niedziela, 25 września 2016

ROZDZIAŁ 21

Otworzyłam powoli zaspane oczy. Przez okno wpadały promienie porannego słońca. Powoli zaczęły do mnie dochodzić dźwięki dochodzące z budzika i momentalnie dostałam ogromnego bólu głowy. Szybkim ruchem wyjęłam poduszkę z pod głowy i zakryłam nią uszy.
-Błagam niech ktoś to wyłączy! – powiedziałam prawdopodobnie głośniej niż chciałam, lecz o dziwo podziałało. Denerwujący hałas ucichł. Odsunęłam poduszkę i podniosłam delikatnie głowę. Przy moim łóżku stała Mayi.
-Co jest? Czyżby bolała cię głowa? – zapytała sarkastycznie. Totalnie nie rozumiałam jej tonu.
-Chyba mnie jakaś migrena chwyciła.
-Migrena? Słońce, widać, że nie masz doświadczenia. W naszym świecie to się nazywa kac.
-Co? – podniosłam się gwałtownie, a moja głowa prawie wybuchła. Przez ten ból przypomniałam sobie też o czym mówi Mayi. – Co zrobiłam?
-Nie pamiętasz?
-Wiem, że w nocy się obudziłam, rozmawiałam z Danielem w kuchni, a później pojechaliśmy szukać… Joaquin! Co z nim?! – wystraszyłam się przypominając sobie o jego pobiciu.
-Nic mu nie jest. To tylko mocne stłuczenie. Opiekuni odebrali go ze szpitala.
-Dzięki Bogu! – odetchnęłam.
-Dzięki Bogu to ty jeszcze żyjesz po wczorajszym. Nie pamiętasz nic więcej? Nic a nic?
-Niezbyt. Wiem, że miałyśmy poczekać na Daniela w tym barze czy co to było. Dalej niekoniecznie.
-Ciesz się.
-Mayi… co ja zrobiłam?
-Dużo rzeczy. Od czego mam zacząć? Od tego, że upiłaś się gorzej niż ja kiedykolwiek, wyrywałaś jakiegoś Włocha, czy może od tego, że prawie dokonałaś aktu gwałtu na Diego?
-Nie mów tak! Nie zapominaj gdzie jesteś… i to nie jest zabawne. Szczególnie to ostatnie.
-Nie zmyślam. Mogłam cie nagrać. Swoją drogą nieźle się ruszasz. Nie wiedziałam, że umiesz dabować…
-Co robić? Po jakiemu ty do mnie mówisz?
-No dabować… You watch me whip, you watch me ney ney – zanuciła melodyjnie. W reakcji wzruszyłam tylko ramionami. Nie miałam pojęcia o czym mówiła. – Nieważne. Po prostu… znasz mnie. Ja też wiem jaka jesteś. Z tego bym nie żartowała… no chyba, że z tym, że wracając krzyczałaś  na wszystkie strony „River carajo!”, ale to tylko to.
-Wcale mi tego nie mówiłaś.
-W sumie… ale szkoda, byłoby śmiesznie.
-Boże…
-Tylko on ci dopomoże.
-A teraz postanowiłaś być poetką? Przynieś mi aspirynę… nie wiem… cokolwiek.
-Już od dawna leży na twojej szafce. W końcu od czegoś mnie masz, co nie? A wczorajszy wieczór trzeba powtórzyć bez dwóch zdań!

Diego POV

Nie spałem całą noc. Po tym jak wróciłem do domu i położyłem się w łóżku mimo, iż wiedziałem, że ta noc wcale nie będzie należeć do przespanych. Miałem wrażenie, że moja głowa zaraz wybuchnie od nadmiary myśli i wątpliwości. Nie byłem pewny czy pamiętam absolutnie wszystko, ale stanowczą większość. Analizowałem szczegółowo każdy moment przeżyty przed wypadkiem oraz po nim. Zdarzyło się wiele. Zdałem sobie sprawę jak bardzo wszystko było zakłamane. I to nie ta część kiedy nic nie pamiętałem, na odwrót. To wszystko przed wypadkiem, to było jedne wielkie kłamstwo. Ciągłe igranie z losem i brak odwagi, by wyłożyć kawę na ławę. Aż wstyd mi za wszystko co działo się podczas gdy nic nie pamiętałem. Dopiero wtedy stałem się sobą.

-Diego, naprawdę, przepraszam cie za nią. Mayi jest trochę szalona i często robi głupoty. Powinieneś teraz odpoczywać, a ta wariatka… nie mam słów.
-Nie przejmuj się, nudziłem się jak diabli. Z resztą nie mogłem spokojnie poleżeć, Maria cały czas terkotała mi za uszami. Z resztą, powiedziała, że mnie potrzebujesz. Nie mogłem cię od tak zostawić.
-Przecież mnie nie pamiętasz.
-No i? Mimo to czuję, że się znamy i to dobrze. Prawda czy fałsz?
-Prawda.

Uśmiechnąłem się, przypominając sobie tą rozmowę. Właściwie to nasza pierwsza rozmowa podczas amnezji. To było naprawdę dziwne, kiedy odebrałem telefon w dzień po wyjściu ze szpitala, a w słuchawce usłyszałem zakonnicę mówiącą, że inna zakonnica mnie potrzebuje. Mimo później godziny postanowiłem tam iść, a kiedy ją zobaczyłem, zrozumiałem, dlaczego to mnie wtedy potrzebowała. Przypomniałem sobie, że widziałem ją wcześniej w szpitalu ale wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego wydaje mi się tak bardzo znajoma.

-Od wypadku, odkąd nic nie pamiętam, jedyne co wydaje mi się w jakimś stopniu znajome to ty. I jestem pewien, że nie byliśmy jedynie przyjaciółmi, to z Marią też mi jakoś nie świta.
-Diego, co ty gadasz, jestem zakonnicą, wiesz o tym…
-Wiem, ale miała być szczerość, wiec mówię co myślę. Clari… kocham cię. Tego też jestem pewien.

Powiedziałem jej to. Naprawdę nie mogłem się otworzyć normalnie, tylko teoretycznie bez świadomości? Poważnie? Co ze mnie za facet w ogóle? Ale pomyśleć, że po tym już byłem pewien, ze zniszczyłem wszystko, a w praktyce jest wręcz na odwrót. Teraz musze zrobić wszystko by między nami było tak jak powinno. I to się uda.

-Maria… powiedziała, że jest moją dziewczyną. Ja wyjechałem niedawno do Buenos Aires, a ona została. To prawda?
-Lekarz powiedział, ze nie wolno ci nic mówić. Musisz sobie wszystko sam przypomnieć.
-Oj no błagam, skoro ona już zaczęła mówić, to chcę wiedzieć.
-Ale czym więcej będziesz wiedział, tym bardziej zagubiony będziesz się czuł. Dajmy sobie spokój.
-Chodzi o to, że widzę ją i… nic nie czuję, rozumiesz? A z tego co wiem to amnezja działa na mózg, nie na serce. Mylę się? I nie wiem, nie potrafię nawet w najmniejszym stopniu przypomnieć sobie tego co było między nami. Co więcej, wydaje mi się, że po prostu kocham kogoś innego.

Dzień po wyjściu ze szpitala. Dwa dni. Tyle mi wystarczyło bym zrozumiał, że ja kocham, a nie… no właśnie. Maria. Moja ex jak się okazuje dziewczyna. Wciąż nie mogę uwierzyć, że była w stanie wykorzystać to, że byłem kompletnie skonfundowany i nic nie pamiętałem.
Jak to się mówi „o wilku mowa”. Drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich moja była. Dopiero wróciła. Aż z ciekawości spojrzałem na zegarek. Wskazywał 6:30.
-Diegiiii…
-Daruj sobie. – przerwałem jej. Nie miałem najmniejszego zamiaru słuchać jej.
-O co chodzi Misiak? Poszedłeś sobie nic nie mówiąc. Przejęłam się.
-Właśnie widzę.
-No co? Jesteś zły, ze z tobą nie wróciłam? No weź… noc była jeszcze młoda. Słuchaj, Ciro i Keira są awesome. Totalnie. Balowaliśmy razem całą noc. Niby tacy trochę gówniarze, ale drink za drinkiem się lały. Masakra. – położyła torebkę na stoliku i zaczęła się rozbierać.
-Co ty robisz?
-Teoretycznie to zabieram się do spania. No chyba, że masz jakiś inny pomysł na spędzenie czasu zanim sama zasnę. – zaczęła się śmiać pod nosem. Była kompletnie pijana. Chyba nie miała nawet świadomości tego, że żyje.
-Nie. I jedno i drugie. Tutaj spać nie będziesz. To moje łóżko. A ty szczególnie miło widziana tu nie jesteś.
-Ej, bo teoretycznie to ja powinnam być obrażona o to, że obie poszedłeś. – nawet nie zwróciła uwagi na to co mówiłem wcześniej i w ubraniach władowała się do mojego łóżka. Momentalnie sam zeskoczyłem z niego. Nie chciałem z Maria nic dzielić. Nawet powietrza. Zachowała się niesprawiedliwie. Chciałem jej jakoś przetłumaczyć, żeby sobie poszła lecz zdążyła zasnąć w trzy sekundy. W tym układzie pozwoliłem jej spać tam ostatni raz. Ja i tak bym już nie zasnął. Zapowiada się długa i ciężka rozmowa po tym jak się obudzi.

Clari POV

Wyszłam z kaplicy po południowej modlitwie z siostrami. Minęło dopiero kilka godzin, a ja nie mogę wytrzymać. Na ból głowy nic nie pomaga do tego wciąż chce mi się spać. Mniszki rzecz jasna to zauważyły, ale uwierzyły mi, że to jedynie migrena. Chciały dzwonić do doktora, lecz jakoś udało mi się wybrnąć.
Skierowałam się do kuchni w poszukiwaniu kolejnej tabletki przeciwbólowej. Coś w końcu musiało pomóc. Na miejscu spotkałam moje przyjaciółki, które na mój widok roześmiały się.
-O co chodzi? – zapytałam zrezygnowana. Nie miałam siły na droczenie się z nimi.
-Wyglądasz jak zombie. Typowa osoba z kacem. Masz szczęście, ze reszta nie ogląda zbyt często ludzi w takim stanie, bo wyczułyby cię natychmiast.
-Przepraszam? Ty też piłaś… - powiedziałam dla swojej obrony. Wprawdzie nie pamiętałam zbyt wiele, ale znam Mayi dostatecznie by się domyślić, że sobie nie odpuściła.
-Nie? – zaprzeczyła.
-Tak. – Gaby wcięła się do rozmowy stając w mojej obronie. – Wypiłaś nawet więcej. Dobrze, ze mi przypominasz. My mamy do pogadania. Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego co robisz? Jak tak można? Proszę cię…
-Dziewczyny… możecie ciszej? Nie wiem, każdy inny dzień lub miejsce. Zaraz mi głowa pęknie. – usiadłam przy stole z ciepłą herbatą i połknęłam tabletkę przeciwbólową.
-Jak będziesz tak mieszać będzie tylko gorzej.
-Daj jej spokój. Nie widzisz, że boli ją głowa? – dziewczyna ponownie stanęła po mojej stronie.
-Aha? A jak ona po wczoraj ledwo trzymała się na nogach to wszystko dobrze?
-Raz jej się zdarzyło. Przecież ją znasz. Więcej tego nie zrobi.
-Jestem tutaj. – wtrąciłam. – Ale masz rację. To był pierwszy i ostatni raz.
-Mówiłam! Mam też nadzieję, że to był ostatni raz, kiedy dotykacie mojego wazonu, tak? Naprawdę nie wiem, ile jeszcze razy muszę wam powtarzać, że jest nietykalny, tak? – wyszła z kuchni wymachując rękami. Nikt nigdy nie rozumiał jej obsesji na punkcie tego wazoniku. Nawet nie był szczególnie ładny, a ni nie było w nim żadnych kwiatów. No cóż… każdy ma swoje dziwactwa.
-Zakład, że za piętnaście minut jej przejdzie?
-Daj spokój. Nie mam teraz humoru na zakłady… - oparłam się na łokciu.
-Diego?
-Diego.
-Jak ja cie znam… o co chodzi tym razem?
-Nic no po prostu… wcześniej trochę się pokłóciliśmy, a później ta cała akcja kiedy się opiłam. Wstyd mi. Nie wiem teraz co robić. Zignorować to?
-Ignorowanie go to ostatnie co powinnaś zrobić. A właściwie w ogóle nie powinnaś go ignorować.
-Dzięki, rada życia. – spojrzałam na przyjaciółkę z rezygnacją.
-Mówię poważnie. Jak dla mnie to powinnaś wskoczyć mu w ramiona i odjechać na białym koniu w stronę zachodzącego słońca i wcale tego nie karykaturuje. Widzę dobrze co między wami jest mimo, że zbyt wiele mi o tym nie mówisz. Aż mnie to dziwi. Halo, w końcu się przyjaźnimy. Ty mnie nigdy nie oceniałaś przez moje głupie akcje i ja też tego nigdy nie zrobię.
-Wiem przecież, ale… tak się nie da. Ja jestem… sama wiesz.
-Tak, ja też ale jednak mnie to w niczym nie powstrzymuje.
-Że co? – podniosłam się gwałtownie.
-Nie w tym sensie. Spokojnie.
-Mayi, ja nie jestem tobą. Nie potrafię łamać zasad.
-Po pierwsze, umiesz, jak się wczoraj okazało. Po drugie, tutaj nie chodzi o zasady. Powiedz mi szczerze, kochasz go? – ścięło mnie. No i po co mnie o to pytała? Momentalnie poczułam się jeszcze bardziej skonfundowana.
-Daj spokój…
-Clara. Znam cię. Powiedz prawdę. Lepiej ci to zrobi.
-Tak… - powiedziałam cicho po krótkiej pauzie.
-Świetnie. I teraz rozumiesz co powinnaś zrobić?
-Zgaduję, że pójść do niego? Ale co dalej?
-To zależy już tylko od ciebie. Ja na twoim miejscu wiesz co bym zrobiła, ale nie o to tu chodzi. Zrób to co dyktuje ci serduszko. Improwizuj. Pogódź się z nim przynajmniej. Bo aż boli patrzeć, jak ciągle zagrzebujecie się w kłótniach, które nie są ani trochę potrzebne. Ma amnezję, tak? Pomóż mu przypomnieć sobie wszystko, a będzie łatwiej. On cię potrzebuje, nie zostawiaj go.
-Dziękuję. – wyszeptałam i przytuliłam ją. Rozumiała mnie lepiej niż ktokolwiek.

Za radą mojej przyjaciółki udałam się prosto do mieszkania Diego. Nie miałam konkretnego celu. Tak jak powiedziała, zrobię to co podyktuje mi serce. Czasami trzeba improwizować, nawet w tak ważnych sprawach. Po pierwsze będę musiała jakoś delikatnie, krok po kroku wyjawiać mu prawdę o tym kim jest oraz kim są inni… w tym Maria. Jej oszustwa przekraczają wszelkie granice, wykorzystuje go. Dlatego też to ona musiała polecieć na pierwszy rzut.
Stanęłam przed już tak dobrze znanymi mi drzwiami. Tym razem jednak coś wychodziło poza schemat. Zza nich było słychać donośne głosy. Ewidentna awantura. Przyłożyłam ucho do drzwi by dowiedzieć się o co chodzi i nie zwracać na siebie zbytniej uwagi.
-Maria! Czy możesz przestać zgrywać idiotki? Znam cie zbyt dobrze, twoje gierki mnie męczą!
-Ale o co ci chodzi? Przecież już o tym rozmawialiśmy, dlaczego miałabym cie okłamywać? Nie ufasz mi? Swojej własnej dziewczynie? Tej która przyjechała na drugi koniec świata po to by się tobą zaopiekować?
-Prędzej wykorzystać!
-Co zrobić? Ja wiem, że niewiele pamiętasz i tak dalej, ale żeby aż tak mnie oczerniać?!
-Niewiele pamiętam?
-No z tego co wiem to tak.
-To teraz cie zaskoczę. Wczoraj, w tym barze, przypomniałem sobie wszystko. Przede wszystkim to co o tobie. Cała nasza historia. – oniemiałam. Czyli… wtedy kiedy pomagał odstawić mnie do klasztoru musiał pamiętać już wszystko. – Spodziewałem się po tobie wielu rzeczy ale nie czegoś takiego, ty jesteś chora! Myślałaś, że nigdy nie odzyskam pamięci? Że będziesz mogła śmiać się za moimi plecami? Powiesz szczerze… dobrze się bawiłaś?
-To nie tak jak myślisz…
-No tak. To zdanie słyszałem od ciebie tyle razy. Nic się nie zmieniło, teraz jestem tego pewien.
-Nie! Ja po prostu żałuję, tak? Chciałam wrócić do ciebie i dowiedziałam się o tym twoim wypadku. Myślałam, że w tych okolicznościach nasz związek rozpocznie się na nowo, a kiedy odzyskasz pamięć znowu będzie tak jak kiedyś…
-Nie Maria. Nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Bo ja ciebie nie chcę takie jak kiedyś. A ty się nie zmieniłaś ani trochę. Za dużo przez ciebie przeszedłem…
-Ale pomyśl o tym co razem przeżyliśmy!
-Nie chcę o tym myśleć, to tylko pogorszy twoją sytuację. Nie kocham cię. I jestem tego bardziej pewny niż zwykle.
-Tak myślałam…
-Co?
-To ta cała zakonnica, tak? Bujasz się w zakonnicy? – mój puls przyspieszył i stał się tak głośny, że wydawało mi się, że przez to nie słyszałam co mówią dalej. Po chwili jednak doczekałam się odpowiedzi ze strony Diego.
-Tak. Ale ciebie to powinno najmniej interesować. – zaparło mi dech w piersiach. Z jednej strony byłam odrobinę przestraszona, ale z drugiej strony poczułam ciepło w żołądku i uczucie szczęścia. Oparłam się o drzwi plecami i uśmiechnęłam się. Niestety, nie byłabym sobą gdyby coś nie poszło nie tak. Niechcący zahaczyłam łokciem o klamkę, która zatłukła się, a drzwi się uchyliły. Spanikowana ponownie postanowiłam uciekać. Czym prędzej popędziłam po schodach na dół. Byłam już przed budynkiem myśląc, ze udało mi się uciec, kiedy ktoś chwycił mnie mocno za rękę i odwrócił.
-Clari…
-Tak więc odzyskałeś pamięć? – zapytałam unikając jego wzroku co było niesamowicie trudne biorąc pod uwagę fakt, iż trzymał mnie za ramiona blisko siebie.
-Tak.
-Jesteś na mnie zły? Przez to, że ci nic nie powiedziałam?
-Nie. Rozumiem cię. – odetchnęłam. – To ja chciałbym cię przeprosić.
-Za co? Nic mi nie zrobiłeś.
-Nieprawda. Zachowałem się jak dupek. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę.
-Przecież to nie twoja wina! Miałeś wypadek i nic nie pamiętałeś, nie mam podstaw by cię winić o cokolwiek. Prawda, zdenerwowałam się, ale wiesz jaka jest moja sytuacja. Nie byłabym w stanie cię nienawidzić.
-Mam na myśli to co było przed wypadkiem. Wszystko co było wcześniej. Bo czuję, że to wcale nie byłem ja.
-Diego… - położyłam dłoń na jego policzku i zauważyłam jak z jego oka wydobywa się łza. Nie zawahałam się ani chwili w przytuleniu go. Ja z resztą też tego potrzebowałam… tak jak jego całego. Tęskniłam za nim i dopiero teraz zobaczyłam to tak wyraźnie. Po chwili odsunęłam się.
-I co teraz? – zapytałam.
-Ty już wiesz wszystko co ja czuję. Bez żadnych wyjątków. Pozwolisz mi teraz dowiedzieć się, co dzieje się w twoim sercu? – nie odpowiedziałam. Westchnęłam po czym jedynie przytaknęłam głową. Diego patrzył na mnie skupiony, praktycznie nie mrugając i czekał aż zacznę. Niestety do mojej głowy nie przychodziły żadne słowa, nieważne jak bardzo bym się starała.
-Więc? – dopytywał. W końcu jedyne co przyszło mi do głowy były słowa Mayi. Improwizuj, tak też zrobiłam. Przybliżyłam się do niego gwałtownie, objęłam za szyję i pocałowałam, przekazując mu wszystko co czułam i to z kwitkiem. Jego dłonie ułożyły się na moich biodrach, przyciągając mnie do siebie. Nasze ciała wręcz sklejały się w jedno, a pocałunki nie ustawały. Obydwoje wciąż pragnęliśmy więcej. Diego jedną ręką powędrował do góry i jednym sprawnym ruchem ściągnął moje nakrycie głowy, które upadło na ziemię, a nim wszystko w co dotychczas wierzyłam.
Zatraciłam się całkowicie.

Liczył się tylko ten jeden, jedyny moment.

***

Uff... napisane. Nie wiecie jakie to było ciężkie kiedy sama sie jaram tym co piszę hehs. Mam nadzieję, że tym razem nikt nie będzie mnie chciał zabić (no choć raz na czas dajcie mi oddychać, plz). Co będzie dalej... who knows. Powiem tylko, że to jeszcze nie koniec. Trzymajcie się mocno! ;)
Pala

sobota, 10 września 2016

ROZDZIAŁ 20

Ponownie stałam przed tymi drzwiami. Czy to potrzebne bym wspominała jakimi? Chyba nie. Trochę jakbym miała deja vu. Jednak nie wszystko było takie samo. Tym razem nie miałam już na sobie habitu. Strach również mnie już opuścił. Byłam zdeterminowana by zacząć wszystko od nowa. Zapukałam. Nie zaskoczył mnie fakt, że drzwi otworzyła Maria po tym co widziałam poprzedniego wieczoru. Patrzyła na mnie zdziwiona nic nie mówiąc.
-Jest Diego? – zapytałam wprost, poważnym tonem.
-Nie ma. – odrzekła, a moje bębenki słuchowe kolejny raz ucierpiały słysząc jej skrzekliwy głos.
-Jestem. – za nią pojawił się on. Nie był uśmiechnięty jak zawsze. Był poważniejszy niż kiedykolwiek, z reszta tak samo jak ja. Żadne z nas nie czuło się dobrze i był tylko jeden sposób by to minęło. – Czego potrzebujesz?
-Ciebie.- powiedziałam w myślach. – Chcę porozmawiać.
-Maria zostaw nas samych. – powiedział do swojej dziewczyny, a ona westchnęła ciężko. Nie sprzeciwiła się jednak. Zgarnęła torebkę ze stolika i wyszła bez słowa. Ja natomiast weszłam do środka razem z Diego.
-Dobrze, wiec o czym chcesz ze mną rozmawiać? – zapytał.
-Myślałam…
-I co w związku z tym? Doszłaś do jakiegoś wniosku? Bo ostatnio coś ci nie szło.
-Tak.
-Więc?
-Kocham cię. – powiedziałam szybko wiedząc jaka powagę niosą ze sobą te dwa proste słowa. Wtedy jakby wszystko zwolniło. Diego obdarzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Dopiero teraz zauważył jak jestem ubrana. Poczułam się… nago. On tak na mnie oddziaływał. Widział mnie taką jaka jestem.
-Ja ciebie też. – trzy słowa. Tyle wystarczyło by wszystkie nerwy i zmartwienia odeszły i rozpłynęły się w powietrzu. Zbliżył się do mnie tak bardzo, że nasze czoła stykały się. Patrzył mi w oczy, sprawiając, że zaczęło mi brakować oddechu. Pragnęłam go pocałować bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Zamknęłam oczy i powoli zaczęłam przybliżać się ku jego ustom. Chwila… jeszcze chwila… i odrobinę… nie mogłam ich napotkać. W końcu przestałam czuć jego dotyk. Otworzyłam oczy.
Przede mną nie było już Diego. Widziałam tylko sufit swojego pokoju. Już nawet nie dziwił mnie ten sen, w końcu budziłam się przez niego już czwarty raz tej samej nocy. Aż zaczęłam pragnąć by tym razem to też było wspomnienie, ale nie... było inaczej.
Nagle usłyszałam hałas dochodzący z kuchni. To ewidentnie był stukot naczyń. Rozejrzałam się. Mayi jak i Gaby wciąż sapy, było ciemno, a zegarek wskazywał kilka minut po północy. Więc niemożliwe by były to zakonnice.
Zsunęłam się z łóżka i na palcach podeszłam do drzwi uchylając je. Rzeczywiście. W kuchni było widać światło. To naprawdę dziwne, biorąc pod uwagę fakt, iż wszystkie mniszki powinny już spać, a podjadanie jest zakazane, jemy tylko w określonych porach dnia. Niby Mayi często zdarzały się takie wykroczenia ale ona spała teraz jak suseł.
Podeszłam do jej łóżka chcąc upewnić się, ze to na pewno ona i nie narobiła znowu głupot.
-Mayi… - szepnęłam ale ona nie reagowała. – Mayi obudź się. – szturchnęłam ją lekko, po czym w końcu otworzyła oczy.
-O co chodzi Clari? Daj mi jeszcze pięć minut, błagam. – powiedziała zaspanym głosem. - Pomodlę się nawet za pokój na świcie i domy dla wszystkich bezdomnych słoni, ale daj mi jeszcze spać.
-Mayi, co ty gadasz? No obudź się wreszcie!
-O co ci chodzi? Ciemno jeszcze…
-Ktoś chodzi po kuchni. Chodź ze mną, proszę. Boję się trochę.
-Bezdomne słonie też się boją włóczyć same po nocach po niebezpiecznych dżunglach. Korona ci z głowy nie spadnie jak przejdziesz się sama do kuchni.
-Głupia jesteś.
Po chwili nalegań w końcu udało mi się przekonać przyjaciółkę, bo poszła ze mną sprawdzić co się dzieje. Wyszłyśmy z pokoju uzbrojone w wazon, który zawsze stoi na szafce Gaby. Jeżeli ucierpi to pewnie się obrazi, ale stwierdziłyśmy, ze ta opcja będzie najlepsza, to tylko wazon.
Cicho skradałyśmy się do kuchni. Mimo zaspania udało nam się bezszelestnie dotrzeć do drzwi. Stanęłyśmy przy ścianie .
-I co teraz? Jaki jest twój plan? – zapytała Mayi.
-Jesteś bliżej wejścia. Zerknij kto tam jest. – dziewczyna przewróciła oczami i powoli wychyliła głowę za próg.
-Wiesz co, tak to się bawić nie będziemy! – powiedziała głośno wychodząc cala na widok. – Tym wazonem to ja tobie powinnam przywalić teraz w głowę!
-Magdalena? O co chodzi? – usłyszałam znajomy głos dochodzący z kuchni. Okazało się, że siedział tam ksiądz Daniel pijąc spokojnie herbatę.
-Nic. Absolutnie nic. Co za dynamiczne duo, gratulacje! – wymachiwała rękoma. – Dzięki wam biedne słoniki nie będą miały gdzie mieszkać! – odwróciła się na pięcie i odeszła zostawiając w mi w dłoniach wazon.
-Mogę wiedzieć co tu się właśnie stało i o co chodzi ze słoniami? – zapytał sfrustrowany Daniel. Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole, obok księdza.
-Sama nie wiem. Ona pewnie też nie. Jest zaspana. Po prostu zobaczyłam światło i się przestraszyłam.
-Skoro zobaczyłaś światło to znaczy, ze nie spałaś.
-Prawda. Miałam sen… - przerwałam. Ksiądz Daniel to ostatnia osoba, która powinna wiedzieć o tym co mi się dziś śniło.
-Dlaczego zamilkłaś? Koszmar?
-Czy ja wiem czy to koszmar? Po prostu sen, nie wiem czy interpretować to dobrze czy źle. Czuję się trochę zmieszana. Sama nie wiem co mi jest. – zwiesiłam głowę.
-A rozmawiałaś o tym z Chachim? – zmroziło mnie. Skąd wiedział?
-Co.. ja… to nie tak jak ksiądz myśli…
-Daj spokój. Po pierwsze znamy się już chyba wystarczająco, żebyś mówiła do mnie po imieniu, a po drugie to nie jestem głupi. Już przy spowiedzi zrozumiałem o kogo chodzi. Kazałem ci się oddalić od niego i tego uczucia…
-Tak wiem, ja próbowałam…
-Wiem, że próbowałaś. Przecież widziałem to. Każdego dnia widziałem jak ty patrzysz na niego, a on na ciebie. I wtedy dopiero zrozumiałem, że to może jednak nie jest tylko próba, którą Bóg postawił na twojej drodze. – nie mogłam uwierzyć w to co on do mnie mówi. Może to też tylko sen? – Posłuchaj Clara. Dobrze wiem jaka jest różnica między wątpliwościami, a prawdziwym uczuciem. Też kiedyś wątpiłem i to nie było ani trochę podobne do tego co dzieje się między waszą dwójką.
-Wiesz, czuję się trochę niezręcznie rozmawiając o tym z tobą.
-Niepotrzebnie. Może czasami wydaję się jakby chłodny, ale to chyba przez te właśnie wątpliwości o których ci wspomniałem.
-Opowiedz mi… jeśli chcesz rzecz jasna. – powiedziałam nieśmiało. Z jednej strony zaciekawił mnie tym co mówił. Nigdy nie pomyślałabym, że on, człowiek z tak wyrobionym zdaniem co do relacji osób duchownych, też mógł mieć swój moment słabości.
-To było sześć lat temu. Jeszcze byłem w seminarium. Niedługo przed złożeniem ślubów czystości. Niby z tego powodu to nic złego, aczkolwiek czuję się z tym źle. Byłem wraz z innymi seminarzystami w Izraelu. Zwiedzaliśmy głównie Jerozolimę, ale na jeden dzień wstąpiliśmy też do Tel Avivu. Tam poznałem Carolinę. Również była z Buenos Aires, co więcej okazało się, że mieszkała w tej samej dzielnicy co ja. Podczas reszty wyjazdu ciągle z nią pisałem, a po powrocie do domu ponownie się spotkaliśmy. I to nie jeden raz. Widywaliśmy się codziennie. Nasza relacja bardzo szybko zamieniła się w coś więcej. Ona wiedziała, ze jestem w seminarium. Miała nadzieję, że dla niej to porzucę. I prawie to zrobiłem. Niestety lub stety w końcu zrozumiałem co się ze mną działo. Mimo tego, że naprawdę mi się podobała, to jej nie kochałem. Była testem, który miał sprawdzić czy na pewno jestem gotowy na życie w Kościele. W ten sam dzień kiedy to zrozumiałem, zostawiłem ją. To było bolesne dla nas obojga, ale tak być musiało.
-I przez to jesteś taki cięty? – ugryzłam się w język. To pytanie było chyba trochę niegrzeczne. Daniel jednak nie zwrócił na to uwagi i odpowiedział.
-Nie. Po prostu w tym wszystkim popełniłem jeden z najgorszych błędów w moim życiu. Ale to już lepiej zostawię dla siebie.
-Rozumiem.
-Clara… martwię się. O Diego. Dobrze wiesz jakie kity Maria mu wciska. Oszukuje go i to się może naprawdę źle skończyć. Tylko ty możesz coś na to poradzić. Zrób mu przysługę, idź do niego jutro i powiedz mu wszystko. Lekarz niby zabronił mówić mu cokolwiek, ale ta nieświadomość tylko mu szkodzi.
-Dani…
-Słucham cię.
-Dziękuję. Naprawdę, nie spodziewałam się, że kiedyś usłyszę od ciebie coś takiego. – położyła swoja dłoń na jego. – I nie martw się. To co było już minęło. Każdy popełnia błędy. Ale teraz to już nieważne.
-Nawet jeśli ciągnie to za sobą ciężkie skutki? – zapytał, ale nie dane było mi odpowiedzieć. W kuchni pojawiła się Mayi z telefonem w ręku i przejętą miną. – Co się stało?
-Słuchajcie, dzwoniła opiekunka Joaquina. Pytała się czy go tu nie ma. Uciekł z domu.
-Jak to uciekł?! – aż wstałam od stołu.
-Tak jak mówię.
-Trzeba go znaleźć! – zaczynałam panikować. Znałam Joaquina bardzo dobrze. Od dłuższego czasu chodził tu do szkoły. Zawsze był sam dopóki nie pojawił się Roy. Koledzy zawsze dokuczali mu przez to, że jest adoptowany, bo rodzice go opuścili. Ale dlaczego uciekł? To bez sensu.
-Myślę, że wiem gdzie może być. – do kuchni weszła Gaby. – Miałam dziś dyżur w szkole. Joaquin kłócił się z Miguelem. Po tym jak udało się ich rozdzielić Migue zaczął do niego coś krzyczeć, że w nocy wszystko się rozstrzygnie.
-Ale gdzie?!
-Może wcześniej ktoś mi powie co tu robi mój wazon? Ile razy mówiłam, żeby go nie dotykać?
-Gabriela! – krzyknęłam.
-No dobra, mówił coś o jakimś klubie. Bloł stair czy jakoś tak.
-Chyba Blue Star. – poprawił ją Daniel.
-Właśnie. Ja nie znam angielskiego, nie oceniaj mnie!
-Przepraszam. – powiedział zawstydzony i wstał od stołu. - Idę po kluczyki od samochodu i jedziemy.
Wraz z dziewczynami szybko się przebrałyśmy i dwadzieścia minut później byłyśmy już w podanym przez Gaby klubie. Wesołe rytmy cumbii było słychać aż na zewnątrz, a w środku ten hałas był aż nie do zniesienia. Tłumowi pijanych ludzi jednak to nie przeszkadzało i dobrze się bawili na parkiecie. Niektórzy jeszcze świadomi dziwnie na sam patrzyli. W końcu to nie codzienny widok, trzech zakonnic i księdza wchodzących do klubu.
-Może się rozdzielmy? Łatwiej go znajdziemy. – zaproponowałam.
-Wątpię żeby to było konieczne. – powiedziała Mayi patrząc w stronę korytarza prowadzącego prawdopodobnie do ubikacji. – Wydaje mi się, że widziałam Miguela. Chodźmy! – powiedziała i ruszyła przed siebie. Podążyliśmy za nią. W korytarzu okazało się, ze miała rację. Znaleźliśmy tam Miguela z nieznanymi nam kolegami popychającego zaginionego chłopca. Zanim dobiegliśmy do nich, jeden z oprawców kopnął go w plecy przez co upadł na podłogę.
-Dosyć! Co tu się dzieje?! – krzyknął Daniel i podbiegł do Joaquina by pomóc mu wstać.
-Idźcie stąd! To sprawa między nami! – chłopak wyrwał się i zaatakował Miguela szarpiąc go za koszulkę z logiem AC/DC.
-Co to ma znaczyć?! – tym razem ja wkroczyłam do akcji i rozdzieliłam ich razem z Danim.
-Bo to wszystko on! On to zrobił! – krzyczał rozgoryczony.
-Zamknij jadaczkę szczylu! – odwrzasnął szatyn i kopnął go po czym uciekł razem z kolegami. Nie mieliśmy szans by ich złapać. Ledwo zdążyłam odwrócić się w stronę wyjścia, a ich już nie było. Kiedy powróciłam wzrokiem do Joaco, leżał skulony na ziemi i płakał z bólu.
-Moja ręka… - mówił przez łzy.
-Dziewczyny, pojadę z nim do szpitala. – powiedział Daniel i pomógł mu wstać. – Poczekajcie na mnie tutaj. Ja powiadomię jego opiekunów i wrócę po was, dobrze?

Tak i się stało. Daniel pojechał razem chłopakiem do szpitala, a my udałyśmy się do baru.
-Juan! Jedno duże piwo dla mnie! Dopisz mi do rachunku! – krzyknęła Mayi do barmana, a ja i Gaby spojrzałyśmy na nią pogardliwie. – No co? Jak wy też chcecie to sobie zamówicie ale nie na mój rachunek, jasne?
-Chyba cię Bóg opuścił. – podsumowałam.
-No dobra… Juan! Jednak małe.
-Robi się szefowo. – odpowiedział z charakterystycznym akcentem z Cordoby. - Co się stało? Jakiś post dziś masz? Swoją drogą o co chodzi z tym strojem?
-Nic takiego. – odrzekła i wróciła do nas. – No co?
-Mi się wydaje czy ty tu bywasz dosyć często? – zapytałam.
-Brawo Clara. Pierwszy raz zdajesz sobie z czegoś sprawę.
-To jakaś aluzja?
-Tak. Mam na myśli, ze powinnaś się trochę wyluzować i mniej myśleć.
-Jestem zakonnicą! Ty z resztą też! Gaby błagam weź jej coś powiedz…
-W sumie ma trochę racji… - wzruszyła ramionami. – Wiesz, że ja jestem jeszcze gorsza niż ty, ale czasami naprawdę za dużo myślisz.
-Ah tak? – uśmiechnęłam się zawadiacko i chwyciłam piwo, które barman właśnie położył obok nas i duszkiem wypiłam do połowy. – Zobaczymy, kto tutaj za dużo myśli. – powiedziałam do przyjaciółek i wyruszyłam na parkiet. Tutaj skończyło się wszystko co pamiętam.

Diego POV
Nie mogłem uwierzyć w to co się właśnie działo. Spojrzałem jeszcze raz na Marie. To tylko utwierdziło mnie w tym co sobie przypomniałem. Już miałem wstać i wyjść stamtąd ja najszybciej gdy poczułem wibracje w kieszeni. To mój telefon dzwonił.
-Słucham? – powiedziałem do telefonu próbując przebić się przez głośną muzykę. Bardzo zdziwiło mnie to, że to akurat Mayi dzwoni do mnie i to o tej godzinie.
-Słuchaj Diego, pewnie cię budzę ale mamy tu mały problem.
-Co? O co chodzi? – nie byłem pewny czy dobrze usłyszałem.
-Jestem z Gaby i Clari w klubie i… no właśnie. Clara.
-Co z nią? W którym klubie?
-Blue Star.
-Też tutaj jestem! Gdzie jesteście? Już tam idę!
-Przy barze! Przychodź szybko! – krzyknęła i rozłączyła się. Schowałem telefon do kieszeni.
-Kto dzwonił? – zapytała mnie Maria, a ja przemilczałem to i wstałem zwalając ją ze swoich kolan. Oddaliłem się jak najszybciej kierując się ku barowi. Szybko rozpoznałem dwie zakonnice siedzące tam. Jakby nie patrzeć to te habity bardzo rzucały się w oczy.
-Co jest? Gdzie Clara? Co się z nią stało? – wypytywałem.
-Daniel pojechał zawieźć Joaco do szpitala i miał później po nas przyjechać, ale zepsuł mu się samochód, więc jesteśmy tu uwięzione.
-Pytam co się stało z Clari!?
-Aaa o Clare pytasz. Tańczy z jakimś Włochem. Taki z bródka i włosami spiętymi w kucyka. – oderwałem się do krzesła i popędziłem na parkiet w poszukiwaniu dziewczyny. Odnalazłem ja bardzo szybko. Tak jak powiedziała Mayi, tańczyła z jakimś typem i to bardzo blisko. Trafiłem tam na czas ponieważ jego ręka dotychczas spoczywająca na jej plecach zaczęła zjeżdżać coraz niżej. Ruszyłem przed siebie i wymierzyłem mu w twarz jedną, porządną pięść. Wylądował na podłodze dotykając zakrwawionego nosa.
-Sei pazzo?! – wrzasnął.
-Diegiiiii – powiedziała ucieszona i ewidentnie pijana Clara, udając Marie. – Co ty tu robisz? Biedny Marco…
-Clara. – powiedziałem cicho i przytuliłem ją z całych sił. – Chodźmy stad. Jak najszybciej.
-Ale dlaczego? Chciałam jeszcze potańczyć. – zrobiła smutna minkę po czym i tak się roześmiała.
-Nie pójdziesz?
-A żebyś wiedział, że nie. Jak chcesz to idź z Marią. – wzruszyła ramionami i poszła w drugą stronę. Niestety ze mną nie tak łatwo. Nie zwlekałem ani chwili. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem na zewnątrz. W twarz uderzył mi chłód nocnego powietrza.
-Co ty robisz?! Pogrzało cię?! Miałam jeszcze resztę drinka!
-Powiedziałaś, żebym poszedł z Marią, tak wiec jestem. Czy to nie tak masz na imię? – uśmiechnąłem się.
-…może. A co cię to obchodzi?
-Ty mnie obchodzisz. Tylko ty. – odrzekłem całkowicie poważny. Obok nas pojawiły się Mayi i Gaby.
-To jak… masz może kasę na ubera? Bo wiesz… my to tak jakby zakonnice… teoretycznie to u nas cienko z pieniędzmi.
-Mam, nie musisz się przejmować. A za drinki ktoś zapłacił? Z tego co widzę to ona trochę tego musiała wypić.
-Nieszczególnie. Tylko dwa piwa. Dziewczyna ma słabą głowę. Jeszcze przywyknie, daj jej czas. A o to się nie przejmuj, Juan dopisał do mojego rachunku. Ja się z nią rozliczę jak wytrzeźwieje.

Niedługo później nasza taksówka zatrzymała się przed klasztorem. Poprosiliśmy kierowcę o zgaszenie świateł by nikt się nie dowiedział co się właśnie dzieje. Na szczęście okazał się dosyć ugodowy i wyłączył je. Teraz w spokoju mogliśmy przejść do środka.
-Słuchajcie, w głowie mi się kręci. – powiedziała Mayi chwilę przed wyjściem.
-Co? Dlaczego? – zapytałem.
-A wyobrażasz sobie, żebym weszła do klubu i nic nie wypiła? Bo ja nie. Chyba by mnie wywalili bo by pomyśleli, że chora jestem czy coś.
-Nie widać po tobie.
-Ja też tego nie widzę. Głównie dlatego, że w głowie mi się kręci jak diabli. Z resztą mnie uderza dopiero po dłuższej chwili.
-Dobra mam plan. – wtrąciła Gaby, która do teraz milczała. – Ja wprowadzę Mayi do środka, po czym wrócę i pomogę ci z Clari, dobra? Trzeba uważać, żeby nikogo nie obudzić.
-Dobrze. Tylko ostrożnie. – zgodziłem się na ten układ i dwie zakonnice wyszły z samochodu kierując się ku drzwiom zakonu. W taksówce zapanowała cisza.
-A ty co taka milcząca się zrobiłaś? – zapytałem Clari, która siedziała z rękoma złożonymi na krzyż.
-Mówię i jest źle, milczę i jest źle. O co ci słońce chodzi?!
-O nic, zdziwiłem się po prostu. Jesteś obrażona?
-Tak! Żebyś wiedział, ze tak! Dlaczego uderzyłeś Marco? Przecież to taki fajny chłopak. Jakbyś się ram nie pojawił to pewnie zamiast siedzieć teraz tutaj, byłabym ze swoim nowym kolegą w jego…
-Nie kończ. – przerwałem jej przerażony tym co zapewne chciała powiedzieć.
-Ah, teraz rozumiem.
-Co?
-Jesteś zazdrosny!
-Że ja? – wskazałem palcem na siebie.
-Tak ty! Przyznaj się, że jesteś we mnie zakochany. No dajesz. Już to słyszałam nie raz od ciebie wiec posłucham jeszcze. Wiesz, że nawet to lubię?
-Daj spokój. – powiedziałem już poważniejszy. Wcale nie podobało mi się to co mówiła.
-Po co? Przecież bawimy się świetnie! Powiedzieć ci sekret? Tak serio to zrobiłam to specjalnie. Wiedziałam, że jak będę w kłopotach to się pojawisz! Jesteś przewidywalny wyobraź sobie!
-Clara…
-Nie przerywaj mi znowu. Bo ja może jestem pijana ale nie głupia, wiem dobrze czego chcę, tak? I po prostu nie mogę znieść tego, że wierzysz tej idiotce i nie widzisz jaka jest prawda! – zaczęła się śmiać jak opętana. Wtedy drzwi samochodu otworzyły się.
-Widzę bardzo wesoło tutaj macie. Przepraszam, e przeszkadzam, ale pora iść. – powiedziała po czym wysieliśmy z auta. Zapłaciłem taksówkarzowi by mógł już odjechać i podprowadziłem dziewczyny do drzwi. Dalej wolałem nie iść, by nie wpaść w tarapaty.
-Co jest Diegiiiii? Czemu nie idziesz? Zabawimy się razem!
-Cii – uciszyłem ją. – Muszę już wracać.
-Hmm pewnie do Mary, czy tak? Dobra, to pożegnaj się ze mną przynamniej. – rzuciła mi się w ramiona. Odwzajemniłem przytulenie. Wtedy ona odsunęła się i pocałowała mnie w policzek… bardzo blisko ust.

-Dobranoc. – powiedziałem do niej cicho i odszedłem z rękoma w kieszeniach starając się nie myśleć o niczym. Ale tak się nie dało. Musiałem poukładać sobie w głowie naprawdę dużo spraw.

***

Także tego... udało się. W końcu skończyłam. Opóźneinie, z którym przez szkołę niestety musimy się liczyć. Po drodze też pojawiła się moja super mega b(f) burza, usuwając mi połowę rozdziału co jeszcze trochę mnie opóźniło. Oczywko wciąż będę się starała ogarniać te rozdziały w normalnych odległościach czasowych ale czas się przyzwyczaić do późnień, c'nie? 
A właśnie! Rozpoczął sie nowy rok szkolny! Chciałabym wam z tej okazji życzyć dużo cierpliwości i zapału do nauki. Oby było jej na tyle byście nie musieli się martwić co będzie w nestępnym rozdziale! Luv
Pala