Wpadłem do klasztoru jak strzała.
Byłem niesamowicie zadowolony z faktu, iż nareszcie udało mi się znaleźć
odpowiednie miejsce na schronisko. Szybkimi krokami podążałem do pokoju
Daniela. Kiedy już prawie byłem u celu spostrzegłem Clari siedzącą na ławce.
Ponownie czytała książkę. Natychmiastowo przypomniałem sobie o tym co
powiedział mi Daniel. Cicho podszedłem do niej. Kiedy mnie spostrzegła uniosła
wzrok. Wtedy zauważyłem, że ma zaczerwienione oczy. Zmieniłem minę na poważną i
przykucnąłem przy niej.
-Co się stało Clari? Płakałaś? –
przejechałem dłonią po jej policzku, lecz ona odepchnęła moją rękę.
-Nie. – odpowiedziała krótko.
-Przecież widzę. – nie
odpowiedziała, a jej wzrok powędrował w dół. Westchnąłem i pokazałem jej
bukiecik. – Dla ciebie. Na poprawę humoru. A teraz uśmiechnij się bo przychodzę
z bardzo dobrymi wieściami. – niechętnie wzięła ode mnie bukiet.
-Jest śliczny. Jakie wieści? –
pokazała mały, wymuszony uśmieszek.
-Znalazłem budynek. Na
schronisko! – powiedziałem tak głośno, że niemal cały zakon mógł to usłyszeć.
-Żartujesz! – jej entuzjazm
podniósł się natychmiastowo. – To fantastycznie!
-Dokładnie! Muszę porozmawiać
tylko z Danielem bo to świetna okazja!
-O, dosłownie przed chwilą
widziałam jak wychodził. Musieliście się minąć.
-Trudno, poczekam na niego w
środku. Już i tak pół dnia tam spędziłem, nic się nie stanie jak posiedzę
jeszcze chwilę.
-Jeju, nie masz pojęcia jak się
cieszę! – powiedziała, a ja objąłem ją i zakręciłem w powietrzu. Nagle ona
wyszarpała się z mojego uścisku. – Diego, stop!
Clari POV
-Co się stało Clari? – zapytał
mnie zdziwiony Diego.
-Przepraszam. Ale… chyba musimy
porozmawiać. Poważnie. – w mojej głowie odtworzyły się słowa księdza Daniela.
Muszę się od niego odsunąć. Fizycznie, psychicznie i uczuciowo.
-Nie strasz mnie. Stało się coś
złego?
-Chodzi o to, że… - nagle
przyszedł Daniel i spojrzał na nas dziwnie. Nie bez powodu. W końcu wiedział
wszystko. Przez tajemnice spowiedzi nie mógł nic powiedzieć, ale mimo to czułam
się niekomfortowo.
-Diego. Możemy porozmawiać? –
powiedział poważnie.
-Cały czas ktoś chce ze mną
rozmawiać. Ale się rozchwytywany zrobiłem. Masz szczęście to też mam do ciebie
bardzo ważną sprawę. Clari, możemy to dokończyć później? Wiesz dlaczego. –
mrugnął do mnie jakby nigdy nic, a ja aż miałam ochotę zafundować mu cios w
policzek. Oboje weszli do środka. Ja natomiast wróciłam na ławkę lecz już nie
czytałam. Dosłownie kilka sekund później podeszła do mnie siostra Rosa.
-Clari, pomocy! – powiedziała
zdesperowanym głosem.
-Co się stało?
-Siostra Valeria się rozchorowała
i nie może uczestniczyć w próbie chóru, a śpiewała solówkę. Musisz mi pomóc!
Bez głównego głosu nic nie zdziałamy!
-Spokojnie. Ale ja nie śpiewam.
Ja… nie umiem.
-Oj nie gadaj, na pewno nie jest
źle. Proszę cię, jesteś moją ostatnią deską ratunku…
-Kiedy ja mówię prawdę. Niech
inna siostra zaśpiewa solo. Ja się do tego nie nadaję. – Rosa opuściła ramiona
i odeszła zasmucona. Chciałabym jej pomóc ale śpiewanie to kompletnie nie mój
konik. Wpadłam jednak na dobry pomysł. Przecież chór mógłby pomóc w uzbieraniu
odpowiedniej kwoty na remont schroniska! Postanowiłam nie zwlekać i od razu
udałam się do Diego i ojca Daniela. Jednak coś kazało mi zatrzymać się przez
drzwiami. Słyszałam tylko ich głosy.
-Dani błagam skup się! Mówię ci
drugi raz, znalazłem miejsce na schronisko! Co z tobą dzisiaj?
-Diego.
-Stop! – chłopak przerwał mu. –
Znowu mówisz mi po imieniu. Co tym razem się stało? Co zrobiłem? Czy dalej
jesteś obrażony? Wyjaśniłem ci sprawę.
-To akurat nie prawda. Nic mi nie
wyjaśniłeś. Ale też o to chodzi. Chcę cię przeprosić.
-Przeprosić powiadasz. Za co? –
zaśmiał się głupkowato. Muszę przyznać, że jego śmiech był naprawdę zabawny.
Zwykle nawet śmieszniejszy od powodu śmiechu.
-Słuchaj, wciąż trzymam się
swoich przekonań, ale też trochę przesadziłem. Nie powinienem się tak unosić.
To twoje życie i ty decydujesz, ale też wiesz, że to wcale nie jest dobre. Ani
trochę.
Zaciekawiona przybliżyłam się
jeszcze trochę do drzwi. Nie powinnam podsłuchiwać ale ta rozmowa dziwnie
brzmiała. O co chodziło?
-Wiem Dani. – tym razem Diego był
już całkiem poważny, a moje serce biło coraz szybciej.
-Chachi usiądź na chwilę. – po
chwili ciszy usłyszałam charakterystyczne skrzypnięcie krzesła oznaczające, że
posłuchał on prośby przyjaciela. Cisza trwała jeszcze przez chwilę.
-Teraz powiedz mi szczerze,
prosto w oczy. Czy ty jesteś zakochany w Clari? – ugięły mi się nogi, a w
głowie zaczęło wirować. Czy ja aby na pewno dobrze usłyszałam? Po chwili
zaczęło mi brakować powietrza, a ściany jakby się zbliżały po czym znowu
oddalały. Jakbym popadała w obłęd. Odpowiedź nie miała miejsca. Prawie upadłam
lecz zdążyłam szybkim, zdecydowanym ruchem oprzeć się o drzwi, które wręcz
natychmiastowo otworzyły się, a przede mną stanął ksiądz.
-Clara! – krzyknął i pomógł mi
się podeprzeć.
Dziesięć minut później siedziałam
na fotelu księdza, natomiast on oraz Diego stali obok mnie z przejętymi minami.
Wzięłam kolejnego łyka wody opróżniając tym samym szklankę do dna.
-Już lepiej? Jesteś bardzo blada.
– Diego kucnął obok i wziął ode mnie puste naczynie.
-Czuję się dobrze. Pewnie spadło
mi ciśnienie czy coś.
-Co robiłaś przy drzwiach?
Podsłuchiwałaś? – zapytał stanowczo Daniel.
-Co? Nie, nic z tych rzeczy? Po
prostu Diego wcześniej powiedział mi o schronisku i wpadłam do dobry pomysł na
zbiórkę pieniędzy. Chciałam od razu się tym z wami podzielić ale gdy szłam
zrobiło mi się słabo. To tyle.
-To dobrze. Przepraszam. Więc
jaki masz pomysł? – uśmiechnął się, a ja mu wszystko wytłumaczyłam.
DIEGO POV
Tydzień później przyszedł czas na
zbiórkę pieniędzy zaproponowaną przez Clari. Nie było to jednak zwykłe
wydarzenie. Zakonnice postanowiły zorganizować niewielki festyn dla mieszkańców
dzielnicy. Miły sąsiad zgodził się użyczyć nam swojego dużego ogrodu, by event
miał gdzie się odbyć. Na środku ogrodu postawiliśmy scenę gdzie miał występować
chór w którego skład wchodziły nasze zakonnice. Gościnnie zgodził się tez
wystąpić Pablo Monoya – gitarzysta mieszkający gdzieś w pobliżu. Z tego co mi
mówili ma jakiś zespół ale reszta akurat wyjechała z miasta. Cóż, przynajmniej
mamy jego. Cała reszta ogrodu prezentowała się cudownie sama w sobie lecz
postawiono tam również kilka stołów z przekąskami przygotowanymi przez
zakonnice. Ze swojej kieszenie kupiłem cały worek balonów, które później
dmuchałem przez kilka godzin lecz opłacało się, ponieważ gdy rozwiesiliśmy je w
ogrodzie dodało to ładnego wyglądu. Sprzęt nagłaśniający pożyczył nam Pablo. To
naprawdę miły chłopak. Tyle nam pomógł i nie zażądał nic w zamian.
Ludzie powoli zbierali się w
ogrodzie. Niektórzy zajęli miejsca przy scenie czekając na występ, a niektórzy
zajęli się przekąskami. Spodziewałem się tego, że część przyjdzie tylko ze
względu na darmowe jedzenie. Taka już mentalność ludzka. Wkrótce pojawił się
też Carlos. Gdy tylko go zobaczyłem od razu podszedłem by się przywitać.
-Carlos! – uścisnąłem staruszka.
Wyglądał tak samo jak ostatnio. Siwe włosy zaczesane lekko do tyłu, twarz
ogolona do zera, koszula w kratkę i sztruksowe spodnie. – Jak się masz?
-Dobrze. Cieszę się, że namówiłeś
swojego kolegę do kupna mojej kwiaciarni. Muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
-A broń Boże! To ty spadłeś nam z
nieba.
-Gdy rozmawiałem z ojcem Danielem
wytłumaczył mi dokładnie do czego przeznaczony będzie budynek. Nie masz pojęcia
jak się ucieszyłem. Problem bezdomnych jest straszny. Miałem znajomego, który
zatracił się w hazardzie i stracił wszystko. Wylądował na ulicy. Chciałem mu
pomóc ale jego duma nie pozwoliła mu przyjąć pomocy. Co jak co ale takich
idiotów to mało – westchnął i zrobił krótką pauzę. – Nie widziałem go do
tamtego dnia. Mam nadzieję, że znalazł gdzieś tak dobrych ludzi jak wy i
przełamał swoją dumę.
-Z pewnością. A nawet jeśli to
może jeszcze się znajdzie.
-To było 20 lat temu.
-A… - zaciąłem się. – Cóż, czyli
została nam tylko nadzieja. Zaraz chór zaczyna swój koncert. Chcesz posłuchać?
-Jeszcze pytasz? Po to
przyszedłem. – uśmiechnął się ukazując już poniszczone i zżółkłe zęby.
Usiedliśmy więc w ostatnim rzędzie widowni. Proponowałem przybliżenie się, lecz
Carlos upierał się, że mimo wieku ma bardzo dobry słuch i wzrok i woli
obserwować wszystko z daleka. Zostaliśmy więc z tyłu. W ogrodzie było już pełno
ludzi. Jak na razie puszki na datki stały praktycznie puste lecz trzymałem się
nadziei, że po występach to się zmieni. Chwilę później na scenę weszły siostry.
Były ubrane w odświętne płaszcze srebrnego koloru. W ogrodzie rozległ się
dźwięk organ i rozpoczęła się ich pieśń. Tak szczerze? Ani trochę nie
przekonywały mnie te ich hity. I chyba nie tylko mnie. Ludzie w około również
nie byli zachwyceni. Jedynie babcie siedzące z przodu w jakiś sposób
interesowały się występami, a dzieci, prawdopodobnie ich wnuki bawiły się na
trawniku kompletnie nie zwracając uwagi na występ. Obejrzałem się za siebie i
spostrzegłem, że jedzenia na stołach już praktycznie nie było. Musiałem w jakiś
sposób uratować sytuacje. Zostawiłem więc Carlosa samego i udałem się za kulisy
całego występu gdzie stała Clara razem z matką przełożoną.
-Pan Diego, co pan sądzi? –
zapytała z uśmiechem matka Concepción widząc mnie zbliżającego się.
-Katastrofa. – powiedziałem cicho
lecz wystarczająco głośno by mnie usłyszały. Ich miny nagle przestały być tak
pozytywne jak zawsze. Nie chciałem nikogo urazić, ale też wolę nie kłamać. Na
to jeszcze będzie czas w życiu, lecz nie teraz. – Trzeba z tym coś zrobić jak
najszybciej.
-Co proponujesz? – zapytała
urażona Clari. – Pablo jeszcze nie ma. Z resztą to koncert naszego chóru,
sióstr.
-Clara, ci ludzie już prawie
wszystko pochłonęli i zaczynają się zbierać. Jeśli teraz nic ich nie
zainteresuje to daj im piętnaście minut i zostaniemy tu sami!
-W takim razie słucham, jaki masz
plan? – opuściła ręce z rezygnacją. Podrapałem się po karku próbując szybko coś
wymyśleć.
-Rzuć mi szybko pierwszą piosenkę
którą znasz jaka przyjcie ci do głowy.
-Fue Amor. – powiedziała
zdezorientowana. – Co to ma do rzeczy?
-Kto to śpiewa?
-Fito Paez, ale możesz mi
wytłumaczyć o co ci biega? Diego! – zaczęła się denerwować, a ja wyciągnąłem
telefon z kieszeni i wyszukałem podana przez nią piosenkę na YouTube.
-Cii, rozgrzewaj głos ja zaraz
wracam.
-CO?! – krzyknęła. Gdyby nie
śpiew chóru prawdopodobnie usłyszeliby ją wszyscy w okręgu stu metrów. Ja
natomiast już nic nie odpowiedziałem i pobiegłem do sprzętu. Podłączyłem swój
telefon do głośnika i ustawiłem instrument al piosenki. Usiadłem na krześle i
spokojnie czekałem, aż siostry skończą śpiewać piosenkę. Kiedy w końcu organy
ucichły rozległy się ciche brawa staruszek siedzących z przodu. Ja natomiast
wskoczyłem na scenę z mikrofonem zanim zdążyły zacząć kolejną pieśń.
-Dziękujemy siostrom bardzo! To
było naprawdę piękne. Cudowne! A teraz zapraszamy na przerwę gdzie możecie
spokojnie odpocząć. – siostry zdawały się być kompletnie zdezorientowane. Jedna
z nich, Lupe, podeszła do mnie, zakryła dłonią mikrofon by nikt nic nie
usłyszał, choć według mnie nie było to konieczne, bo jedyne słuchające nas
osoby wątpię żeby słyszały cokolwiek.
-Co się dzieje? Dopiero
rozpoczęłyśmy nasz koncert.
-Tak wiem, z całym szacunkiem
siostro ale publiczność chyba nie czuje się zachęcona. Ktoś musi to rozkręcić i
jak już będzie tak jak powinno to wracacie, dobrze? – powiedziałem
najgrzeczniej jak tylko mogłem. Niziutka meksykanka popatrzyła na mnie lekko
zasmucona ale w końcu potaknęła i zeszła ze sceny razem z resztą sióstr.
Ochoczo klasnąłem w ręce i kontynuowałem mowę.
-Tak wiec teraz zaśpiewa dla was
ktoś specjalny! Oczywiście by nie odbiegać od głównego tematu naszego
dzisiejszego spotkania, będzie to jedna z zakonnic z naszego klasztoru. Przed
wami siostra Clara! – nie usłyszałem jednak żadnym braw. Obejrzałem się za
siebie i nikogo nie było na scenie, nie wyszła. Katem oka zerknąłem za kulisy i
zobaczyłem jak Clari przecząco kiwa głową. – Poproszę o krótką chwileczkę. –
Powiedziałem i zbiegłem po schodkach do dziewczyny. – No co jest? Chodź!
-Chyba cie pogięło! Diego ja..
nie potrafię, Nie… - westchnąłem.
-Dobrze. Czyli nie wejdziesz na
scenę?
-Nie.
-To świetnie. – odrzekłem i
chwyciłem ją za biodra unosząc do góry. – W takim razie wchodzić nie musisz,
pomogę ci tam wlecieć.
-Jezu Chryste! Diego puść mnie! –
nie słuchałem jej jednak. Wszedłem z powrotem na scenę z Clari na rękach.
Postawiłem ją przed mikrofonem i rozległy się brawa. Najwyraźniej facet
wnoszący młodą zakonnicę na scenę jest w stanie zwrócić uwagę ludzi.
Rozejrzałem się. Zauważyłem kilka znajomych twarzy. Była grupka uczniów ze
szkółki parafialnej, kilkoro nauczycieli w tym Laura. Carlos wciąż siedział w
tyłu i śmiał się z zaistniałej sytuacji. Zasłoniłem mikrofon by przekazać Clari
jeszcze kilka słów.
-Słuchaj, nie ważne jak bardzo
mnie po tym znienawidzisz, tylko ty możesz uratować tą porażkę. Powodzenia. –
szepnąłem, po czym zszedłem ze sceny i włączyłem muzykę. W ogrodzie rozległa
się melodia grana przed pianino. Postanowiłem udać się do publiczności by Clara
czuła się pewniej. Stanąłem obok Laury. Akurat gdy miałem się przywitać
dziewczyna zaczęła śpiewać. Miała taki piękny głos. Jakbym słyszał śpiew
anioła. Patrzyłem na scenę z szerokim uśmiechem. Śpiewała taka nieśmiała i zarumieniona.
Bała się ale było warto by ludzie usłyszeli jej śliczny głos. Rozejrzałem się w
około. Ludzie zaczęli wrzucać pieniądze do puszek. Wiedziałem, że to zadziała!
Podobało im się!
-Halo! Dominguez, wszystko
dobrze? – usłyszałem głos Laury.
-Tak, przepraszam. Wsłuchałem się
w jej głos. Jestem pod wrażeniem.
-No w sumie. Znam siostrę Clarę.
Widuję ją często jak pomaga w szkole. Szczerze mówiąc nigdy nie przyszło mi
przez myśl, że ona śpiewa. Od chóru trzyma się z daleka jak od ognia. –
zaśmiałem się słysząc jej słowa. – Niby się nie znam na muzyce ale podoba mi
się.
-W takim razie jako muzyk powiem
pani, że śpiewa fenomenalnie. Naprawdę nigdy nie była w chórze? – zdziwiłem
się. Clari śpiewała jakby robiła to od dziecka całymi dniami plus przez sen.
-Nie. Uczę tu już wiele lat… no
może nie aż tak wiele. Nie jestem taka stara – zaśmiała się a ja uniosłem brwi
próbując zrozumieć żart. – No nieważne. Po prostu odkąd tu uczę nigdy nic o tym
nie słyszałam. Tak w ogóle, właśnie wspomniałeś, że jesteś… znaczy jest pan
muzykiem. W takim razie dlaczego to pan nie zaśpiewa? – Uśmiechnąłem się
szczerze i odwróciłem ku Clari śpiewającej na scenie.
-Tak wyszło.
Kilka godzin później koncert
dobiegł końca. Po występie Clari coraz więcej osób składało datki, aż puszki
wypełniły się pieniędzmi. Chór również dokończył swój występ, lecz tym razem z
Clari na głównym wokalu. Po nich przyszła kolej na Pablo, który dał niesamowity
gitarowy recital. Ludzie byli zachwyceni. Z tego wszystkiego aż sam Carlos dał
od siebie do puszki mówiąc, że to swojego rodzaju mała zniżka. Kiedy wszystko
się skończyło wróciliśmy razem z siostrami do klasztoru, natomiast jakiś
znajomy Daniela został razem z grupą sąsiadów, którzy zdecydowali się pomóc w
sprzątaniu. Zakonnice udały się do razu do swoich pokoi, natomiast ja z
Danielem poszliśmy do jego gabinetu by przeliczyć i zamknąć zebrane pieniądze w
sejfie.
-Dani.
-Słucham?
-Czy ty masz świadomość co tam
się stało? Tyle pieniędzy na raz w życiu nie widziałem!
-Wyszło świetnie, dużo lepiej niż
się w ogóle spodziewałem. Ale…
-O nie. Tylko bez „ale”. Przecież
było tak dobrze, nie psuj tego, błagam. – złożyłem ręce w geście prośby.
-Nie przejmuj się tak. Chodzi o
to, że w porównaniu do tego ile potrzebujemy to wcale nie jest aż tak dużo.
Mimo wszystko jak trochę się zepniemy to powinno wystarczyć, a przynajmniej na
początek. Dzięki bracie.
-Za co? – zdziwiłem się.
Pomysłodawczynią była Clara, realizacją zajął się Dani i zakonnice. Co ja
miałem do tego?
-Za wszystko. A przede wszystkim
za wsparcie przy tym wszystkim. Nie wiem jakby się to potoczyło gdyby ciebie tu
nie było. Plus gdyby Clari nie wyszła na scenę to prawdopodobnie wszystko by
się zawaliło, a wiem, że to ty ją zmusiłeś do śpiewania. Wstał i uścisnął mnie.
Z Danielem możemy się kłócić codziennie, ale to nie zmieni faktu, że jest dla
mnie bratem.
-Ktoś o mnie rozmawia? – zza
drzwi wyłoniła się Clara, a ja z Danielem odsunęliśmy się do siebie.
-Właściwie to tak. – zaczął Dani.
– Chciałbym ci podziękować za to, że zaśpiewałaś. Widzę, że mamy w klasztorze
ukryte talenty. – zaśmiał się mój przyjaciel.
-Minęło wiele lat odkąd ostatnio
śpiewałam. Wątpię, żeby było tak dobrze, ale dziękuję za komplement proszę
księdza. Diego… możemy porozmawiać na osobności? – zapytała mnie.
-Już wychodzę. Idę wziąć prysznic.
Rozmawiajcie spokojnie. – aż nienaturalnie było słyszeć to od Daniela. Zawsze
się denerwował jak zbliżałem się choć trochę do Clari. Praktycznie natychmiast
wyszedł. Spojrzałem na Clarę. Patrzyła na mnie z poważną miną.
-No weź… ni mów, że teraz będziesz
obrażona. Już wystarczy, że od tygodnia mnie unikasz. Nie myśl, że tego nie
zauważyłem.
-Właściwie to mam dwie sprawy. Po
pierwsze mam ochotę popełnić najgorszy grzech za to co zrobiłeś. Pogięło cię
człowieku. Wniosłeś mnie na scenę i zmusiłeś do śpiewania, to wcale nie było
zabawne! – patrzyłem na nią gdy mówiła do mnie zdenerwowana i zacząłem się
śmiać.
-Przepraszam Clari, przepraszam.
Ale sama widzisz, że wyszło świetnie. Swoją drogą – przybliżyłem się trochę do
niej i pogładziłem ja po policzku – śpiewasz jak anioł, wiesz? – widziałem jak
się rumieni lecz jej mina prędko zmieniła się z powrotem na poważną. Odsunęła
się ode mnie.
-Tutaj właśnie druga sprawa.
-Co się stało?
-Masz rację, unikałam cię przez
ostatni tydzień. Chodzi o to, że… słyszałam twoja rozmowę z Danielem. O mnie.
-No tak. Mówił, że rozmawialiśmy
o tym jak śpiewasz.
-Ale nie teraz. Tydzień temu. –
wziąłem głęboki wdech. Nastała chwila ciszy. Nie wiedziałem co powiedzieć. –
Posłuchaj mnie, Diego. Jesteś naprawdę świetnym przyjacielem, ale uważam, że
powinniśmy nabrać trochę dystansu, kontaktować się tylko w pilnych potrzebach.
Tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie. Uwierz mi. – stała jeszcze chwilę
przede mną po czym otworzyła drzwi i wyszła zostawiając mnie samego ze sobą.
Jak zwykle wszystko robię źle. Wszystko.
***
Witam, rozdział ponownie z opóźnieniem, tym razem niestety przez problemy techniczne. Ale no... jak dotychczas to chyba najdłuższy rozdział. Miałam przy nim małe zawieszenie weny i pisałam go bodajże ponad miesiąc ale w końcu jest! Mam nadzieję, że się podobało <3
Pala
Jestem zakochana w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńTakie świetne historię o Diego i Clari to rzadkość.
Gdybym nie szukała filmików do zwiastunu nie natknęłabym się na twój blog.
Czekam na następny.
Pozdrawiam
i
życzę weny
Natalia <3