poniedziałek, 18 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 5

Siedziałem na ławce w parku, a obok mnie leżała czarna walizka którą wziąłem ze sobą z klasztoru. Zbierało się na deszcz. Nie tyle co z chmur a z moich oczu. Ukryłem twarz w dłoniach i przypomniałem sobie wszystkie wydarzenia ze wczorajszego dnia.

-NIE!! Diego co ty wyprawiasz!? – odepchnęła mnie z całej siły.
-Przepra…
-Co ci odbiło?! Jestem zakonnicą! Ile razy mam ci to powtarzać! Nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie!
-Clari…
-Już myślałam, ze możemy być dobrymi przyjaciółmi ale najwyraźniej się jeszcze dobrze nie poznaliśmy, bo w życiu bym nie pomyślała… Zejdź mi z oczu! Nie chcę cie widzieć! – ze zrezygnowaniem wycofałem się. Już wystarczająco naknociłem. Nie chciałem wzniecać większego ognia. Wszedłem do pokoju Daniela i położyłem się w moim prowizorycznym łóżku. Zacząłem układać sobie w głowie jak ją przeprosić. Szybko jednak usnąłem. Byłem niesamowicie wyczerpany. Kiedy się obudziłem było ciemno. Zegarek wskazywał trzecią w nocy. Wróciłem do rozmyślań o Clari lecz szybko zdałem sobie sprawę, że to to czego nie powinienem robić. Miała rację. Postąpiłem źle. Postąpiłem źle w ogóle przychodząc tutaj. To się nie powinno zdarzyć. Zaświeciłem małą lampkę, po cichu spakowałem swoje rzeczy i wyniosłem się stamtąd raz na zawsze.

Tak właśnie znalazłem się na ławce w parku. Właśnie zaczęło świtać. Otarłem twarz, wstałem i wziąłem swój bagaż. Udałem się do najbliższego hotelu.

CLARI POV

-Clari co z tobą? Czemu chodzisz w kółko jak kura z jajem? To nie jest normalne. – pytała Mayi przejęta moim zachowaniem. Mayi to nowicjuszka która dołączyła do klasztoru około rok temu razem z Gaby. Życie tu było bardzo monotonne i ciche dopóki one się nie pojawiły… szczególnie Mayi. Gdyby nie habit nikt by nie stwierdził, że jest na drodze by zostać siostrą zakonną. Mocno wierzy w swoje powołanie i nikt nigdy tego nie kwestionował, lecz ma swoje wariactwa. Cóż… taka już jest. Zaprzyjaźniłam się z nią i Gaby. Mamy wspólny pokój i świetnie się rozumiemy.
-Diego! Diego ze mną. Ten… ugh! – pocisnęłam poduszką w łóżko.
-Co z nim? Wydaje się być spoko. Myślałam, że się zaprzyjaźniliście.
-Ja też tak myślałam. Ale on… najwyraźniej nie.
-No już, usiądź i powiedz mi na spokojnie. – posłuchałam jej i usiadłam naprzeciwko lecz moje ręce wciąż się trzęsły ze złości. – Nie spałaś całą noc, teraz jesteś podenerwowana. Co takiego potwornego zrobił?
-On chciał… - próbowałam wzrokiem przekazać jej o co mi chodzi by nie mówić tego głośno.
-No co chciał Clari? Ja w ten sposób nie rozumiem! Jeszcze zeza dostaniesz!
-Pocałować! Chciał mnie pocałować! Rozumiesz?! - prawie krzyknęłam, lecz w pore zasłoniłam buzię.
-O jasny gwint.
-Dokładnie! Żebyś wiedziała! Jasny gwint! – wymachiwałam rękoma na prawo i lewo. Nie mogłam opanować złości.
-No i co? Doszło do czegoś czy jak?
-Nawet nie żartuj w ten sposób, dobrze?! To nie jest śmieszne ani trochę. Odepchnęłam go, a co sobie myślałaś? Że go… pocałuję i odjadę z nim w siną dal na białym koniu? Nie! Zrobiłam mu potem niezłe kazanie. Chyba aż przesadziłam. – przytoczyłam jej dokładnie to co powiedziałam, a raczej wykrzyknęłam, a jej buzia wyglądała jak wielkie "O".
-Nie sądzisz, ze trochę przesadziłaś?
-Po czyjej stronie jesteś?
-Po twojej, wiadomo. Ale to straszne. Wiesz jak on się musiał poczuć? A jeśli on rzeczywiście coś do ciebie czuje? Musiałaś mu złamać serce!
-Weź przestań! Znamy się niespełna tydzień.
-A może… może on ciebie trochę pociąga i przez to się tak wkurzyłaś!
-Mayi.
-Co?
-Mayi.
-No już, przepraszam. Odwołuję to, jasne? Ale wciąż uważam, że powinnaś go przeprosić. Potraktowałaś go nie fair. Przecież on nie chciał źle.
-Żartujesz?
-Nie. Natychmiast idziesz i go przepraszasz. Jeśli nie z ludzkich pobudek to z duchowych. Bóg karze przebaczać. Więc zrób to.
-Uczyłaś się na egzamin tak?
-Dokładnie. - przytaknęła.
-Słusznie. I chyba masz trochę racji. Nie powinnam na niego tak naskakiwać.
-No właśnie. Więc wstań i idź. Trochę skruchy ci nie zaszkodzi.
-Dobra idę. – wstałam i wyszłam z pokoju. Pokierowałam się od razu do pokoju ojca Daniela gdzie zwykle przebywał Diego. Nie zastałam go tam jednak.
-Proszę księdza. Gdzie jest Diego? Musze z nim pilnie porozmawiać.
-Nie ma go. – odrzekł jakby lekko przejęty.
-No widzę, ale gdzie jest?
-Kiedy wstałem już go nie było razem z walizką. Przed chwilą doszedł mi sms, że przeniósł się do hotelu Costa Rica. Nie wiem dlaczego. To dziwne. Kombinował jak mógł, żeby nie tułać się po hotelach ,a  tu nagle mu odwaliło.
-Dobrze, dziękuję w takim razie. – wyszłam i zastanowiłam się chwilę. A może ja naprawdę go zraniłam? Przecież nie dałam mu powodów by coś zaszło między nami. Nie, to niemożliwe. Nie.
Wróciłam więc do swojego pokoju gdzie wciąż czekała na mnie Mayi. Obok niej siedziała Gaby.
-I jak?! – zapytała podekscytowana Mayi. - Dogadaliście się?
-Nie ma go. Wyprowadził się do hotelu.
-Co?! – wykrzyknęły równocześnie. Aż przypomniała mi się sytuacja z wczorajszego dnia.
-Gaby, już cię wtajemniczyła?
-To pierwsze co zrobiła gdy weszłam do pokoju. – przewróciłam oczami.
-W takim razie idziesz tam.
-Co masz na myśli?
-To, że ściągasz ten habit i lecisz do niego do tego hotelu!
-NAGO?!
-Nie przesadzaj. Ten facet umrze na zawał.
-Pogięło się prawda? Mam iść po cywilu? Już wystarczy, że mam sama wyczyścić całą kaplicę przez to, ze wczoraj wyszłam z klasztoru bez pozwolenia. Wiesz co mi grozi za to co proponujesz? Ekskomunikują mnie! To szaleństwo!
-Czego się nie robi dla przyjaźni? Spokojnie, będę cię kryć.
-W ogóle to dlaczego nie mogę iść w habicie? Co w nim złego?
-Podsumujmy fakty. Przystojny facet… bo nie oszukujmy się, jest przystojny, dopiero co zamawia pokój w hotelu. Chwilę później przychodzi do niego młoda zakonnica. Nie udawaj, że nie znasz się na ludziach Clari! To co właśnie powiedziałam wcale nie brzmi jak codzienna sytuacja!
-Tu masz rację. Ale ja tego nie zrobię! Nigdy w życiu!

Godzinę później byłam już w drodze do hotelu razem z Mayi. Zgodziłam się pójść tylko pod warunkiem, że dziewczyny pójdą ze mną. Gaby jednak udało się wymigać bo uczyła się do egzaminu lecz obiecała nas kryć. Byłam ubrana w kwiecistą sukienkę do kolan i mały plecaczek w którym miałam spakowany habit na wszelki wypadek. Mayi ubrała się natomiast w jeansy z wysokim stanem i crop top. Ubrania należały do niej, ale skąd je miała – wolałam nie pytać.
Kiedy doszłyśmy do hotelu zatrzymałam się na chwilę przed wejściem by przygotować się mentalnie lecz Mayi popędziła na przód, więc popędziłam za nią. Podeszłyśmy do recepcji.
-Dzień dobry, my szukamy pana Diego… Clari on ma na nazwisko?
-Dominguez. – ponownie przypomniałam sobie sytuację z poprzedniego dnia kiedy przedstawiał się Clausowi Miller.
-Tak, Diego Dominguez. Jego szukamy. – recepcjonista przejechał wzrokiem po monitorze komputera.
-Rzeczywiście, jest tu zameldowany. Pokój 202. Trzecie piętro.
-Dziękujemy. – powiedziała Mayi i pociągnęła mnie za sobą w stronę windy. Kiedy już wyjechałyśmy na górę serce zaczęło mi bić jak szalone. Stresowałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć a moja przyjaciółka gnała jak szalona w stronę jego pokoju. Coraz mniej czasu do namysłu. W końcu stanęłyśmy przed jego drzwiami.
-Zaczekaj, daj mi pomyśleć! – szepnęłam do niej.
-Co tu do myślenia. Przeproś go i tyle. Ja tu zaczekam.
-Zaraz co? Wejdź ze mną! – nie miałam już jednak nic do gadania. Mayi zapukała do drzwi i popchnęła mnie na nie, po czym sama uciekła gdzieś w głąb korytarza. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Diego w całej okazałości. Miał smutny wzrok, lekko poczochrane włosy i niedopiętą u góry koszulę.
-Clari? Co ty tutaj robisz? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Ja przyszłam…
-Wejdź do środka. – zaprosił mnie więc weszłam. Ręce zaczynały mi się trząść, a język plątać. Diego zamknął drzwi i odwrócił się w moją stronę.
-Więc?
-Przepraszam. – to było odpowiednie słowo. Jedyne które przeszło mi przez gardło. On natomiast potrząsł głową na boki.
-Nie masz za co. To tylko i wyłącznie moja wina. Nie powinienem się do ciebie zbliżać.
-A ja nie powinnam tak na ciebie naskakiwać.
-Miałaś powód. A mnie… poniosły emocje. Przepraszam. Byłaś taka smutna, a nie lubię gdy taka jesteś. Stanowczo wolę jak się uśmiechasz. – w odpowiedzi zarumieniłam się i mimowolnie uśmiechnęłam. – O właśnie! O to mi chodziło!
-Pamiętasz co ci kiedyś powiedziałam? Rozśmieszasz mnie. Naprawdę lubię z tobą spędzać czas i nie chcę tracić tej przyjaźni.
-Też nie chcę. Szczególnie przez tak głupi błąd.
-Więc wrócisz?
-Nie wrócę Clari. Przyprawiło mi to zbyt wiele komplikacji. Zostanę tutaj. Będę dalej wam pomagał, ale będę mieszkać tutaj. Z resztą o czym ja gadam? Clari, czemu nie jesteś w habicie?
-Nie przypominaj. To wszystko przez Mayi. – roześmialiśmy się oboje. Poczułam jak wszystko wraca na swoje miejsce. Tak jak powinno być. – Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Ja czym bardziej. – przytulił mnie mocno, a ja poczułam ciepło bijące od niego. Tak jest dobrze. Niech tak zostanie. Proszę.

***

Tada! Nie mam za bardzo czasu na rozpisywanie się bo powtarzam na egzaminy, ale no. mam nadzieję, że sie podobało haha! Beso!
Pala

1 komentarz:

  1. W końcu Clari zdjęła habit! Mam nadzieję, że częściej będzie chodziła w sukienkach. Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń