Spojrzałem na zegarek wskazujący
ósmą trzydzieści rano i westchnąłem zrezygnowany. Nie spałem ani minuty.
Usiłowałem ułożyć włosy lecz na marne. Każdy kosmyk sterczał w inną stronę.
Moim ostatnim ratunkiem była kawa! Na szczęście Dani zdradził mi gdzie trzyma
swoją. Ubrałem szary t-shirt oraz
jeansy i udałem się do kuchni po mój ratunek. Kiedy wszedłem siostry zakonne
akurat skończyły śniadanie i wychodziły. W środku zostały tylko siostra Ambar i
nie kto inny jak Clari. Chyba mamy wyjątkowe szczęście z tym ciągłym
przebywaniu blisko siebie.
-Dzień dobry panu. – powiedziała
Ambar.
-Dzień dobry. – odpowiedziałem
cicho zgrzytając zębami. Co one mają z tym „panem”?
-Cześć Diego. – i od razu
poprawił mi się humor. Wysłała mi promienny uśmiech a ja go odwzajemniłem. Nie
mówiłem jednak nic bo mój organizm domagał się kofeiny do tego stopnia, że to
jedyne co teraz miałem w głowie. Tak jak powiedział Dani – kawę znalazłem w
szafce ze ścierkami na samym tyle.
-Aaah, więc tutaj ojciec Daniel
ją chowa. Wszystko jasne. – mruknęła Ambar zmywając naczynia. – Widziałam raz
jak pije kawę i bardzo mnie to zdziwiło bo nikt w klasztorze tego nie pije.
Nawet proboszcz. Przecież to takie niezdrowe. Odbije się na wątrobie. – wytarła
ręce i wyszła lekko podenerwowana.
-Nie przejmuj się nią. –
powiedziała Clari widząc zażenowanie na mojej twarzy. – Ona już tak ma. Jest
starszą kobietą i czasami ma niedorzeczne fanaberie, ale ma wielkie serce.
-Nie wątpię. – wzruszyłem
ramionami, wsypałem dwie łyżeczki kawy do szklanki i nastawiłem wodę na gaz.
-Chcesz coś zjeść?
-Nie dzięki. Nie jestem głodny.
Kawa mi wystarczy. – powiedziałem i usiadłem przy stole cierpliwie czekając aż
woda się zagotuje.
-Udało ci się zasnąć? – podeszła
do zlewu i kontynuowała zmywanie naczyń za Ambar.
-Oczywiście. Śniłaś mi się przez
całą noc. – spojrzałem na nią zawadiacko w nadziei, że podłapie temat.
-Diego, proszę cię. Jestem
zakonnicą. – skarciła mnie przejęta tym co powiedziałem.
-Spokojnie, to był żart. –
przyłożyła mi ścierką w ramię i spojrzała z pretensjami. Irytowały ja moje
teksty ale wygląda tak uroczo gdy się denerwuje, że nie mogłem się oprzeć. –
Nie zasnąłem przez całą noc. Gdyby Dani nie poratował mnie kawą, prawdopodobnie
dziś wyprawialibyście mi pogrzeb.
-Nie mów tak. – wziąłem do ręki
gazetę leżącą na stole i rozpocząłem lekturę. Nowy prezydent miasta, pożar
jakiegoś starego budynku, znowu panująca ospa, silny wiatr. Nic co by mogło
mnie zainteresować. Przewertowałem więc kartki na ostatnie strony by rozwiązać
krzyżówkę. Po drodze jednak wpadło mi w oko jedno ogłoszenie. Budynek do
wynajmu. Przeczytałem szczegóły ogłoszenia i wykrzyknąłem: „eureka!”.
-Co jest?
-Znalazłem! Ten budynek
perfekcyjnie pasuje na schronisko! – Clari wytarła ręce i podeszła do gazety.
-Rzeczywiście. Tylko pominąłeś
jeden szczegół. To naprawdę dobra lokalizacja. Nikt nie przepuści tego koło
nosa. Trzeba się spieszyć bo w każdej chwili ktoś może to wykupić.
-Co masz na myśli?
-To, że czas się przebiec.
Wstawaj, idziemy.
-Ale moja kawa!
Dwie minuty później byliśmy już w
drodze do umówionego miejsca spotkania. Dosłownie tam biegliśmy, ponieważ Dani
pojechał gdzieś swoim samochodem. Zacząłem żałować, że nie wziąłem sobie do serca
tego o wietrze bo strasznie wiało. W pewnym momencie wiatr zdmuchnął welon z
głowy Clari, który wpadł prosto do kałuży.
-O nie! – krzyknęła i wróciła po
niego.
-Clari, pośpiesz się. Błagam. Nie
zdążymy. Ja musiałem zrezygnować z kawy. Coś za coś.
-Ale jest cały mokry i brudny! Co
ja mam zrobić? Nie mogę od tak paradować po mieście z gołą głową.
-No nie mogę. Jeśli cię to
pocieszy to jak dla mnie wyglądasz ślicznie. A teraz chodź. – pociągnąłem ja za
sobą i kontynuowaliśmy bieg.
Kiedy dotarliśmy do umówionego
miejsca, akurat zastaliśmy sprzedawcę. Był to człowiek w średnim wieku ogolony
na gładko, ubrany w ciemną marynarkę. Zamykał drzwi.
-Dzień dobry. Bo my w sprawie
kupna. – mówiłem zadyszany. Nie było to zbyt blisko.
-Przykro mi. Właśnie go sprzedałem.
-Co?! – wykrzyknęliśmy
równocześnie.
-Przyjechała tu dosłownie chwilę
temu jakaś szycha, zaoferował wyższą cenę to podpisaliśmy umowę i gotowe.
Niestety ja już nie mogę nic zrobić. Jeśli chcecie to próbujcie go jakoś
przekonać do zmiany zdania bo moja rola tu się kończy. – podał mi do ręki jego
wizytówkę i odjechał swoim samochodem.
-Katastrofa. – Clari powiedziała
cicho i ze zrezygnowaniem.
-Nie trać nadziei. Może go
przekonamy.
-Nie żartuj sobie. Zobacz na jego
wizytówkę. To jakiś ważny biznesmen. W życiu go nie przekonamy. Tacy nigdy nie
opuszają.
-Jesteś wierząca więc miej też
wiarę w ludzi. Trochę optymizmu. – usiedliśmy na murku i objąłem ja ramieniem.
Przytuliła się do mnie a ja zadzwoniłem po taksówkę. Dosyć biegania na dziś.
Jego biuro znajdowało się w
Puerto Madero. Wysiedliśmy z taksówki i pokierowaliśmy się prosto tam. Był to
wysoki budynek, firma samochodowa. Weszliśmy do środka. Zanim udało nam się
spotkać kupca natknęliśmy się na sekretarkę. Wyjątkowo skąpo ubraną sekretarkę.
-Witam państwa w czym mogę pomóc?
– powitała nas hiszpańskim akcentem. Już wiedziałem, że to podejście będzie
proste.
-Dzień dobry pani. – uśmiechnąłem
się najlepiej tak potrafiłem.
-O, jest pan Hiszpanem. Miło
poznać. – wpadła w pułapkę. Podała mi rękę i odwzajemniłem uścisk. – Skąd pan
jest?
-Zaragoza, a pani podejrzewam,
że… gdzieś z Katalonii?
-Dokładnie! Barcelona! – kolejny
punkt dla mnie.
-Widać po tej pięknej urodzie.
Nigdy bym się nie pomylił co do tego! – zachichotała. 3:0 dla mnie. Czas dobić
do bramki. – Widzi pani, bo szukamy pana… - spojrzałem na wizytówkę. – Claus
Miller. Zastaliśmy go może?
-Tak, przed chwila wrócił. Macie
dużo szczęścia. Wejdźcie proszę, to te drugie drzwi po lewo.
-Dziękuję. – ucałowałem jej dłoń
i udaliśmy się tam gdzie nam wskazała sekretarka.
-Nie to, że się czepiam –
szepnęła po drodze Clari. – ale odpuściłbyś sobie flirtowanie z jakimiś tam
panienkami, kiedy mamy ważną sprawę.
-Jesteś zazdrosna? – już drugi
raz tego dnia sprzedała mi kuksańca.
Zapukałem do drzwi a kiedy usłyszałem
donośne „proszę”, otworzyłem drzwi i weszliśmy.
-Witam, pan pozwoli, że się
przedstawię. Diego Dominguez. To jest… siostra Clara. – wciąż nie mogłem
przywyknąć do tego „siostra”.
-Dzień dobry, państwo w jakiej
sprawie? – był nieźle zdziwiony. Chyba zakonnice nieczęsto go odwiedzały.
-W sprawie pewnego budynku który
pan dziś wykupił. Chcemy się dogadać.
-Hmm, przykro mi ale dogadywanie
się w tej sprawie raczej nie wchodzi w rachubę. Domyślam się, że też byliście
zainteresowani kupnem. Niestety potrzebuję tego budynku. Nie sprzedam go za
żadną cenę. Z resztą nie wyglądają państwo na zbyt święcących monetą. Interesu
nie będzie.
-Ale… - Clari próbowała coś
powiedzieć.
-Bez „ale” bo to nic nie zmieni.
– wstał ze swojego fotela i otworzył drzwi. – Żegnam. – Wyszliśmy bez słowa.
Clari miała rację, z tym facetem nie szło się dogadać. Idąc przez korytarz
mrugnąłem jeszcze do sekretarki żeby podrażnić się z Clarą, ale nie zwróciła na
to większej uwagi i szła dalej zasmucona. Wsiedliśmy do windy i zjechaliśmy na
dół z milczeniu.
Około pół godziny później byliśmy
już w klasztorze. Dojechaliśmy tam ponownie taksówką. Cała droga minęła w
ciszy. Clari najwyraźniej nieźle przybiła ta porażka. Kiedy weszliśmy do środka
w końcu się odezwałem.
-Dlaczego nic nie mówisz? Aż tak
źle?
-A jak ma być? Kiedy w końcu
znaleźliśmy odpowiednie miejsce, wszystko poszło się… knocić. Zawsze jak się do
czegoś przyłożę to mi nie wychodzi. Jestem do niczego i tyle! – rozpłakała się
i zakryła oczy dłońmi. Automatycznie ją przytuliłem.
-Ey, nie płacz. Jeszcze nam się
uda, zobaczysz. – ona jednak wciąż płakała w mój podkoszulek. – Clari. –
odkryłem jej twarz i objąłem jej policzki dłońmi. - Takiej pięknej kobiecie nie
wypada płakać. – zacząłem zbliżać swoją twarz do niej. Miałem ochotę ją pocałować
i zabrać jej wszystkie smutki. Nagle ona krzyknęła…
-NIE!
***
Wszystkie narody sie radują, biją dzwony, ptaki śpiewają... a później Paulina postanawia znoszczyć nadzieje, he. Nie wiem jak wy ale ja sie świetnie bawie udajac Martite Betoldi ahre.
Może jakoś bardzo tego nie widać ale staram się rozpisywać i robię ciągle poprawki by lepiej się czytało no i było dłużej.
Już jak zwykle proszę o komentrze (buu ostatnio nie było żadnego) ew. na tt (@hellopala) lub asku (@FastPala00). Luv.
Pala
HELLOOOO,IT'S MEE.
OdpowiedzUsuńTo jest soł macz zajebiste <3
Heeej... to ja ta z aska :-* zarąbiste czekam na nexta i mam nadzieję, żę next pojawi się szybciej <3
OdpowiedzUsuńWiki