj
to nikt się nie zorientował. Gaby kryła mnie i Mayi. Chodzi o wcześniej, jak
pobiegliśmy zobaczyć ten budynek.
-Ah… czyli Mayi też tam była? To
by miało sens. Może jestem tu krótko ale jej charakter bije po oczach.
-No właśnie. Zostawiam cię z
kopertą sam na sam. Wierzę, że ci się udało. – wstała z ławki i odeszła. Ja
natomiast wstrzymałem oddech i rozerwałem kopertę. Szybko przeczytałem list i
wiedziałem już jak będą wyglądać moje najbliższe miesiące.
***
Najkrótszy rozdział w historii ale już ostatni tego typu. Zaczynam powoli się rozmachiwać i wciąż uczę się na swoich błędach. Mimo niewielu zdażeń w tym rozdziale mam cichą nadzieję, że będzie do przeżycia haha! Egzaminy napisane więc mam teraz więcej czasu na dopracowanie rozdziałów.
Pala
Świetny! Czekam na nexta
OdpowiedzUsuń