Minął już tydzień odkąd uczę w
szkole. Póki co jest w miarę spokojnie. Miguel średnio uczestniczy w zajęciach,
ale przynajmniej nie robi problemów. Poznałem w końcu imiona wszystkich
uczniów. Myślę, że całkiem dobrze się z nimi dogaduję. Z Joaquinem niestety
nigdy nie udaje mi się spokojnie porozmawiać. Zawsze ucieka. Ale minął dopiero
tydzień. Jeszcze będzie szansa na szczerą rozmowę.
Dzisiaj nie poszedłem do szkoły
lecz udałem się do klasztoru do matki przełożonej by poprosić o urlop. Kiedy
już wszystko załatwiłem wyszedłem z jej gabinetu, a na korytarzu spotkałem
Clari.
-Dzień dobry. – powiedziałem i
uśmiechnąłem się do niej.
-Cześć. – odpowiedziała. – Co ty
tu robisz? Nie powinieneś być w szkole?
-Mówisz jakbym był dzieciaczkiem,
który uciekł z lekcji.
-Przepraszam, wiesz co miałam na
myśli.
-Wiem, to był żart. – pomachałem
jej przed oczami.
-Chyba jeszcze się nie obudziłam.
O dziwo przyznam ci rację, przydałaby się kawa.
-A nie mówiłem? Co do mojego
pobytu tutaj to było poprosić o kilka dni urlopu.
-No proszę! Dopiero tydzień
minął, a ty już zmęczony?
-Nie, to nie tak. Chodzi o to, że
pomieszkiwanie w hotelu jest takie niekoniecznie na moją kieszeń. Kupiłem więc
kawalerkę, która… cóż, średnio przypomina miejsce w którym da się mieszkać.
Dlatego wziąłem urlop by zrobić remont. Budowlańcem nie jestem, ale myślę, ze
dam radę.
-O! Zaskoczyłeś mnie. Ale
przecież wiesz, że mogłeś przyjść tutaj? Może sen w śpiworze nie jest
najwygodniejszą opcją, ale przynajmniej nie miałbyś dodatkowych wydatków.
-Wiem, ale powiedziałem sobie, że
nie wrócę tutaj. Z resztą wole siedzieć na swoim. Czuję się wtedy pewniej.
-I dasz sobie radę tak całkiem
sam?
-Miejmy nadzieję. W sumie nie
jest, aż tak źle. Podłoga jest całkiem dobra, wystarczy ja odgruzować. Wyrównam
jeszcze ściany i pomaluję je. Z tego co widziałem to by było na tyle. Najwyżej
wyjdzie w praniu.
-Mam pomysł! – powiedziała
rozentuzjazmowana.
-Co jest? – zdziwiłem się. Nie
miałem pojęcia o co może chodzić.
-Pomogę ci. Zawsze to więcej rąk
do roboty. – roześmiałem się słysząc jej słowa. To wydawało się absurdalne. –
Dlaczego się śmiejesz? Uważasz mnie za słabszą? Otóż nie mój drogi.
-Przepraszam, taki odruch –
powiedziałem starając się uspokoić. – Nie trzeba, naprawdę. Poradzę sobie bez
problemu.
-Diego… - powiedziała błagalnym
tonem. Była taka słodka. Spojrzałem jej w oczy i już wiedziałem, że nie będę w
stanie odmówić.
-No dobrze. Tylko nie dziś, okey?
Dzisiaj zajmę się tymi cięższymi sprawami, a jutro ewentualnie pomożesz mi ze
ścianami, może być?
-Jasne! Dla mnie świetnie.
-Dobra. – wyjąłem z kieszeni
karteczkę i długopis i szybko napisałem jej adres mojego mieszkania. Podałem
jej, a ona szybko przeczytała.
-Oo, to blisko.
-Dokładnie. Zaraz przy Buenos Aires
Base, zaledwie kilka kroków stąd. Możesz przyjść na 16?
-Jasne, będę tam.
-To świetnie. – pocałowałem ja w
policzek. – Do jutra. – mrugnąłem i wyszedłem z klasztoru. Poszedłem od razu do
mojego nowego miejsca zamieszkania. Jeszcze dużo pracy przede mną.
Następnego dnia od rana znowu
wziąłem się do roboty. Przez prawie cały wczorajszy dzień zajmowałem się
podłogą plus walczyłem ze ścianami. Do szczęścia okazało się, ze grasowało tu
kilka szczurów. Musiałem wzywać profesjonalistów by zajęli się intruzami. Nie
przepadam za gryzoniami tego typu.
Obudziłem się dopiero po
południu. Byłem tak zmęczony przez poprzedni dzień, że o wcześniejszej pobudce
nie było mowy. Wstałem ze starej szarej kanapy, którą pozostawił poprzedni
właściciel i przeciągnąłem się. Oprócz kanapy były tu też nieduże meble
kuchenne. Ku mojemu szczęściu wszystkie instalacje były sprawne. Przemyłem
twarz zimną wodą i przebrałem się w czyste ubrania. Poszedłem do sklepu
budowlanego by kupić farby na ściany. Wybrałem zielony do kuchni oraz fioletowy
i kremowy do sypialni. Godzinę później byłem już z powrotem w domu. Nie miałem
jednak żadnych sił by rozpocząć malowanie. Postanowiłem wiec wyjść do
pobliskiej restauracji by zjeść śniadanie. Od wczorajszego dnia jeszcze nic nie
jadłem. Kiedy tam wszedłem zamówiłem jakąś zupę i kurczaka. Jeszcze nigdy nie
byłem aż tak głodny. Pochłonąłem wszystko w piętnaście minut po czym nadal
byłem głodny, więc zamówiłem jeszcze naleśniki. Tym razem postanowiłem
delektować się swoim posiłkiem. Nie śpieszyło mi się. Później jeszcze chwile
posiedziałem w środku i po piętnastej udałem się powrotem do domu. Ku mojemu
zdziwieniu po drodze spotkałem Clari.
-Clari, co ty tu robisz tak
wcześnie?
-Właściwie nie miałam co robić
wiec poprosiłam matkę przełożoną o pozwolenie bym wyszła wcześniej. Tak wiec
jestem. Możemy zaczynać.
-Jaka zdeterminowana, nie wierzę.
– wsunąłem klucz do drzwi i otworzyłem je. – Także zapraszam do mojego
królestwa. – weszliśmy do środka. Moje mieszkanie naprawdę nie było duże. Zaraz
po wejściu znajdowaliśmy się w sypialni, a od niej oddzielona jedynie blatem
była kuchnia. Z drugiej strony znajdowały się drzwi prowadzące do małej
łazienki.
-Całkiem przytulnie tu masz. Jak
pomalujemy ściany to zrobi się bardziej kolorowo.
-Co sarkazm?
-Skądże, naprawdę mi się podoba.
To jak? Malujemy? – kiwnąłem głową i wzięliśmy się do roboty. Zaczęliśmy od
pokoju. Był kremowy z fioletowymi konturami przy suficie i w kątach. Wyglądał
całkiem ładnie. Lepiej niż sobie to wyobrażałem. Clari miała rację. Chyba nie
żyję w aż takim koszmarze. Później przyszła kolej na kuchnie. Miałem w planach
pomalować ją na zielono, lecz Clara stwierdziła, że ten kolor będzie się kłócił
z pokojem. Zdałem się więc na jej intuicję i pomalowaliśmy ją na kremowo.
Zielony został do łazienki, którą początkowo chciałem pozostawić w oryginalnym
stanie, ale widząc poprzednie efekty, które były naprawdę dobre, zgodziłem się
na pomysł Clari. Było już bardzo późno. Obydwoje padaliśmy z braku sił. Jednak
naszym celem było dokończenie pracy tego samego dnia. Wszedłem więc na krzesło
by rozpocząć malowanie górnej części ściany gdy niechcący zamachnąłem się
pędzlem i przejechałem po ramieniu Clary. Szybko zeskoczyłem z góry i wziąłem
szmatkę by jak najszybciej odratować jej habit. Wyglądała na zdenerwowaną gdy
nagle zanurzyła palec w farbie i przejechała nim po moim policzku.
-Naprawdę Clari? Naprawdę?
-Teraz jesteśmy kwita.
-Bylibyśmy, gdyby nie fakt, ze
zaatakowałaś moja twarz. Teraz to wywołałaś prawdziwą wojnę. – pochwyciłem z
powrotem swój pędzel i chlapnąłem w nią farbą. Ona nie pozostała bez odpowiedzi
i zrobiła to samo. Po chwili byliśmy cali umorusani zieloną farbą. Zrobił się
potworny bałagan. Gdy chciałem już zakończyć to wszystko poślizgnąłem się i
upadłem na Clari przez co obydwoje wylądowaliśmy pod prysznicem. Ku
nieszczęściu zawadziłem ręką o korek i chlusnęła na nas lodowata woda. Szybko
wygrzebaliśmy się i wyłączyłem wodę.
-Co jak co… ale to już chyba
koniec na dzisiaj. – powiedziałem ocierając twarz z wody.
-I tu masz świętą rację. – odpowiedziała.
Chwilę później siedzieliśmy już w pokoju wysuszeni. Było grubo po północy.
Nawet nie wiedzieliśmy, że minęło tyle czasu.
-Diego, ja chyba powinnam iść do
zakonu.
-Zapomnij. Nie puszczę cię samej
o tej godzinie. To zbyt niebezpieczne.
-Naprawdę nie powinnam tutaj być.
W klasztorze pewnie umierają z nerwów.
-Nich ci będzie. Ale pod
warunkiem, że będę mógł cię odprowadzić. Sama nie pójdziesz. Nie ma takiej
opcji. I jeszcze jedno… napijesz się ze mną. – wyciągnąłem z szafki mała
butelkę whisky.
-Oszalałeś prawda? Proszę cię,
jestem zakonnicą.
-Nie. Inaczej cię tu zamknę i nie
wypuszczę do jutra.
-Diego. – zignorowałem ja i
nalałem trunku do dwóch szklanek.
-No to za udany remont…. choćby w
połowie. – uniosłem szklankę do góry w oczekiwaniu na reakcję.
-Ty jesteś jakimś wariatem. –
powiedziała i również uniosła szklankę do góry. – Zdrowie. – wypiła zawartość
szklanki. Ja poczyniłem to samo. Nie mogłem wyjść z podziwu. W prawdzie tylko
się z nią droczyłem, a tu taka niespodzianka.
-Poczekaj na mnie. Idę po kurtki
bo jest chłodno i pójdziemy, okej? – odszedłem do kuchni gdzie chwilowo leżała
moja walizka. Wygrzebałem moją skurzaną kurtkę oraz ciepła bluzę. Zamknąłem
walizkę i wróciłem do Clary. Jednak zastałem ja śpiącą już wygodnie na kanapie.
Zaśmiałem się cicho i przykryłem ją kocem. Sam natomiast ubrałem obydwie rzeczy
i położyłem się na podłodze obok kanapy. Zgasiłem lampę i wyszeptałem ciche
„dobranoc Clari”.
***
PRZEPRASZAM ZA OPÓŹNIENIE. Jejku totalnie zapomniałam w poniedziałęk o rozdziale, naprawdę przepraszam. Miałam małe zamieszanie zwiaze z rekrutacją do liceum, chrztem i wyjazdem do Budapesztu i nawet nie ogarnęłam jaki dzień tygodnia jest :(
Mimo tego mam nadzieję, że rozdział jest ok bo chyba pierwszy raz jest tak dużo opisów, a tak mało dialogów. Trzeba próbować nowości, nieprawdaż? Jeszcze raz przepraszam, hasta la proxima!
Pala
Mmm... zakończenie najlepsze! Czekam na nexta!!!
OdpowiedzUsuń