Czy żałowałam tego co stało
dzisiejszego ranka? Trochę tak i nie. Z jednej strony postąpiłam dobrze.
Przecież miałam rację, jestem zakonnicą i swoje życie poświęcam jedynie Bogu.
Ale z drugiej strony… miałam wyrzuty sumienia. Diego na pewno źle się po tym
poczuł. Zależy mi na nim, nie chciałam, żeby tak było. Odrobinę mnie poniosło.
Dlatego właśnie stałam teraz przed drzwiami do mieszkania Diego ogarnięta przez
wątpliwości.
Po co przyszłam? Sama nie jestem
pewna. Chciałabym teraz porozmawiać z nim na spokojnie, wyjaśnić wszystko. Żeby
nie było nieporozumień i… bólu, który też odczuwałam mimo wszystko. Jednak
wątpliwości napływały z myślą, ze sprawa może się jeszcze bardziej pogorszyć czego
nie chciałam.
W końcu podjęłam decyzję.
Niepewnie zbliżyłam dłoń do drzwi by zapukać gdy w ostatnim momencie
zrezygnowałam. Za późno. Zdążyłam lekko popchnąć drzwi, nie wydając zbyt
głośnego dźwięku. Okazało się, że drzwi były otwarte. Uchyliłam je jeszcze
odrobinę po czym zauważyłam zamyślonego Diego, siedzącego na kanapie. Po chwili
pojawiła się obok i Maria.
-Diegi, co z tobą? Siedzisz tak
już z godzinę i nic nie mówisz.
-Nic, wszystko dobrze. –
odpowiedział poważnym tonem nie ruszając się.
-Czy ty… zaczynasz sobie coś
przypominać?
-Nie. Uwierz mi, że nie pamiętam
nic. Miałem ostatnio wrażenie, że jakby jakieś wspomnienia zaczynają do mnie
dochodzić, ale tylko mi się wydawało. Teraz się czuję jeszcze bardziej
zagubiony niż przedtem…
-Oj misiu… - Maria usiadła obok i
przytuliła go, ale on wciąż się nie ruszał i siedział zastygnięty. – Za
niedługo na pewno wszystko sobie przypomnisz. Mówiłam ci, że ci pomogę. A jak
już wszystko będzie jak powinno będziemy razem szczęśliwi, tak? – Diego zerwał
się z kanapy.
-Idę do łazienki. – burknął pod
nosem i zaczął iść ku drzwiom, lecz Maria była szybsza. Pobiegła za nim i
złapała go za rękę.
-Poczekaj. – odwróciła go do
siebie i trzymała za dłonie. – Diegi, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć,
ale zachowujesz się ostatnio tak dziwnie, że ja mam wątpliwości, czy na pewno
mogę liczyć na ciebie.
-Proszę cię…
-Przecież od wypadku kto jest
zawsze przy tobie? No ja, nikt inny
dearie. Przyjechałam z drugiego końca świata by być z tobą. By się tobą
opiekować. Ja wiem, że czasami jestem nieznośna. Zawsze tak było, ale przecież
się kochamy. Ja zawsze akceptowałam ciebie, a ty mnie, więc co się stało? –
nastała chwila ciszy. Miałam ochotę wtargnąć do środka i wykrzyczeć, że to same
kłamstwa. Jak ona śmiała? Ta dziewczyna nie ma wstydu. Już miałam pchnąć drzwi
i przerwać to całe przedstawienie, gdy Diego zaczął namiętnie całować Marię.
Wstrzymałam się. Z resztą moje
nogi i tak odmówiły posłuszeństwa. Patrzyłam na dwójkę Hiszpanów zatraconych w
pocałunkach nie mogąc uwierzyć w to co widziałam. Maria dopięła swego. W sumie
jakby nie patrzeć to nawet jej w tym pomogłam. Po chwili para przemieściła się
na kanapę, wiec odruchowo zamknęłam drzwi z hukiem. Kiedy zorientowałam się co
zrobiłam, zbiegłam po schodach prosto do wyjścia.
Obudziłam się oddychając ciężko.
Zegarek wskazywał 6:20. Budzik i tak za chwilę miał dzwonić.
Czy to był sen? Niestety nie.
Wspomnienie z wczorajszego wieczoru. Chciałabym by było inaczej. Obraz Diego
gdy nagle zbliżył swoje usta do Marii nie dawał mi spokoju. Widziałam to nie
ważne czy miałam oczy zamknięte czy otwarte.
Wyciągnęłam z szafy habit i
udałam się do łazienki by się umyć i przebrać. Kiedy byłam już gotowa akurat
zadzwonił budzik przez co Mayi i Gaby obudziły się.
-Dzień dobry. – powiedziałam
ponuro. Miało to zabrzmieć inaczej ale wyszło jak zawsze.
-Oj z tego co widzę to nie dla
ciebie. Co się stało? Znowu koszmary? – powiedziała promiennie uśmiechnięta
Gabriela.
-Coś takiego. Tylko, że dużo
gorszego. Nieważne. Pójdę pomóc Rosie przygotować śniadanie. – machnęłam ręką
zawiedzona i wyszłam. Nie chciałam o tym rozmawiać. Jeszcze bardziej bym o tym
myślała, a wcale tego nie chcę.
Ledwo weszłam do kuchni z
zdążyłam się przywitać z Rosą, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Obydwie naprawdę
się zdziwiłyśmy, w końcu nigdy się nie zdarzało, żeby ktoś przychodzi tu o tej
godzinie, w końcu jeszcze nie wszystkie siostry wstały. Podejrzewając kto może
stać po drugiej stronie drzwi, zadeklarowałam się, że pójdę je otworzyć. I nie
pomyliłam się. Moje oczy napotkały nikogo innego jak Diego.
-Co tu robisz? – zapytałam
chłodno, nie patrząc mu w oczy.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, co tu robisz? –
ponowiłam moje pytanie. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim.
-Mogę wejść?
-Nie. Jest troszkę wcześnie
jakbyś nie zauważył, plus to jest klasztor.
-Clari, przyszedłem pogadać. Już
zrozumiałem wszystko co mi powiedziałaś, tak? Po prostu nie chcę, żeby było
miedzy nami tak jak w tym właśnie momencie.
-Czyli?
-Widzę, że jesteś na mnie zła.
Dlatego chcę cie przeprosić. Po prostu… bądźmy przyjaciółmi jak zawsze, nie? Ty
masz swoje życie, ja mam swoje, ale nie kłóćmy się, proszę.
-Wątpię, żeby wszystko mogło
wrócić do normy.
-Dlaczego? Jeny, Clara, zastanów
się w końcu czego chcesz!
-Chcę żebyś sobie poszedł. Ty też
pewnie chcesz już iść, wątpię żebyś się wyspał…
-Co masz na myśli?
-Nic. – wzruszyłam ramionami i obrażona
oparłam się o framugę, a on zmienił nagle wyraz twarzy.
-Więc to ty… byłaś wieczorem u
mnie, tak?
-Nie wiem o czym mówisz.
-Ok, nie wiem dlaczego wczoraj
tam byłaś, ani co dokładnie widziałaś, ale nie rozumiem co widzisz w tym złego.
Między nami jest wszystko jasne, a Maria to moja dziewczyna, tak? To chyba
normalne, że gdy jest się w związku z drugą osobą to czasami trzeba…
-Wystarczy! – przerwałam mu. – Ja
nie… nic… idź już lepiej. Wstałam dziś lewą nogą i jeszcze przyszedłeś mnie
denerwować. Cześć. – powiedziałam krótko i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Diego POV
Po mojej wizycie w klasztorze od
razu wróciłem do domu. Wciąż wydawało mi się, że przed chwilą zaistniała
sytuacja była sceną zazdrości, ale Clari przecież wprost powiedziała, że między
nami nic nie będzie. Tak więc znowu byłem w swoim mieszkaniu. Przez panującą ciszę
stwierdziłem, że Maria jeszcze śpi i miałem rację. Jak ją zostawiłem, taką ja
zastałem. W sumie to podobała mi się. Była naprawdę ładna. Mimo, że czasami
mnie denerwowała to była przy mnie i nigdy nie potraktowała mnie źle. Nie znam
naszej historii zbyt dokładnie, unikała tego tematu, pewnie przez to co
powiedział lekarz. Ale nic nie szkodzi. Za niedługo pewnie wszystko sobie
przypomnę. Może nawet wrócę z nią do Hiszpanii, ko wie gdzie mnie wiatr
poniesie.
Rzuciłem kurtkę na krzesło i
położyłem się obok niej po czym szybko zasnąłem.
Wieczorem postanowiliśmy iść na
kręgle. Maria znalazła w Internecie najbliższą kręgielnie, jednak zarządziła,
że najlepiej będzie udać się do najpopularniejszej kręgielni w Buenos Aires,
która znajdowała się aż w Palermo. W końcu zgodziłem się.
Kiedy byliśmy już na miejscu, okazało
się, że jest tam pełno ludzi, a kolejka była kosmiczna.
-To może jednak pójdziemy do
innej kręgielni? Zanim się dostaniemy to minie jakaś godzina jak nie wiecej…
-Nie, tu będzie najlepiej, mówię
ci. I jak się chce to można i wejść szybciej. Rozumiem Diegi, że nie pamiętasz
zbyt wiele, ale wystarczy pomyśleć Misiak. – zrobiła ten intrygujący uśmiech i pociągnęła
mnie za sobą na przód kolejki.
-Przerażasz mnie odrobinę, wiesz?
-Wiem, przywykniesz. Ale zaufaj
mi, mam dobry plan. – w końcu znaleźliśmy się na początku kolejki. Maria bez
zastanowienia podeszłą do nieznajomej nam pary.
-No cześć. – powiedziała śmiało,
a zdecydowanie młodsi od nas – chłopak i dziewczyna spojrzeli zdziwieni. –
Jestem Mari, a to mój chłopak, Diego. Mamy do was interes. Widzę, że jesteście
we dwoje jak my i jakby tak połączyć siły? Wiecie co mam na myśli?
-Yyy… niekoniecznie. – powiedział
chłopak.
-Chodzi o to, że kolejka jest
długa, a my jesteśmy przyjezdni i bardzo chcieliśmy tu zagrać. Możemy zrobić
coś w rodzaju pojedynku między parami, jak myślicie?
-W sumie to ciekawy pomysł. –
wtrąciła niska dziewczyna w spiętych blond włosach. – Zgódź się, będzie fajnie!
– nalegała.
-No dobrze. Dla mnie bomba. Ale
jedna sprawa jest jasna, nie będzie żadnych forów.
Dosłownie dziesięć minut później
mieliśmy już swój tor, razem z przed chwilą poznaną parą. Mimo dziwnego
pierwsze wrażenia okazali się całkiem w porządku. Ciro i Keira – bo tak się
nazywają – obydwoje pochodzą z Buenos Aires i mają po dwadzieścia lat. Dobrze
wydawało mi się, ze są młodsi, aczkolwiek w rozmowie tej różnicy nie było.
Jeszcze nie zakończyliśmy pierwszej rundy, a oni poszli do barku kupić drinki.
Maria poszła z nimi, ja jednak sobie podarowałem. Nie miałem ochoty pić. W
dodatku przez tą całą amnezję, która wciąż nie chce sobie pójść wciąż czuję się
dziwnie i nieswojo. Jeszcze by mi się pogorszyło.
Po powrocie moich towarzyszy kontynuowaliśmy
grę. Pierwszą rundę przegraliśmy. Niestety z mojej winy. Najwyraźniej kręgle to
nie był mój konik. Druga potoczyła się podobnie.
-Diegi, co z tobą? – zapytała rozczarowana
Maria.
-Przepraszam, to chyba nie mój
dzień. Ale musisz przyznać, że zasłużyli na wygraną. Są serio świetni.
-Dziękuję dziękuję. – ukłonił się
Ciro. – Nie ma co się przejmować, jestem tu dosyć często więc to żaden wstyd
przegrać z mistrzem.
-I to jakim skromnym.
-To może w ramach rewanżu
pójdziecie z nami na mały melanż? Przez tego drinka mam ochotę na coś mocniejszego.
-Nie wiem czy to dobry po…
-Jasne! – krzyknęła Maria, nie
zwracając na mnie uwagi. – W końcu dzięki wam tu weszliśmy, teraz chyba wypada
nam się odwdzięczyć, nie? – westchnąłem. Nie miałem już innej opcji jak znowu
pójść na „kompromis”.
Na miejscu oniemiałem. Klub był
wypchamy dobrze bawiącymi się ludźmi. Większość już prawdopodobnie była pijana.
Przykładowo chłopak, który wymiotował do roślinki na korytarzu. W powietrzu unosił
się zapach potu i alkoholu.
Nie byliśmy już w Palermo. Nasi nowi
przyjaciele stwierdzili, że o tej godzinie już trudno będzie się dostać do tych
lepszych klubów, wiec byliśmy teraz znacznie bliżej domu. Klub nie był
najwyższych lotów. Miat trochę swojskości, ale było widać, że nie ma tu
zbytniej kontroli.
Szybko wypatrzyliśmy wolny stolik,
jednak szybko zostałem przy nim sam. Pozostali poszli zamówić drinki, a ja
wciąż nie czułem się na siłach. Prawdę mówiąc najchętniej poszedłbym teraz do
domu, ale nie mogłem tego zrobić. Byłem Marii coś winien za to jaka dla mnie
była. Towarzyszenie jej tutaj to minimum z tego co mogłem dla niej zrobić.
Chwilę później wrócili. Ciro i
Keira usiedli naprzeciwko siebie, a Maria śmiejąc się wylądowała na moich
kolanach. Zaskoczyła mnie odrobinę, przez co gwałtownie się poruszyłem i
odrobina jej drinka chlusnęła na jej sukienkę.
-O nie, przepraszam! –
powiedziałem przerażony. Jestem tak rozkojarzony, że nie wiem co się dzieje
wokół. Maria jednak wciąż się śmiała.
-Co ty Diegi, nic się nie stało!
Takie rzeczy się zdarzają. Nie bądź już taka ciota i wyluzuj, jasne? –
powiedziała nie przestając się śmiać. Para dołączyła do niej. W końcu sam się zaśmiałem.
Cała ta sytuacja była w sumie zabawna. Spojrzałem na plamę po zielonym drinku
na niebieskiej sukience Marii. Ten widok był taki znajomy. Totalnie jak Clari,
gdy ubrudziła się farbą malując moje mieszkanie.
Ale to było jeszcze przed moim
wypadkiem.
Przypomniałem sobie.
Wszystko.
***
Pierwszy raz pisałam rozdział totalnie bez planu tego co sie zdarzy. Wyszło jak wyszło, mam nadzieję, że nie najgorzej. Jak na mój gust w sumie jest ok, mimo, że dosyć krótko. Swoje opinie natomiast możecie zostawiać w komentarzu! (nalegam, darmowe cukierki!)
Pala
Najpierw cukierki potem komentarz :D
OdpowiedzUsuńFaken, tego się nie spodziewałam. A jak obiecam, że następny rozdział będzie mniej amebowaty? :"D
UsuńNo dobra ;D Ale i tak będę czekać na te cukierki
UsuńMmm... Myśl o Clari i odrazu wszystko wraca... No i bardzo dobrze! XD Opłacało się czekać te 2 tygodnie!
OdpowiedzUsuń