poniedziałek, 25 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 6

Zapukałem do drzwi klasztoru i po chwili otworzyła mi siostra Jazmin. Zaczynam rozpoznawać coraz więcej zakonnic. Czy to źle? Wszedłem więc do środka i pokierowałem się od razu do pokoju Daniego. Byłem mu winny wyjaśnienia, a przynajmniej okrężnie wytłumaczenie co się stało. Odszedłem tak o, bez powiedzenia ani słowa, zostawiając tylko sms’a, który i tak niewiele mówił. Wszedłem do niego bez pukania i przywitałem się.
-Chachi, gdzie ty zniknąłeś? Uprzedziłbyś mnie przynajmniej jak się wynosisz. – Daniel spojrzał na mnie z politowaniem. Chyba się martwił. Nie pomyślałem o nim kiedy się wynosiłem. Byłem zbyt przejęty i nie przemyślałem do końca swojej decyzji.
-Wybacz, sprawy się trochę pokomplikowały i nie mogłem czekać.
-Co się pokomplikowało?
-Długo by mówić.
-Trafiłeś w dobrą godzinę, bo mam czas. – wziąłem nerwowy wdech. Nie lubiłem kłamać, a szczególnie moich przyjaciół już nie mówiąc o tym, że w tym przypadku mój przyjaciel jest księdzem. Co ważniejsze, robienie problemów Clari to ostatnie czego bym chciał. Cała tamta sytuacja była moją winą, ale kto wie jak inni by to zrozumieli. Uratowało mnie pukanie do drzwi. Do środka weszła Gaby i Clari.
-Ah, przepraszam, myślałam, że jest ksiądz sam. – spojrzała na mnie, a ja na nią. Kątem oka spostrzegłem zdenerwowanie na twarzy nowicjuszki, a gdy przeniosłem wzrok na Daniela… już zrozumiał co się stało. – To ja może przyjdę później, nie będę przeszkadzać. – Wycofały się szybko i zamknęły za sobą drzwi.
-Dani… - zacząłem delikatnie by jakoś się wytłumaczyć i dać mu do zrozumienia, że tak naprawdę nic takiego nie zaszło.
-Nie chcę wiedzieć. Proszę, nie mów mi nic. Prosiłem cię Diego, żebyś zajął się sobą i nie integrował się zbytnio. Weź sobie to do serca błagam. To nie jest śmieszne.
-Przepraszam. – jedyne co byłem w stanie powiedzieć. Jego ton był nerwowy. ;Poczułem się jak chłopiec w przedszkolu skarcony przez opiekunkę za uszczypanie koleżanki z grupy.  Dani westchnął.
-Przyszedł do ciebie list dziś rano.
-To pewnie wyniki. Podałem tam ten adres. – podniosłem z biurka kopertę i wyszedłem na korytarz. Usiadłem na ławeczce i wlepiłem wzrok z kawałek papieru. Bałem się go otworzyć. Wygrana oznacza pozostanie w Buenos Aires jeszcze długi czas, ważną rolę i prawdopodobnie sukces. Przegrana to rzucenie wszystkiego i powrót do Saragossy, wciąż jako kelner. Bez szansy na pozostanie. Bez szansy by znów ją zobaczyć. Przywaliłem sobie w policzek. Znowu o niej myślałem. Dani miał rację.
Nagle pojawiła się koło mnie Clari.
-Cześć, jak się masz? – zapytała z tym swoim promiennym uśmiechem i usiadła obok mnie jakby nigdy nic. I w sumie dobrze. Po pierwsze obiecaliśmy sobie zapomnieć o nieprzyjemnym nieporozumieniu, a po drugie w jakiś delikatny sposób potrzebowałem zobaczyć jej uśmiech przed otwarciem koperty. W głębi duszy miałem nadzieję, że to nie jest ten ostatni uśmiech.
-Myślę, że dobrze.
-Co to? – wskazała na kopertę z zainteresowaniem.
-Wyniki. – odpowiedziałem krótko. Nerwy nie pozwoliły mi na normalne zachowanie. Jeszcze ta sytuacja sprzed chwili. Chyba lepiej jej nie mówić o tym, że się zorientował. Raczej nie wyciągnie z tego żadnych działań. Zna mnie. Wie, że jestem jedynym winnym.
-Badań? Zachorowałeś na coś? – przestraszyła się. Chyba ją nawet obchodzę.
-Nie, z moim zdrowiem wszystko w porządku. – uspokoiłem ją. – To wyniki z castingu. Brałem udział w przesłuchaniu do filmu i w tej kopercie jest odpowiedź na pytanie, czy w nim zagram czy nie. – Clari zrobiła dziwną minę. Jakby trochę ekscytacji, ale i smutku oraz zaskoczenia. Plus jeszcze jedna rzecz. Coś w jej oczach co miało wielu ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Stąd umiałem to rozpoznać. Podobno mam tak samo.
-I jak? Otwierasz?
-Taki mam zamiar.
-To na co czekasz? Jak tak siedzisz to jeszcze bardziej się denerwujesz!
-Może i masz rację. Nie obraź się ale wolę być sam sprawdzając wyniki. To dla mnie trochę osobiste. Ledwo oddycham jak patrzę na ten list.
-Jak wolisz. Powodzenia. Ja idę sprzątać kaplicę. Tak to się kończy jak się wychodzi z klasztory bez pozwolenia.
-Co? Przecież to moja wina, tak być nie może! – zerwałem się na równe nogi.
-Nie, nie! Jeśli chodzi o wczoraj to nikt się nie zorientował. Gaby kryła mnie i Mayi. Chodzi o wcześniej, jak pobiegliśmy zobaczyć ten budynek.
-Ah… czyli Mayi też tam była? To by miało sens. Może jestem tu krótko ale jej charakter bije po oczach.
-No właśnie. Zostawiam cię z kopertą sam na sam. Wierzę, że ci się udało. – wstała z ławki i odeszła. Ja natomiast wstrzymałem oddech i rozerwałem kopertę. Szybko przeczytałem list i wiedziałem już jak będą wyglądać moje najbliższe miesiące.

***

Najkrótszy rozdział w historii ale już ostatni tego typu. Zaczynam powoli się rozmachiwać i wciąż uczę się na swoich błędach. Mimo niewielu zdażeń w tym rozdziale mam cichą nadzieję, że będzie do przeżycia haha! Egzaminy napisane więc mam teraz więcej czasu na dopracowanie rozdziałów. 
Pala

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 5

Siedziałem na ławce w parku, a obok mnie leżała czarna walizka którą wziąłem ze sobą z klasztoru. Zbierało się na deszcz. Nie tyle co z chmur a z moich oczu. Ukryłem twarz w dłoniach i przypomniałem sobie wszystkie wydarzenia ze wczorajszego dnia.

-NIE!! Diego co ty wyprawiasz!? – odepchnęła mnie z całej siły.
-Przepra…
-Co ci odbiło?! Jestem zakonnicą! Ile razy mam ci to powtarzać! Nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie!
-Clari…
-Już myślałam, ze możemy być dobrymi przyjaciółmi ale najwyraźniej się jeszcze dobrze nie poznaliśmy, bo w życiu bym nie pomyślała… Zejdź mi z oczu! Nie chcę cie widzieć! – ze zrezygnowaniem wycofałem się. Już wystarczająco naknociłem. Nie chciałem wzniecać większego ognia. Wszedłem do pokoju Daniela i położyłem się w moim prowizorycznym łóżku. Zacząłem układać sobie w głowie jak ją przeprosić. Szybko jednak usnąłem. Byłem niesamowicie wyczerpany. Kiedy się obudziłem było ciemno. Zegarek wskazywał trzecią w nocy. Wróciłem do rozmyślań o Clari lecz szybko zdałem sobie sprawę, że to to czego nie powinienem robić. Miała rację. Postąpiłem źle. Postąpiłem źle w ogóle przychodząc tutaj. To się nie powinno zdarzyć. Zaświeciłem małą lampkę, po cichu spakowałem swoje rzeczy i wyniosłem się stamtąd raz na zawsze.

Tak właśnie znalazłem się na ławce w parku. Właśnie zaczęło świtać. Otarłem twarz, wstałem i wziąłem swój bagaż. Udałem się do najbliższego hotelu.

CLARI POV

-Clari co z tobą? Czemu chodzisz w kółko jak kura z jajem? To nie jest normalne. – pytała Mayi przejęta moim zachowaniem. Mayi to nowicjuszka która dołączyła do klasztoru około rok temu razem z Gaby. Życie tu było bardzo monotonne i ciche dopóki one się nie pojawiły… szczególnie Mayi. Gdyby nie habit nikt by nie stwierdził, że jest na drodze by zostać siostrą zakonną. Mocno wierzy w swoje powołanie i nikt nigdy tego nie kwestionował, lecz ma swoje wariactwa. Cóż… taka już jest. Zaprzyjaźniłam się z nią i Gaby. Mamy wspólny pokój i świetnie się rozumiemy.
-Diego! Diego ze mną. Ten… ugh! – pocisnęłam poduszką w łóżko.
-Co z nim? Wydaje się być spoko. Myślałam, że się zaprzyjaźniliście.
-Ja też tak myślałam. Ale on… najwyraźniej nie.
-No już, usiądź i powiedz mi na spokojnie. – posłuchałam jej i usiadłam naprzeciwko lecz moje ręce wciąż się trzęsły ze złości. – Nie spałaś całą noc, teraz jesteś podenerwowana. Co takiego potwornego zrobił?
-On chciał… - próbowałam wzrokiem przekazać jej o co mi chodzi by nie mówić tego głośno.
-No co chciał Clari? Ja w ten sposób nie rozumiem! Jeszcze zeza dostaniesz!
-Pocałować! Chciał mnie pocałować! Rozumiesz?! - prawie krzyknęłam, lecz w pore zasłoniłam buzię.
-O jasny gwint.
-Dokładnie! Żebyś wiedziała! Jasny gwint! – wymachiwałam rękoma na prawo i lewo. Nie mogłam opanować złości.
-No i co? Doszło do czegoś czy jak?
-Nawet nie żartuj w ten sposób, dobrze?! To nie jest śmieszne ani trochę. Odepchnęłam go, a co sobie myślałaś? Że go… pocałuję i odjadę z nim w siną dal na białym koniu? Nie! Zrobiłam mu potem niezłe kazanie. Chyba aż przesadziłam. – przytoczyłam jej dokładnie to co powiedziałam, a raczej wykrzyknęłam, a jej buzia wyglądała jak wielkie "O".
-Nie sądzisz, ze trochę przesadziłaś?
-Po czyjej stronie jesteś?
-Po twojej, wiadomo. Ale to straszne. Wiesz jak on się musiał poczuć? A jeśli on rzeczywiście coś do ciebie czuje? Musiałaś mu złamać serce!
-Weź przestań! Znamy się niespełna tydzień.
-A może… może on ciebie trochę pociąga i przez to się tak wkurzyłaś!
-Mayi.
-Co?
-Mayi.
-No już, przepraszam. Odwołuję to, jasne? Ale wciąż uważam, że powinnaś go przeprosić. Potraktowałaś go nie fair. Przecież on nie chciał źle.
-Żartujesz?
-Nie. Natychmiast idziesz i go przepraszasz. Jeśli nie z ludzkich pobudek to z duchowych. Bóg karze przebaczać. Więc zrób to.
-Uczyłaś się na egzamin tak?
-Dokładnie. - przytaknęła.
-Słusznie. I chyba masz trochę racji. Nie powinnam na niego tak naskakiwać.
-No właśnie. Więc wstań i idź. Trochę skruchy ci nie zaszkodzi.
-Dobra idę. – wstałam i wyszłam z pokoju. Pokierowałam się od razu do pokoju ojca Daniela gdzie zwykle przebywał Diego. Nie zastałam go tam jednak.
-Proszę księdza. Gdzie jest Diego? Musze z nim pilnie porozmawiać.
-Nie ma go. – odrzekł jakby lekko przejęty.
-No widzę, ale gdzie jest?
-Kiedy wstałem już go nie było razem z walizką. Przed chwilą doszedł mi sms, że przeniósł się do hotelu Costa Rica. Nie wiem dlaczego. To dziwne. Kombinował jak mógł, żeby nie tułać się po hotelach ,a  tu nagle mu odwaliło.
-Dobrze, dziękuję w takim razie. – wyszłam i zastanowiłam się chwilę. A może ja naprawdę go zraniłam? Przecież nie dałam mu powodów by coś zaszło między nami. Nie, to niemożliwe. Nie.
Wróciłam więc do swojego pokoju gdzie wciąż czekała na mnie Mayi. Obok niej siedziała Gaby.
-I jak?! – zapytała podekscytowana Mayi. - Dogadaliście się?
-Nie ma go. Wyprowadził się do hotelu.
-Co?! – wykrzyknęły równocześnie. Aż przypomniała mi się sytuacja z wczorajszego dnia.
-Gaby, już cię wtajemniczyła?
-To pierwsze co zrobiła gdy weszłam do pokoju. – przewróciłam oczami.
-W takim razie idziesz tam.
-Co masz na myśli?
-To, że ściągasz ten habit i lecisz do niego do tego hotelu!
-NAGO?!
-Nie przesadzaj. Ten facet umrze na zawał.
-Pogięło się prawda? Mam iść po cywilu? Już wystarczy, że mam sama wyczyścić całą kaplicę przez to, ze wczoraj wyszłam z klasztoru bez pozwolenia. Wiesz co mi grozi za to co proponujesz? Ekskomunikują mnie! To szaleństwo!
-Czego się nie robi dla przyjaźni? Spokojnie, będę cię kryć.
-W ogóle to dlaczego nie mogę iść w habicie? Co w nim złego?
-Podsumujmy fakty. Przystojny facet… bo nie oszukujmy się, jest przystojny, dopiero co zamawia pokój w hotelu. Chwilę później przychodzi do niego młoda zakonnica. Nie udawaj, że nie znasz się na ludziach Clari! To co właśnie powiedziałam wcale nie brzmi jak codzienna sytuacja!
-Tu masz rację. Ale ja tego nie zrobię! Nigdy w życiu!

Godzinę później byłam już w drodze do hotelu razem z Mayi. Zgodziłam się pójść tylko pod warunkiem, że dziewczyny pójdą ze mną. Gaby jednak udało się wymigać bo uczyła się do egzaminu lecz obiecała nas kryć. Byłam ubrana w kwiecistą sukienkę do kolan i mały plecaczek w którym miałam spakowany habit na wszelki wypadek. Mayi ubrała się natomiast w jeansy z wysokim stanem i crop top. Ubrania należały do niej, ale skąd je miała – wolałam nie pytać.
Kiedy doszłyśmy do hotelu zatrzymałam się na chwilę przed wejściem by przygotować się mentalnie lecz Mayi popędziła na przód, więc popędziłam za nią. Podeszłyśmy do recepcji.
-Dzień dobry, my szukamy pana Diego… Clari on ma na nazwisko?
-Dominguez. – ponownie przypomniałam sobie sytuację z poprzedniego dnia kiedy przedstawiał się Clausowi Miller.
-Tak, Diego Dominguez. Jego szukamy. – recepcjonista przejechał wzrokiem po monitorze komputera.
-Rzeczywiście, jest tu zameldowany. Pokój 202. Trzecie piętro.
-Dziękujemy. – powiedziała Mayi i pociągnęła mnie za sobą w stronę windy. Kiedy już wyjechałyśmy na górę serce zaczęło mi bić jak szalone. Stresowałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć a moja przyjaciółka gnała jak szalona w stronę jego pokoju. Coraz mniej czasu do namysłu. W końcu stanęłyśmy przed jego drzwiami.
-Zaczekaj, daj mi pomyśleć! – szepnęłam do niej.
-Co tu do myślenia. Przeproś go i tyle. Ja tu zaczekam.
-Zaraz co? Wejdź ze mną! – nie miałam już jednak nic do gadania. Mayi zapukała do drzwi i popchnęła mnie na nie, po czym sama uciekła gdzieś w głąb korytarza. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Diego w całej okazałości. Miał smutny wzrok, lekko poczochrane włosy i niedopiętą u góry koszulę.
-Clari? Co ty tutaj robisz? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Ja przyszłam…
-Wejdź do środka. – zaprosił mnie więc weszłam. Ręce zaczynały mi się trząść, a język plątać. Diego zamknął drzwi i odwrócił się w moją stronę.
-Więc?
-Przepraszam. – to było odpowiednie słowo. Jedyne które przeszło mi przez gardło. On natomiast potrząsł głową na boki.
-Nie masz za co. To tylko i wyłącznie moja wina. Nie powinienem się do ciebie zbliżać.
-A ja nie powinnam tak na ciebie naskakiwać.
-Miałaś powód. A mnie… poniosły emocje. Przepraszam. Byłaś taka smutna, a nie lubię gdy taka jesteś. Stanowczo wolę jak się uśmiechasz. – w odpowiedzi zarumieniłam się i mimowolnie uśmiechnęłam. – O właśnie! O to mi chodziło!
-Pamiętasz co ci kiedyś powiedziałam? Rozśmieszasz mnie. Naprawdę lubię z tobą spędzać czas i nie chcę tracić tej przyjaźni.
-Też nie chcę. Szczególnie przez tak głupi błąd.
-Więc wrócisz?
-Nie wrócę Clari. Przyprawiło mi to zbyt wiele komplikacji. Zostanę tutaj. Będę dalej wam pomagał, ale będę mieszkać tutaj. Z resztą o czym ja gadam? Clari, czemu nie jesteś w habicie?
-Nie przypominaj. To wszystko przez Mayi. – roześmialiśmy się oboje. Poczułam jak wszystko wraca na swoje miejsce. Tak jak powinno być. – Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Ja czym bardziej. – przytulił mnie mocno, a ja poczułam ciepło bijące od niego. Tak jest dobrze. Niech tak zostanie. Proszę.

***

Tada! Nie mam za bardzo czasu na rozpisywanie się bo powtarzam na egzaminy, ale no. mam nadzieję, że sie podobało haha! Beso!
Pala

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 4

Spojrzałem na zegarek wskazujący ósmą trzydzieści rano i westchnąłem zrezygnowany. Nie spałem ani minuty. Usiłowałem ułożyć włosy lecz na marne. Każdy kosmyk sterczał w inną stronę. Moim ostatnim ratunkiem była kawa! Na szczęście Dani zdradził mi gdzie trzyma swoją. Ubrałem szary        t-shirt oraz jeansy i udałem się do kuchni po mój ratunek. Kiedy wszedłem siostry zakonne akurat skończyły śniadanie i wychodziły. W środku zostały tylko siostra Ambar i nie kto inny jak Clari. Chyba mamy wyjątkowe szczęście z tym ciągłym przebywaniu blisko siebie.
-Dzień dobry panu. – powiedziała Ambar.
-Dzień dobry. – odpowiedziałem cicho zgrzytając zębami. Co one mają z tym „panem”?
-Cześć Diego. – i od razu poprawił mi się humor. Wysłała mi promienny uśmiech a ja go odwzajemniłem. Nie mówiłem jednak nic bo mój organizm domagał się kofeiny do tego stopnia, że to jedyne co teraz miałem w głowie. Tak jak powiedział Dani – kawę znalazłem w szafce ze ścierkami na samym tyle.
-Aaah, więc tutaj ojciec Daniel ją chowa. Wszystko jasne. – mruknęła Ambar zmywając naczynia. – Widziałam raz jak pije kawę i bardzo mnie to zdziwiło bo nikt w klasztorze tego nie pije. Nawet proboszcz. Przecież to takie niezdrowe. Odbije się na wątrobie. – wytarła ręce i wyszła lekko podenerwowana.
-Nie przejmuj się nią. – powiedziała Clari widząc zażenowanie na mojej twarzy. – Ona już tak ma. Jest starszą kobietą i czasami ma niedorzeczne fanaberie, ale ma wielkie serce.
-Nie wątpię. – wzruszyłem ramionami, wsypałem dwie łyżeczki kawy do szklanki i nastawiłem wodę na gaz.
-Chcesz coś zjeść?
-Nie dzięki. Nie jestem głodny. Kawa mi wystarczy. – powiedziałem i usiadłem przy stole cierpliwie czekając aż woda się zagotuje.
-Udało ci się zasnąć? – podeszła do zlewu i kontynuowała zmywanie naczyń za Ambar.
-Oczywiście. Śniłaś mi się przez całą noc. – spojrzałem na nią zawadiacko w nadziei, że podłapie temat.
-Diego, proszę cię. Jestem zakonnicą. – skarciła mnie przejęta tym co powiedziałem.
-Spokojnie, to był żart. – przyłożyła mi ścierką w ramię i spojrzała z pretensjami. Irytowały ja moje teksty ale wygląda tak uroczo gdy się denerwuje, że nie mogłem się oprzeć. – Nie zasnąłem przez całą noc. Gdyby Dani nie poratował mnie kawą, prawdopodobnie dziś wyprawialibyście mi pogrzeb.
-Nie mów tak. – wziąłem do ręki gazetę leżącą na stole i rozpocząłem lekturę. Nowy prezydent miasta, pożar jakiegoś starego budynku, znowu panująca ospa, silny wiatr. Nic co by mogło mnie zainteresować. Przewertowałem więc kartki na ostatnie strony by rozwiązać krzyżówkę. Po drodze jednak wpadło mi w oko jedno ogłoszenie. Budynek do wynajmu. Przeczytałem szczegóły ogłoszenia i wykrzyknąłem: „eureka!”.
-Co jest?
-Znalazłem! Ten budynek perfekcyjnie pasuje na schronisko! – Clari wytarła ręce i podeszła do gazety.
-Rzeczywiście. Tylko pominąłeś jeden szczegół. To naprawdę dobra lokalizacja. Nikt nie przepuści tego koło nosa. Trzeba się spieszyć bo w każdej chwili ktoś może to wykupić.
-Co masz na myśli?
-To, że czas się przebiec. Wstawaj, idziemy.
-Ale moja kawa!

Dwie minuty później byliśmy już w drodze do umówionego miejsca spotkania. Dosłownie tam biegliśmy, ponieważ Dani pojechał gdzieś swoim samochodem. Zacząłem żałować, że nie wziąłem sobie do serca tego o wietrze bo strasznie wiało. W pewnym momencie wiatr zdmuchnął welon z głowy Clari, który wpadł prosto do kałuży.
-O nie! – krzyknęła i wróciła po niego.
-Clari, pośpiesz się. Błagam. Nie zdążymy. Ja musiałem zrezygnować z kawy. Coś za coś.
-Ale jest cały mokry i brudny! Co ja mam zrobić? Nie mogę od tak paradować po mieście z gołą głową.
-No nie mogę. Jeśli cię to pocieszy to jak dla mnie wyglądasz ślicznie. A teraz chodź. – pociągnąłem ja za sobą i kontynuowaliśmy bieg.
Kiedy dotarliśmy do umówionego miejsca, akurat zastaliśmy sprzedawcę. Był to człowiek w średnim wieku ogolony na gładko, ubrany w ciemną marynarkę. Zamykał drzwi.
-Dzień dobry. Bo my w sprawie kupna. – mówiłem zadyszany. Nie było to zbyt blisko.
-Przykro mi. Właśnie go sprzedałem.
-Co?! – wykrzyknęliśmy równocześnie.
-Przyjechała tu dosłownie chwilę temu jakaś szycha, zaoferował wyższą cenę to podpisaliśmy umowę i gotowe. Niestety ja już nie mogę nic zrobić. Jeśli chcecie to próbujcie go jakoś przekonać do zmiany zdania bo moja rola tu się kończy. – podał mi do ręki jego wizytówkę i odjechał swoim samochodem.
-Katastrofa. – Clari powiedziała cicho i ze zrezygnowaniem.
-Nie trać nadziei. Może go przekonamy.
-Nie żartuj sobie. Zobacz na jego wizytówkę. To jakiś ważny biznesmen. W życiu go nie przekonamy. Tacy nigdy nie opuszają.
-Jesteś wierząca więc miej też wiarę w ludzi. Trochę optymizmu. – usiedliśmy na murku i objąłem ja ramieniem. Przytuliła się do mnie a ja zadzwoniłem po taksówkę. Dosyć biegania na dziś.
Jego biuro znajdowało się w Puerto Madero. Wysiedliśmy z taksówki i pokierowaliśmy się prosto tam. Był to wysoki budynek, firma samochodowa. Weszliśmy do środka. Zanim udało nam się spotkać kupca natknęliśmy się na sekretarkę. Wyjątkowo skąpo ubraną sekretarkę.
-Witam państwa w czym mogę pomóc? – powitała nas hiszpańskim akcentem. Już wiedziałem, że to podejście będzie proste.
-Dzień dobry pani. – uśmiechnąłem się najlepiej tak potrafiłem.
-O, jest pan Hiszpanem. Miło poznać. – wpadła w pułapkę. Podała mi rękę i odwzajemniłem uścisk. – Skąd pan jest?
-Zaragoza, a pani podejrzewam, że… gdzieś z Katalonii?
-Dokładnie! Barcelona! – kolejny punkt dla mnie.
-Widać po tej pięknej urodzie. Nigdy bym się nie pomylił co do tego! – zachichotała. 3:0 dla mnie. Czas dobić do bramki. – Widzi pani, bo szukamy pana… - spojrzałem na wizytówkę. – Claus Miller. Zastaliśmy go może?
-Tak, przed chwila wrócił. Macie dużo szczęścia. Wejdźcie proszę, to te drugie drzwi po lewo.
-Dziękuję. – ucałowałem jej dłoń i udaliśmy się tam gdzie nam wskazała sekretarka.
-Nie to, że się czepiam – szepnęła po drodze Clari. – ale odpuściłbyś sobie flirtowanie z jakimiś tam panienkami, kiedy mamy ważną sprawę.
-Jesteś zazdrosna? – już drugi raz tego dnia sprzedała mi kuksańca.
Zapukałem do drzwi a kiedy usłyszałem donośne „proszę”, otworzyłem drzwi i weszliśmy.
-Witam, pan pozwoli, że się przedstawię. Diego Dominguez. To jest… siostra Clara. – wciąż nie mogłem przywyknąć do tego „siostra”.
-Dzień dobry, państwo w jakiej sprawie? – był nieźle zdziwiony. Chyba zakonnice nieczęsto go odwiedzały.
-W sprawie pewnego budynku który pan dziś wykupił. Chcemy się dogadać.
-Hmm, przykro mi ale dogadywanie się w tej sprawie raczej nie wchodzi w rachubę. Domyślam się, że też byliście zainteresowani kupnem. Niestety potrzebuję tego budynku. Nie sprzedam go za żadną cenę. Z resztą nie wyglądają państwo na zbyt święcących monetą. Interesu nie będzie.
-Ale… - Clari próbowała coś powiedzieć.
-Bez „ale” bo to nic nie zmieni. – wstał ze swojego fotela i otworzył drzwi. – Żegnam. – Wyszliśmy bez słowa. Clari miała rację, z tym facetem nie szło się dogadać. Idąc przez korytarz mrugnąłem jeszcze do sekretarki żeby podrażnić się z Clarą, ale nie zwróciła na to większej uwagi i szła dalej zasmucona. Wsiedliśmy do windy i zjechaliśmy na dół z milczeniu.

Około pół godziny później byliśmy już w klasztorze. Dojechaliśmy tam ponownie taksówką. Cała droga minęła w ciszy. Clari najwyraźniej nieźle przybiła ta porażka. Kiedy weszliśmy do środka w końcu się odezwałem.
-Dlaczego nic nie mówisz? Aż tak źle?
-A jak ma być? Kiedy w końcu znaleźliśmy odpowiednie miejsce, wszystko poszło się… knocić. Zawsze jak się do czegoś przyłożę to mi nie wychodzi. Jestem do niczego i tyle! – rozpłakała się i zakryła oczy dłońmi. Automatycznie ją przytuliłem.
-Ey, nie płacz. Jeszcze nam się uda, zobaczysz. – ona jednak wciąż płakała w mój podkoszulek. – Clari. – odkryłem jej twarz i objąłem jej policzki dłońmi. - Takiej pięknej kobiecie nie wypada płakać. – zacząłem zbliżać swoją twarz do niej. Miałem ochotę ją pocałować i zabrać jej wszystkie smutki. Nagle ona krzyknęła…
-NIE!

***

Wszystkie narody sie radują, biją dzwony, ptaki śpiewają... a później Paulina postanawia znoszczyć nadzieje, he. Nie wiem jak wy ale ja sie świetnie bawie udajac Martite Betoldi ahre. 
Może jakoś bardzo tego nie widać ale staram się rozpisywać i robię ciągle poprawki by lepiej się czytało no i było dłużej. 
Już jak zwykle proszę o komentrze (buu ostatnio nie było żadnego) ew. na tt (@hellopala) lub asku (@FastPala00). Luv.
Pala

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

ROZDZIAŁ 3

Siedziałem w pokoju z nogami położonymi na krześle i laptopem. Przyszedł czas na moje pierwsze zadanie od Daniego. Z tego co mi wczoraj opowiadał wszystkie papierkowe sprawy powoli są zamykane, więc można zacząć szukać odpowiedniego miejsca na schronisko. Mam znaleźć odpowiedni budynek, ponieważ wybudowanie nowego nie wchodzi w grę przez koszta. Dużo lepiej jest wykupić odpowiednie miejsce i wyremontować. Przekopałem chyba wszystko co było i nie znalazłem budynku pasującego do instrukcji Daniela. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę! – krzyknąłem nie odrywając wzroku od monitora.
-Dzień dobry. – Clari weszła do środka. – Nie ma ojca Daniela?
-Nie. Mówił, że jedzie na pogrzeb czy coś…
-Dobrze. Nie chcesz może coś zjeść albo się napić?
-Nie, dziękuję. Niedawno jadłem. – tym razem już uniosłem głowę i uśmiechnąłem się.
-Właściwie to co robisz? Jeśli można wiedzieć… - powiedziała niepewnie.
-No można. Dani poprosił mnie, żebym poszukał miejsca odpowiedniego dla schroniska. Ah… w sumie to zapomniałem ci powiedzieć. Zaintrygowałaś mnie tą wczorajszą rozmową, wiesz? Postanowiłem więc pomóc wam trochę póki tu jestem. W sumie i tak nie mam nic do roboty, a spodobało mi się to wszystko.
-To urocze. – uśmiechnęła się. – Znalazłeś już coś?
-Niestety nie. Już nawet nie wiem gdzie szukać.
-Pokaż. – podeszła i schyliła się obok mnie do laptopa oraz przejęła myszkę by szukać.
-Właściwie to dlaczego zdecydowałaś być zakonnicą? – zapytałem ni z gruszki ni z pietruszki. To było trochę nie na miejscu jak stwierdziłem po jej minie. Była trochę zmieszana. W sumie miała rację. To pytanie było dziwne i nie na temat.
-Dlaczego pytasz?
-Nie wiem co mnie natchnęło. Jakoś tak. Nigdy tego nie rozumiałem. Jak to jest zrezygnować od tak z normalnego życia i poświęcić się Bogu o którego istnieniu nawet nie jesteśmy pewni. – położyłem laptop na biurku i zdjąłem nogi z krzesła by mogła usiąść.
-Wiara, powołanie… i może trochę zawód. Sama nie wiem.
-Miłosny?
-Nie. – zaśmiała się. – Właściwie to nigdy nie byłam zakochana. Dosyć wcześnie rozpoczęłam nowicjat. A jeśli chodzi o zawód, to… to taki zawód zawodowy, rozumiesz?
-Powiedzmy.
-Miałam swoje hobby, zainteresowania i cel w życiu. Ale nigdy nie pozwalano mi samej wybierać. To życie. Życie w klasztorze to jedyne co sama wybrałam. Skutkiem tego jest właśnie to… że tu kończy się zakres moich wyborów. Śmieszne, nieprawdaż?
-Nie. Skoro naprawdę uważasz to za słuszne to innym nic do tego.
-Dzięki za zrozumienie.
-Ale tak na serio… nigdy nie byłaś zakochana? Przysięgnij.
-Jestem zakonnicą. Nie kłamię i nie przysięgam. Dobry chrześcijanin tego nie robi. – skrzyżowała ręce jakby się obraziła przez moje pytanie.
-To nie wiesz co straciłaś. – wzruszyłem ramionami i wróciłem do poszukiwań. Ona jednak wciąż siedziała obok zamyślona. Jakby utknęła gdzieś myślami i nie mogła się z tego wyrwać. Aż zacząłem mieć wyrzuty sumienia przez to co powiedziałem. Nie chciałem jej urazić. Nigdy bym tego nie chciał.
-Clari… - odwróciłem się do niej z intencją przeproszenia.
-Diego, jak to jest być zakochanym? – zapytała niespodziewanie wchodząc mi w słowo.
-Uf, jakby ci to wytłumaczyć. – podrapałem się po karku po czym wstałem ze swojego miejsca i również pomogłem jej to zrobić. Spojrzała na mnie zaskoczona, a ja stanąłem za nią. – Zamknij proszę oczy.
-Ale o co chodzi? Nie rozumiem.
-Zaufaj mi. – tak więc zrobiła i zamknęła oczy. Zbliżyłem się do niej odrobinkę i położyłem dłonie na jej talii, a ona zadrżała. – Miłość to z jednej strony delikatność i namiętne uczucie, a z drugiej burza w szklance wody. – Mówiłem szepcząc i powoli zbliżając się, aż w końcu mój tors przyległ do jej pleców. Szeptałem jej do ucha. – Ta wielka mieszanina uczuć która mimo, że czasami boli, jednak wciąż jest przyjemna i uzależniająca. – Delikatnie zacząłem ją obracać w swoją stronę tak, że nasze twarze były naprzeciwko siebie. – Nie otwieraj jeszcze oczu. Gdy kogoś kochasz pragniesz go bardziej niż czegokolwiek na świecie. Chcesz go mieć tylko dla siebie. Kiedy coś idzie nie tak, wolisz pozbyć życia siebie niż ukochaną osobę. – zrobiłem krótką przerwę. Jej ciało było spięte jakby się bała, a jednocześnie słuchała z zaciekawieniem. Wyobrażała sobie to. Było to widać. – Rozumiesz teraz jak to jest?
-Tak, myślę, że tak.
-Dobrze. A teraz otwórz oczy. – Jej powieki uchyliły się. Staliśmy bardzo blisko siebie. Wciąż trzymałem ją w talii. Spojrzałem jej głęboko w oczy i powiedziałem – Wierz mi, że wcale nie. Bo miłość jej uczuciem którego nie da się wytłumaczyć ani wyobrazić. To trzeba po prostu poczuć. – Puściłem ją i usiadłem z powrotem na krześle przy biurku.
-Ah. Ok. Jesteś pewien, że nie chcesz się czegoś napić? – zmieniła temat. Czyżby się zawstydziła?
-To może kawy się napiję.
-Nie ma. – gwałtownie podniosłem głowę ze zdziwieniem.
-Jak to nie ma? To co wy tu pijecie?
-Kawa nie jest potrzebna. Mamy wyznaczone godziny pobudki i pory do spania. Do picia jest herbata i yerba mate.
-Co to? – zaśmiała się widząc moje zaskoczenie.
-Poczekaj chwilę. – uśmiechnęła się i wyszła. Wróciła po dziesięciu minutach z dwoma drewnianymi kubeczkami i jakby metalową rurką wystającą z tego. Położyła jedno przede mną, a drugiego zaczęła pić. Spojrzałem pytająco.
-To jest mate. Spróbuj. – zachęciła mnie więc tak zrobiłem. Napój był gorzkawy ale nawet smaczny. – Wiesz co? Skoro opisujesz miłość w taki sposób musisz być naprawdę bardzo zakochany. Twoja dziewczyna ma duże szczęście.
-Nie mam dziewczyny. Już nie.
-Oh, przykro mi. – położyła dłoń na moim ramieniu w geście pocieszenia.
-Nie musi ci być przykro. Minęło już sporo czasu. Trzy lata mniej więcej. Stara sprawa. – uśmiechnąłem się dając jej do zrozumienia, że wszystko w porządku.
-Ale chyba bardzo ją kochałeś, nie?
-Tu masz rację. Ale przeszło mi. Trochę się nacierpiałem przez to, jeszcze jakby było wszystkiego mało, już po zerwaniu dowiedziałem się, że mnie zdradzała. Notorycznie. Ciężkie to dla mnie było ale idę dalej. Najwyraźniej to nie było to… – nagle mnie przytuliła. To było to czego w tym momencie potrzebowałem. Za dużo wspomnień.
-Wybacz. Ale widać, że się przejmujesz. Na pewno kiedyś znajdziesz tą jedyna która będzie cie szczerze kochać. – powiedziała i wyszła.

Leżałem w swoim śpiworze. Spojrzałem na zegarek który wskazywał pierwszą w nocy. Nie mogłem zasnąć. Chyba była pełnia. Zawsze mam wtedy problemy ze snem. W dodatku jeszcze zmiana strefy czasowej. W końcu postanowiłem wstać i iść do kuchni napić się wody. Kiedy wyszedłem na korytarz okazało się jednak, ze nie jestem jedynym który nie śpi.
Na ławce siedziała z książką nie kto inny jak Clari. Była w piżamie i rozpuszczonych włosach. Nie zauważyła jak wszedłem i wciąż siedziała skupiona nad lekturą. Przyglądałem jej się. Wyglądała pięknie. Aż trudno uwierzyć jak habit może zmienić wygląd pięknej kobiety. Po chwili chrząknąłem, a ona przestraszyła się i upuściła książkę.
-Diego! Naprawdę? Znowu? Co chwile mnie straszysz…
-Kiedy to nie jest celowe. Jesteś bardzo straszliwa, wiesz? – nie mogłem powstrzymać śmiechu.
-Nieprzyzwyczajona powiedziałabym. Zwykle nikt nie zakrada się do mnie w środku nocy.
-Co to, to nie? Ja kulturalnie wyszedłem by się napić wody, a siostra Maria Clara jeszcze nie śpi. Ładnie to tak? Mówiłaś jeszcze dziś, że chodzicie spać o wyznaczonych godzinach.
-Prawda. Ale pełnia. Nie mogę zasnąć.
-Czyżby budził się w tobie wewnętrzny wilkołak? – spojrzała na mnie najpierw z zastanowieniem a później się zaśmiała.
-Może. Kto wie? Każdy ma swoje tajemnice. – ponownie się zaśmiała. – A ty dlaczego nie śpisz?
-Z tego samego powodu. Nigdy nie mogę zasnąć jak jest pełnia.
-Chyba jednak już pójdę spać. Godziny pobudki już nie mogę sobie zmienić. Dziękuję.
-Za co? – zapytałem zdziwiony.
-Rozśmieszasz mnie. A odkąd jestem w klasztorze nie mam zbyt wielu okazji do śmiania się.
-Nie ma za co w takim razie. Dobranoc.
-Dobranoc. – wzięła książkę i odeszła do swojego pokoju. Jest niesamowita. Podziękowała mi za rozśmieszanie kiedy to ja przeżywam teraz najśmieszniejszy czas w życiu. Spodobała mi się zakonnica. I to bardzo.

***

No. Tym razem już trochę dłużej niż poprzednio. Trochę trudno mi jest się rozkręcić z tym pisaniem po długiej przerwie, więc no... wyrozumiałosć mast bi XD
Co myślicie o rozdziale? W końcu coś się zaczęło dziać, może nie będzie aż tak nudno :"D
O opinie proszę w komentarzu lub na tt @helllopala.
Pala