poniedziałek, 25 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 6

Zapukałem do drzwi klasztoru i po chwili otworzyła mi siostra Jazmin. Zaczynam rozpoznawać coraz więcej zakonnic. Czy to źle? Wszedłem więc do środka i pokierowałem się od razu do pokoju Daniego. Byłem mu winny wyjaśnienia, a przynajmniej okrężnie wytłumaczenie co się stało. Odszedłem tak o, bez powiedzenia ani słowa, zostawiając tylko sms’a, który i tak niewiele mówił. Wszedłem do niego bez pukania i przywitałem się.
-Chachi, gdzie ty zniknąłeś? Uprzedziłbyś mnie przynajmniej jak się wynosisz. – Daniel spojrzał na mnie z politowaniem. Chyba się martwił. Nie pomyślałem o nim kiedy się wynosiłem. Byłem zbyt przejęty i nie przemyślałem do końca swojej decyzji.
-Wybacz, sprawy się trochę pokomplikowały i nie mogłem czekać.
-Co się pokomplikowało?
-Długo by mówić.
-Trafiłeś w dobrą godzinę, bo mam czas. – wziąłem nerwowy wdech. Nie lubiłem kłamać, a szczególnie moich przyjaciół już nie mówiąc o tym, że w tym przypadku mój przyjaciel jest księdzem. Co ważniejsze, robienie problemów Clari to ostatnie czego bym chciał. Cała tamta sytuacja była moją winą, ale kto wie jak inni by to zrozumieli. Uratowało mnie pukanie do drzwi. Do środka weszła Gaby i Clari.
-Ah, przepraszam, myślałam, że jest ksiądz sam. – spojrzała na mnie, a ja na nią. Kątem oka spostrzegłem zdenerwowanie na twarzy nowicjuszki, a gdy przeniosłem wzrok na Daniela… już zrozumiał co się stało. – To ja może przyjdę później, nie będę przeszkadzać. – Wycofały się szybko i zamknęły za sobą drzwi.
-Dani… - zacząłem delikatnie by jakoś się wytłumaczyć i dać mu do zrozumienia, że tak naprawdę nic takiego nie zaszło.
-Nie chcę wiedzieć. Proszę, nie mów mi nic. Prosiłem cię Diego, żebyś zajął się sobą i nie integrował się zbytnio. Weź sobie to do serca błagam. To nie jest śmieszne.
-Przepraszam. – jedyne co byłem w stanie powiedzieć. Jego ton był nerwowy. ;Poczułem się jak chłopiec w przedszkolu skarcony przez opiekunkę za uszczypanie koleżanki z grupy.  Dani westchnął.
-Przyszedł do ciebie list dziś rano.
-To pewnie wyniki. Podałem tam ten adres. – podniosłem z biurka kopertę i wyszedłem na korytarz. Usiadłem na ławeczce i wlepiłem wzrok z kawałek papieru. Bałem się go otworzyć. Wygrana oznacza pozostanie w Buenos Aires jeszcze długi czas, ważną rolę i prawdopodobnie sukces. Przegrana to rzucenie wszystkiego i powrót do Saragossy, wciąż jako kelner. Bez szansy na pozostanie. Bez szansy by znów ją zobaczyć. Przywaliłem sobie w policzek. Znowu o niej myślałem. Dani miał rację.
Nagle pojawiła się koło mnie Clari.
-Cześć, jak się masz? – zapytała z tym swoim promiennym uśmiechem i usiadła obok mnie jakby nigdy nic. I w sumie dobrze. Po pierwsze obiecaliśmy sobie zapomnieć o nieprzyjemnym nieporozumieniu, a po drugie w jakiś delikatny sposób potrzebowałem zobaczyć jej uśmiech przed otwarciem koperty. W głębi duszy miałem nadzieję, że to nie jest ten ostatni uśmiech.
-Myślę, że dobrze.
-Co to? – wskazała na kopertę z zainteresowaniem.
-Wyniki. – odpowiedziałem krótko. Nerwy nie pozwoliły mi na normalne zachowanie. Jeszcze ta sytuacja sprzed chwili. Chyba lepiej jej nie mówić o tym, że się zorientował. Raczej nie wyciągnie z tego żadnych działań. Zna mnie. Wie, że jestem jedynym winnym.
-Badań? Zachorowałeś na coś? – przestraszyła się. Chyba ją nawet obchodzę.
-Nie, z moim zdrowiem wszystko w porządku. – uspokoiłem ją. – To wyniki z castingu. Brałem udział w przesłuchaniu do filmu i w tej kopercie jest odpowiedź na pytanie, czy w nim zagram czy nie. – Clari zrobiła dziwną minę. Jakby trochę ekscytacji, ale i smutku oraz zaskoczenia. Plus jeszcze jedna rzecz. Coś w jej oczach co miało wielu ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Stąd umiałem to rozpoznać. Podobno mam tak samo.
-I jak? Otwierasz?
-Taki mam zamiar.
-To na co czekasz? Jak tak siedzisz to jeszcze bardziej się denerwujesz!
-Może i masz rację. Nie obraź się ale wolę być sam sprawdzając wyniki. To dla mnie trochę osobiste. Ledwo oddycham jak patrzę na ten list.
-Jak wolisz. Powodzenia. Ja idę sprzątać kaplicę. Tak to się kończy jak się wychodzi z klasztory bez pozwolenia.
-Co? Przecież to moja wina, tak być nie może! – zerwałem się na równe nogi.
-Nie, nie! Jeśli chodzi o wczoraj to nikt się nie zorientował. Gaby kryła mnie i Mayi. Chodzi o wcześniej, jak pobiegliśmy zobaczyć ten budynek.
-Ah… czyli Mayi też tam była? To by miało sens. Może jestem tu krótko ale jej charakter bije po oczach.
-No właśnie. Zostawiam cię z kopertą sam na sam. Wierzę, że ci się udało. – wstała z ławki i odeszła. Ja natomiast wstrzymałem oddech i rozerwałem kopertę. Szybko przeczytałem list i wiedziałem już jak będą wyglądać moje najbliższe miesiące.

***

Najkrótszy rozdział w historii ale już ostatni tego typu. Zaczynam powoli się rozmachiwać i wciąż uczę się na swoich błędach. Mimo niewielu zdażeń w tym rozdziale mam cichą nadzieję, że będzie do przeżycia haha! Egzaminy napisane więc mam teraz więcej czasu na dopracowanie rozdziałów. 
Pala

1 komentarz: