Stałem w pomieszczeniu w którym
odbywały się przesłuchania do filmu. Przede mną siedziały dwie osoby przy
stoliku oraz kamera stała naprzeciwko mnie. Właśnie skończyłem mówić swoją
kwestię. Twarze mężczyzn przede mną były uśmiechnięte lecz nie dawało mi do
żadnego znaku. Uśmiechali się przez cały czas. W końcu jeden z nich podziękował
i krzyknął informując, że przyszła kolej na następną osobę. Również
podziękowałem i wyszedłem z pomieszczenia. Złożyłem mini scenariusz dwa razy i
wepchnąłem do kieszeni. Poszło mi dobrze. Sporo się przygotowywałem do tego
castingu. Moja kariera aktorska nie wznosiła się na żadne wyżyny ani nawet na
średni poziom. Zawsze załapywałem się na trzecioplanowe lub epizodyczne
postacie. Chciałem to zmienić. Kiedy stwierdziłem, że muzyka to jednak nie to
bardzo wkręciłem się w aktorstwo. Poznałem swoje powołanie. Chciałbym odnieść w
tym sukces. Życie kelnera niestety mi nie odpowiada.
Wyciągnąłem z drugiej kieszeni
kluczyki o otworzyłem samochód. Daniel pożyczył mi go, żebym nie musiał męczyć
się w komunikacji miejskiej. Wsiadłem do czarnego chevroleta cruze i założyłem
okulary przeciwsłoneczne. Słońce tu nieźle jarzyło po oczach. Nie było jednak
bardzo ciepło. Typowa wczesnowiosenna pogoda. Z jednej strony trochę ciepło, a
z drugiej w sumie wieje chłodny wiatr. Otworzyłem schowek w celu znalezienia
jakiejś płyty by nie jechać w ciszy. Znalazłem tylko składankę cumbii lecz
odpuściłem sobie słuchanie tego. Odpaliłem więc silnik i ruszyłem w stronę
klasztoru.
Kiedy już dojeżdżałem dojrzałem
znajomą sylwetkę w habicie. Clari. Niosła dwie siatki z zakupami wyglądające na
ciężkie. Uśmiechnąłem się na jej widok i zahamowałem tuż obok. Wzdrygnęła się.
-No cześć. – przywitałem się
wychylając głowę przez okno.
-Przestraszył mnie pan. – odparła
łapiąc głęboki oddech.
-Przepraszam, nie było to moim
zamiarem. – znowu spojrzałem na siatki. – Nie za ciężkie to?
-Trochę. Idzie się przyzwyczaić.
-Do wypadania dysku? Mam pomysł.
Podwiozę cię pod jednym ale bardzo ważnym warunkiem, że przestaniesz mówić na
mnie „pan Diego”. Pan to jest tam u góry – wskazałem na niebo. – a ja jestem
Chachi.
-Dobrze, zgadzam się.
-To w takim razie zapraszam. –
wysiadłem z samochodu i odebrałem od niej siatki, które położyłem na tylnim
siedzeniu auta. Otworzyłem jej drzwi, a ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem i
wsiadła. Również zająłem swoje miejsce przed kierownicą i ruszyłem.
-Właściwie to skąd to zdziwienie
na twojej twarzy kiedy wsiadałaś? – zapytałem aby zabić ciszę.
-Trochę zaskoczyłeś mnie tym
gestem. Nie wyglądasz na typowego dżentelmena. – uśmiechnąłem się bo zdałem
sobie sprawę, że ten efekt najprawdopodobniej wywołała ciemna skórzana kurtka
którą ubieram kiedy jest w miarę chłodno.
-Jeśli chcesz mogę zmienić swój
outfit na koszulę ale jak umrę z zimna będziesz miała wyrzuty sumienia.
-Nie, przepraszam Pana… znaczy…
Diego… znaczy… ugh! – uderzyła dłonią w czoło.
-Jaka była umowa?
-Przepraszam. Muszę przywyknąć.
-Jeśli już chcesz to niech
zostanie Diego ale bez tego „pan” bo czuję się stary.
-Dobrze. To będzie prostsze. –
zaśmiała się, a ja razem z nią.
-No to doszliśmy do porozumienia
Maria. – specjalnie powiedziałem jej prawdziwe imię by zobaczyć jej reakcję. A
wyglądała ona tak, że dziewczyna spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
-Taka mała zemsta. – mrugnąłem do
niej. – Właściwie to o co chodzi z tym całym projektem czy coś bo się nie
orientuje zbytnio.
-Ojciec Daniel chce otworzyć
schronisko dla bezdomnych. Nie wiem jak jest w Hiszpanii ale w tej dzielnicy
jest sporo osób bez dachu nad głową. To bardzo szlachetne z jego strony, że postanowił
się zająć tym problemem. Nie jest to łatwe. Już sama organizacja pochłania mu
całe dni a to dopiero początek. Dlatego Matka Przełożona wyznaczyła mnie do
pomocy. Nie będzie musiał sam dźwigać całego ciężaru.
-Rzeczywiście. Nie widziałem się
z nim kilka lat i nieźle się zmienił. Kiedyś w życiu nie podejrzewałbym, że
pójdzie w stronę duchowieństwa. - wzruszyłem ramionami i skupiłem się na drodze.
Byliśmy już na miejscu i
zatrzymałem samochód. Zaparkowałem go tak jak stał na początku. Cechą Daniego, która na sto procent się nie zmieniła jest perfekcjonizm. Zawsze wszystko musi
być idealnie. Ale co zrobić? Taki już jest i taki właśnie jest moim
przyjacielem.
Wysiadłem z samochodu i
pokierowałem się by otworzyć drzwi Clari lecz wyprzedziła mnie i wysiadła sama.
Wyciągnąłem więc zakupy i zaniosłem je do kuchni. Aby udowodnić, że naprawdę
mam dobre maniery pomogłem również je rozpakować. Kiedy skończyliśmy, poszła do
kaplicy obok modlić się razem z resztą sióstr zakonnych. Ja natomiast wpadłem
na całkiem niezły pomysł.
-Dani! – wpadłem z hukiem do
pokoju Daniela.
-Ay! Proszę cię Diego, nie
krzycz. To jest klasztor a nie klub dyskotekowy.
-No sorry. Ale mam sprawę. Ważną.
-Mów. Słucham cię.
-Bo rozmawiałem z Clari o tym
schronisku i tak dalej. I spodobał mi się ten pomysł. Póki tu jestem nie mam
żadnego zajęcia i chętnie ci pomogę. – podniósł głowę znad papierów i spojrzał
na mnie z zainteresowaniem.
-To miłe. Każda pomoc się przyda.
– wstał z krzesła, stanął przede mną i przypiliśmy piątkę. – Witaj w rodzinie
Chachi.
***
Holiiis! Tym razem bardzo króciutko ale mam nadzieję, że nie aż tak źle. Następny już jest w miarę długi (przyajmniej jak na móg gust haha!). Ponownieproszę o opinie w komentarzach lub na tt -> @hellopala. Nowy rodział jak zawsze w poniedziałek!
Pala
Pierwsza!!
OdpowiedzUsuńRodziła trochę krótki ale bardzo mi się podoba ;)
No krótki, niestety. Miałam bardzo długą przerwę w pisaniu fanfiction więc trochę kosztuje mnie rozkręcenie się, ale obiecuję, że w przyszłości będzie dużo lepiej i dłuższe rozdziały :)
UsuńPierwsza!!
OdpowiedzUsuńRodziła trochę krótki ale bardzo mi się podoba ;)