poniedziałek, 28 marca 2016

ROZDZIAŁ 2

Stałem w pomieszczeniu w którym odbywały się przesłuchania do filmu. Przede mną siedziały dwie osoby przy stoliku oraz kamera stała naprzeciwko mnie. Właśnie skończyłem mówić swoją kwestię. Twarze mężczyzn przede mną były uśmiechnięte lecz nie dawało mi do żadnego znaku. Uśmiechali się przez cały czas. W końcu jeden z nich podziękował i krzyknął informując, że przyszła kolej na następną osobę. Również podziękowałem i wyszedłem z pomieszczenia. Złożyłem mini scenariusz dwa razy i wepchnąłem do kieszeni. Poszło mi dobrze. Sporo się przygotowywałem do tego castingu. Moja kariera aktorska nie wznosiła się na żadne wyżyny ani nawet na średni poziom. Zawsze załapywałem się na trzecioplanowe lub epizodyczne postacie. Chciałem to zmienić. Kiedy stwierdziłem, że muzyka to jednak nie to bardzo wkręciłem się w aktorstwo. Poznałem swoje powołanie. Chciałbym odnieść w tym sukces. Życie kelnera niestety mi nie odpowiada.
Wyciągnąłem z drugiej kieszeni kluczyki o otworzyłem samochód. Daniel pożyczył mi go, żebym nie musiał męczyć się w komunikacji miejskiej. Wsiadłem do czarnego chevroleta cruze i założyłem okulary przeciwsłoneczne. Słońce tu nieźle jarzyło po oczach. Nie było jednak bardzo ciepło. Typowa wczesnowiosenna pogoda. Z jednej strony trochę ciepło, a z drugiej w sumie wieje chłodny wiatr. Otworzyłem schowek w celu znalezienia jakiejś płyty by nie jechać w ciszy. Znalazłem tylko składankę cumbii lecz odpuściłem sobie słuchanie tego. Odpaliłem więc silnik i ruszyłem w stronę klasztoru.
Kiedy już dojeżdżałem dojrzałem znajomą sylwetkę w habicie. Clari. Niosła dwie siatki z zakupami wyglądające na ciężkie. Uśmiechnąłem się na jej widok i zahamowałem tuż obok. Wzdrygnęła się.
-No cześć. – przywitałem się wychylając głowę przez okno.
-Przestraszył mnie pan. – odparła łapiąc głęboki oddech.
-Przepraszam, nie było to moim zamiarem. – znowu spojrzałem na siatki. – Nie za ciężkie to?
-Trochę. Idzie się przyzwyczaić.
-Do wypadania dysku? Mam pomysł. Podwiozę cię pod jednym ale bardzo ważnym warunkiem, że przestaniesz mówić na mnie „pan Diego”. Pan to jest tam u góry – wskazałem na niebo. – a ja jestem Chachi.
-Dobrze, zgadzam się.
-To w takim razie zapraszam. – wysiadłem z samochodu i odebrałem od niej siatki, które położyłem na tylnim siedzeniu auta. Otworzyłem jej drzwi, a ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem i wsiadła. Również zająłem swoje miejsce przed kierownicą i ruszyłem.
-Właściwie to skąd to zdziwienie na twojej twarzy kiedy wsiadałaś? – zapytałem aby zabić ciszę.
-Trochę zaskoczyłeś mnie tym gestem. Nie wyglądasz na typowego dżentelmena. – uśmiechnąłem się bo zdałem sobie sprawę, że ten efekt najprawdopodobniej wywołała ciemna skórzana kurtka którą ubieram kiedy jest w miarę chłodno.
-Jeśli chcesz mogę zmienić swój outfit na koszulę ale jak umrę z zimna będziesz miała wyrzuty sumienia.
-Nie, przepraszam Pana… znaczy… Diego… znaczy… ugh! – uderzyła dłonią w czoło.
-Jaka była umowa?
-Przepraszam. Muszę przywyknąć.
-Jeśli już chcesz to niech zostanie Diego ale bez tego „pan” bo czuję się stary.
-Dobrze. To będzie prostsze. – zaśmiała się, a ja razem z nią.
-No to doszliśmy do porozumienia Maria. – specjalnie powiedziałem jej prawdziwe imię by zobaczyć jej reakcję. A wyglądała ona tak, że dziewczyna spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
-Taka mała zemsta. – mrugnąłem do niej. – Właściwie to o co chodzi z tym całym projektem czy coś bo się nie orientuje zbytnio.
-Ojciec Daniel chce otworzyć schronisko dla bezdomnych. Nie wiem jak jest w Hiszpanii ale w tej dzielnicy jest sporo osób bez dachu nad głową. To bardzo szlachetne z jego strony, że postanowił się zająć tym problemem. Nie jest to łatwe. Już sama organizacja pochłania mu całe dni a to dopiero początek. Dlatego Matka Przełożona wyznaczyła mnie do pomocy. Nie będzie musiał sam dźwigać całego ciężaru.
-Rzeczywiście. Nie widziałem się z nim kilka lat i nieźle się zmienił. Kiedyś w życiu nie podejrzewałbym, że pójdzie w stronę duchowieństwa. - wzruszyłem ramionami i skupiłem się na drodze.
Byliśmy już na miejscu i zatrzymałem samochód. Zaparkowałem go tak jak stał na początku. Cechą Daniego, która na sto procent się nie zmieniła jest perfekcjonizm. Zawsze wszystko musi być idealnie. Ale co zrobić? Taki już jest i taki właśnie jest moim przyjacielem.
Wysiadłem z samochodu i pokierowałem się by otworzyć drzwi Clari lecz wyprzedziła mnie i wysiadła sama. Wyciągnąłem więc zakupy i zaniosłem je do kuchni. Aby udowodnić, że naprawdę mam dobre maniery pomogłem również je rozpakować. Kiedy skończyliśmy, poszła do kaplicy obok modlić się razem z resztą sióstr zakonnych. Ja natomiast wpadłem na całkiem niezły pomysł.

-Dani! – wpadłem z hukiem do pokoju Daniela.
-Ay! Proszę cię Diego, nie krzycz. To jest klasztor a nie klub dyskotekowy.
-No sorry. Ale mam sprawę. Ważną.
-Mów. Słucham cię.
-Bo rozmawiałem z Clari o tym schronisku i tak dalej. I spodobał mi się ten pomysł. Póki tu jestem nie mam żadnego zajęcia i chętnie ci pomogę. – podniósł głowę znad papierów i spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
-To miłe. Każda pomoc się przyda. – wstał z krzesła, stanął przede mną i przypiliśmy piątkę. – Witaj w rodzinie Chachi.

***

Holiiis! Tym razem bardzo króciutko ale mam nadzieję, że nie aż tak źle. Następny już jest w miarę długi (przyajmniej jak na móg gust haha!). Ponownieproszę o opinie w komentarzach lub na tt -> @hellopala. Nowy rodział jak zawsze w poniedziałek!
Pala

3 komentarze:

  1. Pierwsza!!
    Rodziła trochę krótki ale bardzo mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No krótki, niestety. Miałam bardzo długą przerwę w pisaniu fanfiction więc trochę kosztuje mnie rozkręcenie się, ale obiecuję, że w przyszłości będzie dużo lepiej i dłuższe rozdziały :)

      Usuń
  2. Pierwsza!!
    Rodziła trochę krótki ale bardzo mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń