poniedziałek, 11 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 4

Spojrzałem na zegarek wskazujący ósmą trzydzieści rano i westchnąłem zrezygnowany. Nie spałem ani minuty. Usiłowałem ułożyć włosy lecz na marne. Każdy kosmyk sterczał w inną stronę. Moim ostatnim ratunkiem była kawa! Na szczęście Dani zdradził mi gdzie trzyma swoją. Ubrałem szary        t-shirt oraz jeansy i udałem się do kuchni po mój ratunek. Kiedy wszedłem siostry zakonne akurat skończyły śniadanie i wychodziły. W środku zostały tylko siostra Ambar i nie kto inny jak Clari. Chyba mamy wyjątkowe szczęście z tym ciągłym przebywaniu blisko siebie.
-Dzień dobry panu. – powiedziała Ambar.
-Dzień dobry. – odpowiedziałem cicho zgrzytając zębami. Co one mają z tym „panem”?
-Cześć Diego. – i od razu poprawił mi się humor. Wysłała mi promienny uśmiech a ja go odwzajemniłem. Nie mówiłem jednak nic bo mój organizm domagał się kofeiny do tego stopnia, że to jedyne co teraz miałem w głowie. Tak jak powiedział Dani – kawę znalazłem w szafce ze ścierkami na samym tyle.
-Aaah, więc tutaj ojciec Daniel ją chowa. Wszystko jasne. – mruknęła Ambar zmywając naczynia. – Widziałam raz jak pije kawę i bardzo mnie to zdziwiło bo nikt w klasztorze tego nie pije. Nawet proboszcz. Przecież to takie niezdrowe. Odbije się na wątrobie. – wytarła ręce i wyszła lekko podenerwowana.
-Nie przejmuj się nią. – powiedziała Clari widząc zażenowanie na mojej twarzy. – Ona już tak ma. Jest starszą kobietą i czasami ma niedorzeczne fanaberie, ale ma wielkie serce.
-Nie wątpię. – wzruszyłem ramionami, wsypałem dwie łyżeczki kawy do szklanki i nastawiłem wodę na gaz.
-Chcesz coś zjeść?
-Nie dzięki. Nie jestem głodny. Kawa mi wystarczy. – powiedziałem i usiadłem przy stole cierpliwie czekając aż woda się zagotuje.
-Udało ci się zasnąć? – podeszła do zlewu i kontynuowała zmywanie naczyń za Ambar.
-Oczywiście. Śniłaś mi się przez całą noc. – spojrzałem na nią zawadiacko w nadziei, że podłapie temat.
-Diego, proszę cię. Jestem zakonnicą. – skarciła mnie przejęta tym co powiedziałem.
-Spokojnie, to był żart. – przyłożyła mi ścierką w ramię i spojrzała z pretensjami. Irytowały ja moje teksty ale wygląda tak uroczo gdy się denerwuje, że nie mogłem się oprzeć. – Nie zasnąłem przez całą noc. Gdyby Dani nie poratował mnie kawą, prawdopodobnie dziś wyprawialibyście mi pogrzeb.
-Nie mów tak. – wziąłem do ręki gazetę leżącą na stole i rozpocząłem lekturę. Nowy prezydent miasta, pożar jakiegoś starego budynku, znowu panująca ospa, silny wiatr. Nic co by mogło mnie zainteresować. Przewertowałem więc kartki na ostatnie strony by rozwiązać krzyżówkę. Po drodze jednak wpadło mi w oko jedno ogłoszenie. Budynek do wynajmu. Przeczytałem szczegóły ogłoszenia i wykrzyknąłem: „eureka!”.
-Co jest?
-Znalazłem! Ten budynek perfekcyjnie pasuje na schronisko! – Clari wytarła ręce i podeszła do gazety.
-Rzeczywiście. Tylko pominąłeś jeden szczegół. To naprawdę dobra lokalizacja. Nikt nie przepuści tego koło nosa. Trzeba się spieszyć bo w każdej chwili ktoś może to wykupić.
-Co masz na myśli?
-To, że czas się przebiec. Wstawaj, idziemy.
-Ale moja kawa!

Dwie minuty później byliśmy już w drodze do umówionego miejsca spotkania. Dosłownie tam biegliśmy, ponieważ Dani pojechał gdzieś swoim samochodem. Zacząłem żałować, że nie wziąłem sobie do serca tego o wietrze bo strasznie wiało. W pewnym momencie wiatr zdmuchnął welon z głowy Clari, który wpadł prosto do kałuży.
-O nie! – krzyknęła i wróciła po niego.
-Clari, pośpiesz się. Błagam. Nie zdążymy. Ja musiałem zrezygnować z kawy. Coś za coś.
-Ale jest cały mokry i brudny! Co ja mam zrobić? Nie mogę od tak paradować po mieście z gołą głową.
-No nie mogę. Jeśli cię to pocieszy to jak dla mnie wyglądasz ślicznie. A teraz chodź. – pociągnąłem ja za sobą i kontynuowaliśmy bieg.
Kiedy dotarliśmy do umówionego miejsca, akurat zastaliśmy sprzedawcę. Był to człowiek w średnim wieku ogolony na gładko, ubrany w ciemną marynarkę. Zamykał drzwi.
-Dzień dobry. Bo my w sprawie kupna. – mówiłem zadyszany. Nie było to zbyt blisko.
-Przykro mi. Właśnie go sprzedałem.
-Co?! – wykrzyknęliśmy równocześnie.
-Przyjechała tu dosłownie chwilę temu jakaś szycha, zaoferował wyższą cenę to podpisaliśmy umowę i gotowe. Niestety ja już nie mogę nic zrobić. Jeśli chcecie to próbujcie go jakoś przekonać do zmiany zdania bo moja rola tu się kończy. – podał mi do ręki jego wizytówkę i odjechał swoim samochodem.
-Katastrofa. – Clari powiedziała cicho i ze zrezygnowaniem.
-Nie trać nadziei. Może go przekonamy.
-Nie żartuj sobie. Zobacz na jego wizytówkę. To jakiś ważny biznesmen. W życiu go nie przekonamy. Tacy nigdy nie opuszają.
-Jesteś wierząca więc miej też wiarę w ludzi. Trochę optymizmu. – usiedliśmy na murku i objąłem ja ramieniem. Przytuliła się do mnie a ja zadzwoniłem po taksówkę. Dosyć biegania na dziś.
Jego biuro znajdowało się w Puerto Madero. Wysiedliśmy z taksówki i pokierowaliśmy się prosto tam. Był to wysoki budynek, firma samochodowa. Weszliśmy do środka. Zanim udało nam się spotkać kupca natknęliśmy się na sekretarkę. Wyjątkowo skąpo ubraną sekretarkę.
-Witam państwa w czym mogę pomóc? – powitała nas hiszpańskim akcentem. Już wiedziałem, że to podejście będzie proste.
-Dzień dobry pani. – uśmiechnąłem się najlepiej tak potrafiłem.
-O, jest pan Hiszpanem. Miło poznać. – wpadła w pułapkę. Podała mi rękę i odwzajemniłem uścisk. – Skąd pan jest?
-Zaragoza, a pani podejrzewam, że… gdzieś z Katalonii?
-Dokładnie! Barcelona! – kolejny punkt dla mnie.
-Widać po tej pięknej urodzie. Nigdy bym się nie pomylił co do tego! – zachichotała. 3:0 dla mnie. Czas dobić do bramki. – Widzi pani, bo szukamy pana… - spojrzałem na wizytówkę. – Claus Miller. Zastaliśmy go może?
-Tak, przed chwila wrócił. Macie dużo szczęścia. Wejdźcie proszę, to te drugie drzwi po lewo.
-Dziękuję. – ucałowałem jej dłoń i udaliśmy się tam gdzie nam wskazała sekretarka.
-Nie to, że się czepiam – szepnęła po drodze Clari. – ale odpuściłbyś sobie flirtowanie z jakimiś tam panienkami, kiedy mamy ważną sprawę.
-Jesteś zazdrosna? – już drugi raz tego dnia sprzedała mi kuksańca.
Zapukałem do drzwi a kiedy usłyszałem donośne „proszę”, otworzyłem drzwi i weszliśmy.
-Witam, pan pozwoli, że się przedstawię. Diego Dominguez. To jest… siostra Clara. – wciąż nie mogłem przywyknąć do tego „siostra”.
-Dzień dobry, państwo w jakiej sprawie? – był nieźle zdziwiony. Chyba zakonnice nieczęsto go odwiedzały.
-W sprawie pewnego budynku który pan dziś wykupił. Chcemy się dogadać.
-Hmm, przykro mi ale dogadywanie się w tej sprawie raczej nie wchodzi w rachubę. Domyślam się, że też byliście zainteresowani kupnem. Niestety potrzebuję tego budynku. Nie sprzedam go za żadną cenę. Z resztą nie wyglądają państwo na zbyt święcących monetą. Interesu nie będzie.
-Ale… - Clari próbowała coś powiedzieć.
-Bez „ale” bo to nic nie zmieni. – wstał ze swojego fotela i otworzył drzwi. – Żegnam. – Wyszliśmy bez słowa. Clari miała rację, z tym facetem nie szło się dogadać. Idąc przez korytarz mrugnąłem jeszcze do sekretarki żeby podrażnić się z Clarą, ale nie zwróciła na to większej uwagi i szła dalej zasmucona. Wsiedliśmy do windy i zjechaliśmy na dół z milczeniu.

Około pół godziny później byliśmy już w klasztorze. Dojechaliśmy tam ponownie taksówką. Cała droga minęła w ciszy. Clari najwyraźniej nieźle przybiła ta porażka. Kiedy weszliśmy do środka w końcu się odezwałem.
-Dlaczego nic nie mówisz? Aż tak źle?
-A jak ma być? Kiedy w końcu znaleźliśmy odpowiednie miejsce, wszystko poszło się… knocić. Zawsze jak się do czegoś przyłożę to mi nie wychodzi. Jestem do niczego i tyle! – rozpłakała się i zakryła oczy dłońmi. Automatycznie ją przytuliłem.
-Ey, nie płacz. Jeszcze nam się uda, zobaczysz. – ona jednak wciąż płakała w mój podkoszulek. – Clari. – odkryłem jej twarz i objąłem jej policzki dłońmi. - Takiej pięknej kobiecie nie wypada płakać. – zacząłem zbliżać swoją twarz do niej. Miałem ochotę ją pocałować i zabrać jej wszystkie smutki. Nagle ona krzyknęła…
-NIE!

***

Wszystkie narody sie radują, biją dzwony, ptaki śpiewają... a później Paulina postanawia znoszczyć nadzieje, he. Nie wiem jak wy ale ja sie świetnie bawie udajac Martite Betoldi ahre. 
Może jakoś bardzo tego nie widać ale staram się rozpisywać i robię ciągle poprawki by lepiej się czytało no i było dłużej. 
Już jak zwykle proszę o komentrze (buu ostatnio nie było żadnego) ew. na tt (@hellopala) lub asku (@FastPala00). Luv.
Pala

2 komentarze:

  1. HELLOOOO,IT'S MEE.
    To jest soł macz zajebiste <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeej... to ja ta z aska :-* zarąbiste czekam na nexta i mam nadzieję, żę next pojawi się szybciej <3
    Wiki

    OdpowiedzUsuń