Powoli otworzyłam oczy. Przez
chwilę wszystko było zamazane – jak każdego ranka. Przewróciłam się na drugi
bok gdy zaczęłam odzyskiwać świadomość. Spałam na czymś twardym. Zaczęłam macać
moje podłoże i stwierdziłam, że to panele. Nagle moja ręka natknęła się na
ciało. Nagle zerwałam się z miejsca i od razu zaczęłam kojarzyć co się dzieje.
Byłam w mieszkaniu Diego, który leżał tuż obok mnie na podłodze. Ze strachu aż
krzyknęłam, przez co się obudził.
-Co jest grane? – podniósł się
powoli i przetarł oczy.
-Też bym chciała wiedzieć.
Dlaczego leżę z tobą na podłodze? Czy ja o czymś nie pamiętam? Diego… czy
między nami coś…
-Nie! Clari, spokojnie. –
powiedział z lekko zachrypniętym głosem. Patrzył na mnie zaspanymi oczami, a
jego włosy były poczochrane. – Też nie wiem dlaczego leżysz na podłodze. Kiedy
zasypiałem byłaś jeszcze na kanapie. – wskazał na mebel stojący obok nas.
-Ale co tutaj robię ogólnie?
-Gdy poszedłem po kurtkę i
wróciłem już spałaś. Nie chciałem cię budzić. Słodko wyglądasz jak śpisz,
wiesz?
-Diego…
-Tak tak. Już nam to zdanie na
pamięć. – przerwał mi. – Jeny jak tu gorąco. – powiedział i ściągnął kurtkę jak
i bluzę. Został tylko w obcisłym białym podkoszulku. Patrzyłam z
zainteresowaniem. – Co?
-O nie! – ocknęłam się i wstałam.
Przecież jest już rano. Diego, ja powinnam już wczoraj być w klasztorze. Ty
wiesz co mi może grozić. Muszę biec! – ruszyłam w stronę drzwi.
-Zaczekaj! – również wstał i
zatrzymał mnie. - Nie chcesz czegoś zjeść czy coś?
-Żartujesz prawda? Otwórz mi
drzwi, proszę. – tak też zrobił wiec jak najszybciej ruszyłam.
-Do zobaczenia! – krzyknął na
pożegnanie.
Chwilę później byłam już w
klasztorze. Wślizgnęłam się do środka przez kaplicę z nadzieją, że nikt mnie
nie zauważy. Cicho mknęłam korytarzem uważając by nie wpaść na nikogo. Była już
miarowo późna godzina bo prawie południe. Wszystkie siostry już na pewno nie
spały. Już prawie byłam w swoim pokoju gdy nagle…
-Gdzie się wybierasz? –
usłyszałam głos matki przełożonej za swoimi plecami. Wypuściłam powietrze z ust
ze strachu. Odwróciłam się powoli w jej stronę. – Siostro Claro, mogę wiedzieć
gdzie byłaś?
-Matko… ja…
-Nie wiem czy chcę słyszeć.
Zawiodłaś mnie dziecko. Nie spodziewałam się tego po tobie.
-Nie, nie! To nic z tych rzeczy!
-Jak ty w ogóle wyglądasz? Twój
habit, jesteś cała zielona!
-No właśnie o to chodzi! Mówiłam,
że idę pomóc Diego w remoncie i mieliśmy mały wypadek z farbą. Plus zrobiło się
późno i zasnęłam z tego wszystkiego.
-Nie jestem pewna czy ci wierzę.
Tak jak mówiłaś, byłaś tam z Diego.
-Ale co to ma do rzeczy?
-Posłuchaj… znam to spojrzenie.
To nie pierwszy raz gdy je widzę, w końcu nie urodziłam się dzisiaj.
Zaprzyjaźniłaś się z nim w bardzo bliski sposób. Zbyt bliski. To co między wami
jest nie współgra z życiem religijnym. Rozumiesz co mam na myśli, prawda?
-Nie, nie, nie, nie! Matko, to
naprawdę nie tak. Nic z tych rzeczy! Rzeczywiście zaprzyjaźniliśmy się, ale w
dosłownym tego słowa znaczeniu. Naprawdę, musi mi matka uwierzyć…
-Niech ci będzie. Przyjmijmy, że
ci wierzę. Ale pamiętaj… przed nim się nie ukryjesz. – wskazała palcem ku
górze.
-Wiem, ale nie mam nic na
sumieniu.
-Mam nadzieję.
-Będę ukarana?
-Nie. Chcę tylko żebyś
przemyślała wszystko. Niech to będzie twoja pokutą. To twoje życie i musisz
wiedzieć po czym stąpasz. – uśmiechnęła się do mnie. To niesamowite jak
wspaniałą osobą jest nasza matka przełożona. Nieoczekiwanie za jej plecami
pojawiła się wysoka kobieta wraz z nastolatkiem o rudawych włosach.
-Dzień dobry. – przywitała się
uśmiechnięta.
-Witam. – odpowiedziała matka. –
Claro, pozwól, ze przedstawię ci panią Virginię i jej syna, a naszego nowego
ucznia, Roya.
-Cześć. – powiedziałam do
chłopaka. Wydawał się bardzo sympatyczny i bardzo mi kogoś przypominał. Jakbym
go już kiedyś widziała.
-Zaprowadzisz go proszę do szkoły
na lekcje? – zapytała.
-Tak, oczywiście. – kiwnęłam
głową do chłopaka by szedł za mną i wyszliśmy z klasztoru. Przez chwilę patrzył
na mnie ze zdziwieniem i podśmiechiwał się. – Co jest? Mam coś na twarzy?
-No na twarzy to nie… ale na tym
poncho, habicie czy już sam nie wiem jak to się nazywa, owszem. – nagle
przypomniałam sobie, że wciąż jestem cała umorusana farbą. Złapałam się za
głowę.
-O matko! – Roy zaczął się już
naprawdę śmiać.
-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.
Co się stało?
-Remont. Nie ważne. Wolę o tym
zapomnieć i wrócić jak najszybciej. Chodź szybciej. – całkiem luźno mi się z
nim rozmawiało. Był naprawdę sympatyczny. - Właściwie dlaczego taka zmiana
szkoły w środku roku szkolnego?
-Mój ojciec jest lekarzem i
został przydzielony do innego szpitala na drugi koniec miasta. Dojazd przez
godzinę do szkoły każdego ranka nie wydaje się fajny i taki nie jest. Ale w
sumie nie byłem przywiązany do tamtej szkoły. Tamci ludzie byli dziwni.
-Dziwni powiadasz? To nie wiesz
co cię czeka tutaj. – wzruszyłam ramionami. Po chwili dopiero zdałam sobie
sprawę z tego, że mogłam go tym zniechęcić. Spojrzałam w jego stronę lecz ten
spokojnie szedł z uśmiechem na twarzy. Po chwili już byliśmy na miejscu. – Jaką
lekcje masz teraz?
-Umm… zajęcia z aktorstwa. –
zdziwiło mnie to trochę ze względu na to, że Diego ma urlop, a rano wcale nie
wyglądał jakby się spieszył.
-Dobrze, to ta sala obok. –
podeszłam i otworzyłam mu drzwi. W środku rzeczywiście odbywała się lekcja. Był
tam również Diego. Kiedy usłyszeli drzwi wszyscy na nas spojrzeli. – Dzień
dobry. – powiedziałam i weszłam do środka razem z Royem. – Słuchajcie, to jest
Roy, wasz nowy kolega klasowy. Mam nadzieję, że miło go przyjmiecie do swojego
grona. – skończyłam a w klasie zapanowała kilkusekundowa cisza.
-Elo rudy! – powiedział po chwili
Miguel i zaśmiał się. Chyba niezbyt miłe przywitanie. Przysunęłam się do Roya i
szepnęłam cicho…
-Spokojnie, przejdzie im.
-Nie ma potrzeby, nie rusza mnie
to. – odpowiedział. – Elo… czarny. – powiedział do Miguela jakby nigdy nic się
nie stało. I to mu się udało ze względu na to, że nie dość, że ma kruczoczarne
włosy to też ciemną karnację. Powstrzymałam się jednak od reakcji.
-Siadaj Roy, miło cię poznać. –
powiedział Diego.
-To ja już może pójdę. –
powiedziałam i zaczęłam się wycofywać. W końcu wciąż byłam w farbie i
zauważyłam, że uczniowie podśmiechują się.
-Dlaczego? Zostań na chwilę. –
zasugerował, a klasa zawtórowała mu. Nie miałam wyboru, musiałam zostać.
Usiadłam z boku, a Diego kontynuował lekcje.
-Tak więc jak już mówiłem, dziś
wcielimy się w nietypowe role, a mianowicie będziecie musieli zagrać zwierzęta.
-Naprawdę? Kiedy zrobimy jakieś
przedstawienie z główną damską i męską postacią, co? – zapytał Miguel i
poruszył brwiami dając do zrozumienia co ma na myśli.
-Powiem to tak. Zachowując się w
ten sposób jesteś bardziej zwierzęcy niż przy tych ćwiczeniach. Może i
dziewczyny lubią słodkie pieski, ale nie niewychowane małpy, więc uważaj co
mówisz bo jeszcze długo żadnej nie pocałujesz, tak? – parsknęłam śmiechem. Na
szczęście nikt nie zauważył. – A co do przedstawień, to żeby grać najpierw
trzeba się tego nauczyć, a te ćwiczenia wam pomogą. Rozstawcie się na całej
powierzchni Sali. A teraz zacznijmy od czegoś łatwego. Pies. Myślę, ze to dobry
start. Proszę, zaczynajcie!
Dzieciaki zaczęły chodzić na
czterech „łapach” i szczekać. Dwójka zaczęła warczeć na siebie, a później
atakować w czego efekcie Diego musiał ich rozdzielać. Chwilę później jeden
chłopak w rozczochranych włosach i za dużym swetrze podbiegł do mojego
przyjaciela i podniósł nogę i udał, że załatwia swoje potrzeby.
-Ay Polichelo co ty wyprawiasz!?
Nie wczuwaj się za bardzo! – krzyknął trochę przerażony. – Dobrze może teraz
coś innego… i bezpieczniejszego.
-Kangury? – krzyknęła, któraś z
dziewczyn na drugim końcu Sali.
-Nigdy w życiu. Żółwie. Wolę nie
ryzykować.
Tym razem wszyscy wziąć
przylepieni do ziemi zaczęli bardzo powoli chodzić. Jeden chłopak w ogóle już
leżał bez ruchu. Chyba zasnął. Nagle ten sam chłopak co poprzednio znowu
podbiegł do Diego i ponowił swoją czynność.
-Poli, coś ty zmysły postradał?
To zaczyna być chore!
-Ale ja nigdy nie miałem żółwia,
nie wiem o co z nimi chodzi.
-To weź przykład z kolegi i śpij
udając, ze to twój sposób wykonywania ćwiczenia. – wtedy domniemany przykład
podniósł głowę z posadzki.
-Wypraszam sobie, ja nie śpię.
Udaję martwego żółwia.
-Tak czy inaczej już twoja
inicjatywa jest lepsza. Kolejne zwierzę. Tym razem chyba muszę się ukryć bo sam
nie wierzę w to co powiem… małpy. Miguel zainspirowałeś mnie.
Uczniowie rozpoczęli swoje
ćwiczenie a Diego usiadł obok mnie.
-Wolę być tutaj. Tam może być
naprawdę niebezpiecznie. – powiedział do mnie. – Co myślisz?
-Jeśli chodzi o sposób
prowadzenia zajęć to jest świetnie. Podziwiam, że tak dobrze sobie z nimi
radzisz.
-Chodziło mi o nich.
-Aaa… koszmar. – powiedziałam ze
ściszonym głosem by nie usłyszeli.
-To dobrze, już myślałem, ze ja
ogłupiałem. – roześmialiśmy się.
-Naprawdę. Naśladowanie zwierząt
to miarowo łatwe ćwiczenie, a tu katastrofa. Popatrz na Lucasa, cały czas bije
się pięściami po klatce piersiowej. Ale czy to jedyne co robią małpy? Polichelo
to mówiąc szczerze cymbał ale przynajmniej jest w miarę kreatywny. – Diego
patrzył na mnie z zainteresowaniem. – Co?
-Nic, nic. – wtedy „przykucał” do
nas Miguel popychając Joaquina. Ten natomiast przewrócił się. – Eyey co to
miało być? Miguel!
-No sorry, prawa dżungli. –
zaśmiał się. – A tak serio to było niechcący. Nie moja wina, że ten niedorajda
nie umie chodzić. – wtedy podszedł do nich Roy i pomógł Joaquinowi wstać.
-Wszystko ok? – zapytał, a Joaco
kiwnął twierdząco głową. – Miguel, przeproś go. – stanął przed sprawcą
zamieszania.
-Chyba śnisz rudy. Do tego
poziomu się nie zniżę.
-Przeproś go. – podszedł jeszcze
bliżej tak, ze stali twarzą w twarz zabijając się wzrokiem. – Nie uważaj się za
lepszego bo taki nie jesteś. Czym sobie zasłużył na takie traktowanie? Popatrz
czasami w lustro i zastanów się nad tym co robisz. – Miguel odsunął się od
niego i podszedł do Joaquina.
-Sorry. – powiedział krótko.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z klasy. Ja i Diego staliśmy trochę
osłupiali. To co się właśnie zdarzyło było nowością w tej szkole. Roy w jeden
dzień wprowadził definitywną zmianę. Pozytywną.
-To było… wyjątkowe. Chyba już go
lubię. – powiedział do mnie Diego.
-Odkąd go zobaczyłam wydawał mi
się w porządku. Z tego co widzę wydawało mi się dobrze.
-Clara…
-Słucham?
-Możemy wrócić do poprzedniego
tematu?
-Nie rozumiem. Wcześniej
rozmawialiśmy przecież o tym jak oni grają.
-Dokładnie. Pamiętasz może jak
mówiłaś mi o twoim… zawodzie?
-Tak… pamiętam. – odrzekłam, a
wszystkie mięśnie mojego ciała spięły się.
-Chyba właśnie zrozumiałem co to
było. – wysłał mi szeroki uśmiech i poszedł po swoja torbę. Ja wciąż stałam w
miejscu. Nagle napłynęło do mnie wiele niemiłych wspomnień.
-Nie wiem o czym mówisz. –
powiedziałam szybko, a on podszedł do mnie i położył swoje dłonie na moich
ramionach.
-Uwierz mi, byłabyś świetna
aktorką, ale w tym przypadku nie zagrasz tak bym nie zdał sobie sprawy jaka
jest prawda. – przytulił mnie, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
***
TAK, ZNOWU ZAPOMNIAŁAM. Jednak z tym dniem jestem zmuszona zmienić dzień dodania rozdziału. Skoro jest czwartek to myślę, że tak zostanie. A to dlaczego? Otóż pomhsł rozdziału w dzień gdy mam najwięcej nauczy i praktycznie jestem nieobecna w internetach był złym pomysłem. Narazie zostaję wiec przy czwartku, najwyżej powiadomię was o zmianie.
Pala
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz