wtorek, 17 maja 2016

ROZDZIAŁ 9

Minął już tydzień odkąd uczę w szkole. Póki co jest w miarę spokojnie. Miguel średnio uczestniczy w zajęciach, ale przynajmniej nie robi problemów. Poznałem w końcu imiona wszystkich uczniów. Myślę, że całkiem dobrze się z nimi dogaduję. Z Joaquinem niestety nigdy nie udaje mi się spokojnie porozmawiać. Zawsze ucieka. Ale minął dopiero tydzień. Jeszcze będzie szansa na szczerą rozmowę.
Dzisiaj nie poszedłem do szkoły lecz udałem się do klasztoru do matki przełożonej by poprosić o urlop. Kiedy już wszystko załatwiłem wyszedłem z jej gabinetu, a na korytarzu spotkałem Clari.
-Dzień dobry. – powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.
-Cześć. – odpowiedziała. – Co ty tu robisz? Nie powinieneś być w szkole?
-Mówisz jakbym był dzieciaczkiem, który uciekł z lekcji.
-Przepraszam, wiesz co miałam na myśli.
-Wiem, to był żart. – pomachałem jej przed oczami.
-Chyba jeszcze się nie obudziłam. O dziwo przyznam ci rację, przydałaby się kawa.
-A nie mówiłem? Co do mojego pobytu tutaj to było poprosić o kilka dni urlopu.
-No proszę! Dopiero tydzień minął, a ty już zmęczony?
-Nie, to nie tak. Chodzi o to, że pomieszkiwanie w hotelu jest takie niekoniecznie na moją kieszeń. Kupiłem więc kawalerkę, która… cóż, średnio przypomina miejsce w którym da się mieszkać. Dlatego wziąłem urlop by zrobić remont. Budowlańcem nie jestem, ale myślę, ze dam radę.
-O! Zaskoczyłeś mnie. Ale przecież wiesz, że mogłeś przyjść tutaj? Może sen w śpiworze nie jest najwygodniejszą opcją, ale przynajmniej nie miałbyś dodatkowych wydatków.
-Wiem, ale powiedziałem sobie, że nie wrócę tutaj. Z resztą wole siedzieć na swoim. Czuję się wtedy pewniej.
-I dasz sobie radę tak całkiem sam?
-Miejmy nadzieję. W sumie nie jest, aż tak źle. Podłoga jest całkiem dobra, wystarczy ja odgruzować. Wyrównam jeszcze ściany i pomaluję je. Z tego co widziałem to by było na tyle. Najwyżej wyjdzie w praniu.
-Mam pomysł! – powiedziała rozentuzjazmowana.
-Co jest? – zdziwiłem się. Nie miałem pojęcia o co może chodzić.
-Pomogę ci. Zawsze to więcej rąk do roboty. – roześmiałem się słysząc jej słowa. To wydawało się absurdalne. – Dlaczego się śmiejesz? Uważasz mnie za słabszą? Otóż nie mój drogi.
-Przepraszam, taki odruch – powiedziałem starając się uspokoić. – Nie trzeba, naprawdę. Poradzę sobie bez problemu.
-Diego… - powiedziała błagalnym tonem. Była taka słodka. Spojrzałem jej w oczy i już wiedziałem, że nie będę w stanie odmówić.
-No dobrze. Tylko nie dziś, okey? Dzisiaj zajmę się tymi cięższymi sprawami, a jutro ewentualnie pomożesz mi ze ścianami, może być?
-Jasne! Dla mnie świetnie.
-Dobra. – wyjąłem z kieszeni karteczkę i długopis i szybko napisałem jej adres mojego mieszkania. Podałem jej, a ona szybko przeczytała.
-Oo, to blisko.
-Dokładnie. Zaraz przy Buenos Aires Base, zaledwie kilka kroków stąd. Możesz przyjść na 16?
-Jasne, będę tam.
-To świetnie. – pocałowałem ja w policzek. – Do jutra. – mrugnąłem i wyszedłem z klasztoru. Poszedłem od razu do mojego nowego miejsca zamieszkania. Jeszcze dużo pracy przede mną.

Następnego dnia od rana znowu wziąłem się do roboty. Przez prawie cały wczorajszy dzień zajmowałem się podłogą plus walczyłem ze ścianami. Do szczęścia okazało się, ze grasowało tu kilka szczurów. Musiałem wzywać profesjonalistów by zajęli się intruzami. Nie przepadam za gryzoniami tego typu.
Obudziłem się dopiero po południu. Byłem tak zmęczony przez poprzedni dzień, że o wcześniejszej pobudce nie było mowy. Wstałem ze starej szarej kanapy, którą pozostawił poprzedni właściciel i przeciągnąłem się. Oprócz kanapy były tu też nieduże meble kuchenne. Ku mojemu szczęściu wszystkie instalacje były sprawne. Przemyłem twarz zimną wodą i przebrałem się w czyste ubrania. Poszedłem do sklepu budowlanego by kupić farby na ściany. Wybrałem zielony do kuchni oraz fioletowy i kremowy do sypialni. Godzinę później byłem już z powrotem w domu. Nie miałem jednak żadnych sił by rozpocząć malowanie. Postanowiłem wiec wyjść do pobliskiej restauracji by zjeść śniadanie. Od wczorajszego dnia jeszcze nic nie jadłem. Kiedy tam wszedłem zamówiłem jakąś zupę i kurczaka. Jeszcze nigdy nie byłem aż tak głodny. Pochłonąłem wszystko w piętnaście minut po czym nadal byłem głodny, więc zamówiłem jeszcze naleśniki. Tym razem postanowiłem delektować się swoim posiłkiem. Nie śpieszyło mi się. Później jeszcze chwile posiedziałem w środku i po piętnastej udałem się powrotem do domu. Ku mojemu zdziwieniu po drodze spotkałem Clari.
-Clari, co ty tu robisz tak wcześnie?
-Właściwie nie miałam co robić wiec poprosiłam matkę przełożoną o pozwolenie bym wyszła wcześniej. Tak wiec jestem. Możemy zaczynać.
-Jaka zdeterminowana, nie wierzę. – wsunąłem klucz do drzwi i otworzyłem je. – Także zapraszam do mojego królestwa. – weszliśmy do środka. Moje mieszkanie naprawdę nie było duże. Zaraz po wejściu znajdowaliśmy się w sypialni, a od niej oddzielona jedynie blatem była kuchnia. Z drugiej strony znajdowały się drzwi prowadzące do małej łazienki.
-Całkiem przytulnie tu masz. Jak pomalujemy ściany to zrobi się bardziej kolorowo.
-Co sarkazm?
-Skądże, naprawdę mi się podoba. To jak? Malujemy? – kiwnąłem głową i wzięliśmy się do roboty. Zaczęliśmy od pokoju. Był kremowy z fioletowymi konturami przy suficie i w kątach. Wyglądał całkiem ładnie. Lepiej niż sobie to wyobrażałem. Clari miała rację. Chyba nie żyję w aż takim koszmarze. Później przyszła kolej na kuchnie. Miałem w planach pomalować ją na zielono, lecz Clara stwierdziła, że ten kolor będzie się kłócił z pokojem. Zdałem się więc na jej intuicję i pomalowaliśmy ją na kremowo. Zielony został do łazienki, którą początkowo chciałem pozostawić w oryginalnym stanie, ale widząc poprzednie efekty, które były naprawdę dobre, zgodziłem się na pomysł Clari. Było już bardzo późno. Obydwoje padaliśmy z braku sił. Jednak naszym celem było dokończenie pracy tego samego dnia. Wszedłem więc na krzesło by rozpocząć malowanie górnej części ściany gdy niechcący zamachnąłem się pędzlem i przejechałem po ramieniu Clary. Szybko zeskoczyłem z góry i wziąłem szmatkę by jak najszybciej odratować jej habit. Wyglądała na zdenerwowaną gdy nagle zanurzyła palec w farbie i przejechała nim po moim policzku.
-Naprawdę Clari? Naprawdę?
-Teraz jesteśmy kwita.
-Bylibyśmy, gdyby nie fakt, ze zaatakowałaś moja twarz. Teraz to wywołałaś prawdziwą wojnę. – pochwyciłem z powrotem swój pędzel i chlapnąłem w nią farbą. Ona nie pozostała bez odpowiedzi i zrobiła to samo. Po chwili byliśmy cali umorusani zieloną farbą. Zrobił się potworny bałagan. Gdy chciałem już zakończyć to wszystko poślizgnąłem się i upadłem na Clari przez co obydwoje wylądowaliśmy pod prysznicem. Ku nieszczęściu zawadziłem ręką o korek i chlusnęła na nas lodowata woda. Szybko wygrzebaliśmy się i wyłączyłem wodę.
-Co jak co… ale to już chyba koniec na dzisiaj. – powiedziałem ocierając twarz z wody.
-I tu masz świętą rację. – odpowiedziała. Chwilę później siedzieliśmy już w pokoju wysuszeni. Było grubo po północy. Nawet nie wiedzieliśmy, że minęło tyle czasu.
-Diego, ja chyba powinnam iść do zakonu.
-Zapomnij. Nie puszczę cię samej o tej godzinie. To zbyt niebezpieczne.
-Naprawdę nie powinnam tutaj być. W klasztorze pewnie umierają z nerwów.
-Nich ci będzie. Ale pod warunkiem, że będę mógł cię odprowadzić. Sama nie pójdziesz. Nie ma takiej opcji. I jeszcze jedno… napijesz się ze mną. – wyciągnąłem z szafki mała butelkę whisky.
-Oszalałeś prawda? Proszę cię, jestem zakonnicą.
-Nie. Inaczej cię tu zamknę i nie wypuszczę do jutra.
-Diego. – zignorowałem ja i nalałem trunku do dwóch szklanek.
-No to za udany remont…. choćby w połowie. – uniosłem szklankę do góry w oczekiwaniu na reakcję.
-Ty jesteś jakimś wariatem. – powiedziała i również uniosła szklankę do góry. – Zdrowie. – wypiła zawartość szklanki. Ja poczyniłem to samo. Nie mogłem wyjść z podziwu. W prawdzie tylko się z nią droczyłem, a tu taka niespodzianka.
-Poczekaj na mnie. Idę po kurtki bo jest chłodno i pójdziemy, okej? – odszedłem do kuchni gdzie chwilowo leżała moja walizka. Wygrzebałem moją skurzaną kurtkę oraz ciepła bluzę. Zamknąłem walizkę i wróciłem do Clary. Jednak zastałem ja śpiącą już wygodnie na kanapie. Zaśmiałem się cicho i przykryłem ją kocem. Sam natomiast ubrałem obydwie rzeczy i położyłem się na podłodze obok kanapy. Zgasiłem lampę i wyszeptałem ciche „dobranoc Clari”.

***

PRZEPRASZAM ZA OPÓŹNIENIE. Jejku totalnie zapomniałam w poniedziałęk o rozdziale, naprawdę przepraszam. Miałam małe zamieszanie zwiaze z rekrutacją do liceum, chrztem i wyjazdem do Budapesztu i nawet nie ogarnęłam jaki dzień tygodnia jest :( 
Mimo tego mam nadzieję, że rozdział jest ok bo chyba pierwszy raz jest tak dużo opisów, a tak mało dialogów. Trzeba próbować nowości, nieprawdaż? Jeszcze raz przepraszam, hasta la proxima!
Pala

1 komentarz: