piątek, 17 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 13

Wpadłem do klasztoru jak strzała. Byłem niesamowicie zadowolony z faktu, iż nareszcie udało mi się znaleźć odpowiednie miejsce na schronisko. Szybkimi krokami podążałem do pokoju Daniela. Kiedy już prawie byłem u celu spostrzegłem Clari siedzącą na ławce. Ponownie czytała książkę. Natychmiastowo przypomniałem sobie o tym co powiedział mi Daniel. Cicho podszedłem do niej. Kiedy mnie spostrzegła uniosła wzrok. Wtedy zauważyłem, że ma zaczerwienione oczy. Zmieniłem minę na poważną i przykucnąłem przy niej.
-Co się stało Clari? Płakałaś? – przejechałem dłonią po jej policzku, lecz ona odepchnęła moją rękę.
-Nie. – odpowiedziała krótko.
-Przecież widzę. – nie odpowiedziała, a jej wzrok powędrował w dół. Westchnąłem i pokazałem jej bukiecik. – Dla ciebie. Na poprawę humoru. A teraz uśmiechnij się bo przychodzę z bardzo dobrymi wieściami. – niechętnie wzięła ode mnie bukiet.
-Jest śliczny. Jakie wieści? – pokazała mały, wymuszony uśmieszek.
-Znalazłem budynek. Na schronisko! – powiedziałem tak głośno, że niemal cały zakon mógł to usłyszeć.
-Żartujesz! – jej entuzjazm podniósł się natychmiastowo. – To fantastycznie!
-Dokładnie! Muszę porozmawiać tylko z Danielem bo to świetna okazja!
-O, dosłownie przed chwilą widziałam jak wychodził. Musieliście się minąć.
-Trudno, poczekam na niego w środku. Już i tak pół dnia tam spędziłem, nic się nie stanie jak posiedzę jeszcze chwilę.
-Jeju, nie masz pojęcia jak się cieszę! – powiedziała, a ja objąłem ją i zakręciłem w powietrzu. Nagle ona wyszarpała się z mojego uścisku. – Diego, stop!
Clari POV
-Co się stało Clari? – zapytał mnie zdziwiony Diego.
-Przepraszam. Ale… chyba musimy porozmawiać. Poważnie. – w mojej głowie odtworzyły się słowa księdza Daniela. Muszę się od niego odsunąć. Fizycznie, psychicznie i uczuciowo.
-Nie strasz mnie. Stało się coś złego?
-Chodzi o to, że… - nagle przyszedł Daniel i spojrzał na nas dziwnie. Nie bez powodu. W końcu wiedział wszystko. Przez tajemnice spowiedzi nie mógł nic powiedzieć, ale mimo to czułam się niekomfortowo.
-Diego. Możemy porozmawiać? – powiedział poważnie.
-Cały czas ktoś chce ze mną rozmawiać. Ale się rozchwytywany zrobiłem. Masz szczęście to też mam do ciebie bardzo ważną sprawę. Clari, możemy to dokończyć później? Wiesz dlaczego. – mrugnął do mnie jakby nigdy nic, a ja aż miałam ochotę zafundować mu cios w policzek. Oboje weszli do środka. Ja natomiast wróciłam na ławkę lecz już nie czytałam. Dosłownie kilka sekund później podeszła do mnie siostra Rosa.
-Clari, pomocy! – powiedziała zdesperowanym głosem.
-Co się stało?
-Siostra Valeria się rozchorowała i nie może uczestniczyć w próbie chóru, a śpiewała solówkę. Musisz mi pomóc! Bez głównego głosu nic nie zdziałamy!
-Spokojnie. Ale ja nie śpiewam. Ja… nie umiem.
-Oj nie gadaj, na pewno nie jest źle. Proszę cię, jesteś moją ostatnią deską ratunku…
-Kiedy ja mówię prawdę. Niech inna siostra zaśpiewa solo. Ja się do tego nie nadaję. – Rosa opuściła ramiona i odeszła zasmucona. Chciałabym jej pomóc ale śpiewanie to kompletnie nie mój konik. Wpadłam jednak na dobry pomysł. Przecież chór mógłby pomóc w uzbieraniu odpowiedniej kwoty na remont schroniska! Postanowiłam nie zwlekać i od razu udałam się do Diego i ojca Daniela. Jednak coś kazało mi zatrzymać się przez drzwiami. Słyszałam tylko ich głosy.
-Dani błagam skup się! Mówię ci drugi raz, znalazłem miejsce na schronisko! Co z tobą dzisiaj?
-Diego.
-Stop! – chłopak przerwał mu. – Znowu mówisz mi po imieniu. Co tym razem się stało? Co zrobiłem? Czy dalej jesteś obrażony? Wyjaśniłem ci sprawę.
-To akurat nie prawda. Nic mi nie wyjaśniłeś. Ale też o to chodzi. Chcę cię przeprosić.
-Przeprosić powiadasz. Za co? – zaśmiał się głupkowato. Muszę przyznać, że jego śmiech był naprawdę zabawny. Zwykle nawet śmieszniejszy od powodu śmiechu.
-Słuchaj, wciąż trzymam się swoich przekonań, ale też trochę przesadziłem. Nie powinienem się tak unosić. To twoje życie i ty decydujesz, ale też wiesz, że to wcale nie jest dobre. Ani trochę.
Zaciekawiona przybliżyłam się jeszcze trochę do drzwi. Nie powinnam podsłuchiwać ale ta rozmowa dziwnie brzmiała. O co chodziło?
-Wiem Dani. – tym razem Diego był już całkiem poważny, a moje serce biło coraz szybciej.
-Chachi usiądź na chwilę. – po chwili ciszy usłyszałam charakterystyczne skrzypnięcie krzesła oznaczające, że posłuchał on prośby przyjaciela. Cisza trwała jeszcze przez chwilę.
-Teraz powiedz mi szczerze, prosto w oczy. Czy ty jesteś zakochany w Clari? – ugięły mi się nogi, a w głowie zaczęło wirować. Czy ja aby na pewno dobrze usłyszałam? Po chwili zaczęło mi brakować powietrza, a ściany jakby się zbliżały po czym znowu oddalały. Jakbym popadała w obłęd. Odpowiedź nie miała miejsca. Prawie upadłam lecz zdążyłam szybkim, zdecydowanym ruchem oprzeć się o drzwi, które wręcz natychmiastowo otworzyły się, a przede mną stanął ksiądz.
-Clara! – krzyknął i pomógł mi się podeprzeć.
Dziesięć minut później siedziałam na fotelu księdza, natomiast on oraz Diego stali obok mnie z przejętymi minami. Wzięłam kolejnego łyka wody opróżniając tym samym szklankę do dna.
-Już lepiej? Jesteś bardzo blada. – Diego kucnął obok i wziął ode mnie puste naczynie.
-Czuję się dobrze. Pewnie spadło mi ciśnienie czy coś.
-Co robiłaś przy drzwiach? Podsłuchiwałaś? – zapytał stanowczo Daniel.
-Co? Nie, nic z tych rzeczy? Po prostu Diego wcześniej powiedział mi o schronisku i wpadłam do dobry pomysł na zbiórkę pieniędzy. Chciałam od razu się tym z wami podzielić ale gdy szłam zrobiło mi się słabo. To tyle.
-To dobrze. Przepraszam. Więc jaki masz pomysł? – uśmiechnął się, a ja mu wszystko wytłumaczyłam.

DIEGO POV
Tydzień później przyszedł czas na zbiórkę pieniędzy zaproponowaną przez Clari. Nie było to jednak zwykłe wydarzenie. Zakonnice postanowiły zorganizować niewielki festyn dla mieszkańców dzielnicy. Miły sąsiad zgodził się użyczyć nam swojego dużego ogrodu, by event miał gdzie się odbyć. Na środku ogrodu postawiliśmy scenę gdzie miał występować chór w którego skład wchodziły nasze zakonnice. Gościnnie zgodził się tez wystąpić Pablo Monoya – gitarzysta mieszkający gdzieś w pobliżu. Z tego co mi mówili ma jakiś zespół ale reszta akurat wyjechała z miasta. Cóż, przynajmniej mamy jego. Cała reszta ogrodu prezentowała się cudownie sama w sobie lecz postawiono tam również kilka stołów z przekąskami przygotowanymi przez zakonnice. Ze swojej kieszenie kupiłem cały worek balonów, które później dmuchałem przez kilka godzin lecz opłacało się, ponieważ gdy rozwiesiliśmy je w ogrodzie dodało to ładnego wyglądu. Sprzęt nagłaśniający pożyczył nam Pablo. To naprawdę miły chłopak. Tyle nam pomógł i nie zażądał nic w zamian.
Ludzie powoli zbierali się w ogrodzie. Niektórzy zajęli miejsca przy scenie czekając na występ, a niektórzy zajęli się przekąskami. Spodziewałem się tego, że część przyjdzie tylko ze względu na darmowe jedzenie. Taka już mentalność ludzka. Wkrótce pojawił się też Carlos. Gdy tylko go zobaczyłem od razu podszedłem by się przywitać.
-Carlos! – uścisnąłem staruszka. Wyglądał tak samo jak ostatnio. Siwe włosy zaczesane lekko do tyłu, twarz ogolona do zera, koszula w kratkę i sztruksowe spodnie. – Jak się masz?
-Dobrze. Cieszę się, że namówiłeś swojego kolegę do kupna mojej kwiaciarni. Muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
-A broń Boże! To ty spadłeś nam z nieba.
-Gdy rozmawiałem z ojcem Danielem wytłumaczył mi dokładnie do czego przeznaczony będzie budynek. Nie masz pojęcia jak się ucieszyłem. Problem bezdomnych jest straszny. Miałem znajomego, który zatracił się w hazardzie i stracił wszystko. Wylądował na ulicy. Chciałem mu pomóc ale jego duma nie pozwoliła mu przyjąć pomocy. Co jak co ale takich idiotów to mało – westchnął i zrobił krótką pauzę. – Nie widziałem go do tamtego dnia. Mam nadzieję, że znalazł gdzieś tak dobrych ludzi jak wy i przełamał swoją dumę.
-Z pewnością. A nawet jeśli to może jeszcze się znajdzie.
-To było 20 lat temu.
-A… - zaciąłem się. – Cóż, czyli została nam tylko nadzieja. Zaraz chór zaczyna swój koncert. Chcesz posłuchać?
-Jeszcze pytasz? Po to przyszedłem. – uśmiechnął się ukazując już poniszczone i zżółkłe zęby. Usiedliśmy więc w ostatnim rzędzie widowni. Proponowałem przybliżenie się, lecz Carlos upierał się, że mimo wieku ma bardzo dobry słuch i wzrok i woli obserwować wszystko z daleka. Zostaliśmy więc z tyłu. W ogrodzie było już pełno ludzi. Jak na razie puszki na datki stały praktycznie puste lecz trzymałem się nadziei, że po występach to się zmieni. Chwilę później na scenę weszły siostry. Były ubrane w odświętne płaszcze srebrnego koloru. W ogrodzie rozległ się dźwięk organ i rozpoczęła się ich pieśń. Tak szczerze? Ani trochę nie przekonywały mnie te ich hity. I chyba nie tylko mnie. Ludzie w około również nie byli zachwyceni. Jedynie babcie siedzące z przodu w jakiś sposób interesowały się występami, a dzieci, prawdopodobnie ich wnuki bawiły się na trawniku kompletnie nie zwracając uwagi na występ. Obejrzałem się za siebie i spostrzegłem, że jedzenia na stołach już praktycznie nie było. Musiałem w jakiś sposób uratować sytuacje. Zostawiłem więc Carlosa samego i udałem się za kulisy całego występu gdzie stała Clara razem z matką przełożoną.
-Pan Diego, co pan sądzi? – zapytała z uśmiechem matka Concepción widząc mnie zbliżającego się.
-Katastrofa. – powiedziałem cicho lecz wystarczająco głośno by mnie usłyszały. Ich miny nagle przestały być tak pozytywne jak zawsze. Nie chciałem nikogo urazić, ale też wolę nie kłamać. Na to jeszcze będzie czas w życiu, lecz nie teraz. – Trzeba z tym coś zrobić jak najszybciej.
-Co proponujesz? – zapytała urażona Clari. – Pablo jeszcze nie ma. Z resztą to koncert naszego chóru, sióstr.
-Clara, ci ludzie już prawie wszystko pochłonęli i zaczynają się zbierać. Jeśli teraz nic ich nie zainteresuje to daj im piętnaście minut i zostaniemy tu sami!
-W takim razie słucham, jaki masz plan? – opuściła ręce z rezygnacją. Podrapałem się po karku próbując szybko coś wymyśleć.
-Rzuć mi szybko pierwszą piosenkę którą znasz jaka przyjcie ci do głowy.
-Fue Amor. – powiedziała zdezorientowana. – Co to ma do rzeczy?
-Kto to śpiewa?
-Fito Paez, ale możesz mi wytłumaczyć o co ci biega? Diego! – zaczęła się denerwować, a ja wyciągnąłem telefon z kieszeni i wyszukałem podana przez nią piosenkę na YouTube.
-Cii, rozgrzewaj głos ja zaraz wracam.
-CO?! – krzyknęła. Gdyby nie śpiew chóru prawdopodobnie usłyszeliby ją wszyscy w okręgu stu metrów. Ja natomiast już nic nie odpowiedziałem i pobiegłem do sprzętu. Podłączyłem swój telefon do głośnika i ustawiłem instrument al piosenki. Usiadłem na krześle i spokojnie czekałem, aż siostry skończą śpiewać piosenkę. Kiedy w końcu organy ucichły rozległy się ciche brawa staruszek siedzących z przodu. Ja natomiast wskoczyłem na scenę z mikrofonem zanim zdążyły zacząć kolejną pieśń.
-Dziękujemy siostrom bardzo! To było naprawdę piękne. Cudowne! A teraz zapraszamy na przerwę gdzie możecie spokojnie odpocząć. – siostry zdawały się być kompletnie zdezorientowane. Jedna z nich, Lupe, podeszła do mnie, zakryła dłonią mikrofon by nikt nic nie usłyszał, choć według mnie nie było to konieczne, bo jedyne słuchające nas osoby wątpię żeby słyszały cokolwiek.
-Co się dzieje? Dopiero rozpoczęłyśmy nasz koncert.
-Tak wiem, z całym szacunkiem siostro ale publiczność chyba nie czuje się zachęcona. Ktoś musi to rozkręcić i jak już będzie tak jak powinno to wracacie, dobrze? – powiedziałem najgrzeczniej jak tylko mogłem. Niziutka meksykanka popatrzyła na mnie lekko zasmucona ale w końcu potaknęła i zeszła ze sceny razem z resztą sióstr. Ochoczo klasnąłem w ręce i kontynuowałem mowę.
-Tak wiec teraz zaśpiewa dla was ktoś specjalny! Oczywiście by nie odbiegać od głównego tematu naszego dzisiejszego spotkania, będzie to jedna z zakonnic z naszego klasztoru. Przed wami siostra Clara! – nie usłyszałem jednak żadnym braw. Obejrzałem się za siebie i nikogo nie było na scenie, nie wyszła. Katem oka zerknąłem za kulisy i zobaczyłem jak Clari przecząco kiwa głową. – Poproszę o krótką chwileczkę. – Powiedziałem i zbiegłem po schodkach do dziewczyny. – No co jest? Chodź!
-Chyba cie pogięło! Diego ja.. nie potrafię, Nie… - westchnąłem.
-Dobrze. Czyli nie wejdziesz na scenę?
-Nie.
-To świetnie. – odrzekłem i chwyciłem ją za biodra unosząc do góry. – W takim razie wchodzić nie musisz, pomogę ci tam wlecieć.
-Jezu Chryste! Diego puść mnie! – nie słuchałem jej jednak. Wszedłem z powrotem na scenę z Clari na rękach. Postawiłem ją przed mikrofonem i rozległy się brawa. Najwyraźniej facet wnoszący młodą zakonnicę na scenę jest w stanie zwrócić uwagę ludzi. Rozejrzałem się. Zauważyłem kilka znajomych twarzy. Była grupka uczniów ze szkółki parafialnej, kilkoro nauczycieli w tym Laura. Carlos wciąż siedział w tyłu i śmiał się z zaistniałej sytuacji. Zasłoniłem mikrofon by przekazać Clari jeszcze kilka słów.
-Słuchaj, nie ważne jak bardzo mnie po tym znienawidzisz, tylko ty możesz uratować tą porażkę. Powodzenia. – szepnąłem, po czym zszedłem ze sceny i włączyłem muzykę. W ogrodzie rozległa się melodia grana przed pianino. Postanowiłem udać się do publiczności by Clara czuła się pewniej. Stanąłem obok Laury. Akurat gdy miałem się przywitać dziewczyna zaczęła śpiewać. Miała taki piękny głos. Jakbym słyszał śpiew anioła. Patrzyłem na scenę z szerokim uśmiechem. Śpiewała taka nieśmiała i zarumieniona. Bała się ale było warto by ludzie usłyszeli jej śliczny głos. Rozejrzałem się w około. Ludzie zaczęli wrzucać pieniądze do puszek. Wiedziałem, że to zadziała! Podobało im się!
-Halo! Dominguez, wszystko dobrze? – usłyszałem głos Laury.
-Tak, przepraszam. Wsłuchałem się w jej głos. Jestem pod wrażeniem.
-No w sumie. Znam siostrę Clarę. Widuję ją często jak pomaga w szkole. Szczerze mówiąc nigdy nie przyszło mi przez myśl, że ona śpiewa. Od chóru trzyma się z daleka jak od ognia. – zaśmiałem się słysząc jej słowa. – Niby się nie znam na muzyce ale podoba mi się.
-W takim razie jako muzyk powiem pani, że śpiewa fenomenalnie. Naprawdę nigdy nie była w chórze? – zdziwiłem się. Clari śpiewała jakby robiła to od dziecka całymi dniami plus przez sen.
-Nie. Uczę tu już wiele lat… no może nie aż tak wiele. Nie jestem taka stara – zaśmiała się a ja uniosłem brwi próbując zrozumieć żart. – No nieważne. Po prostu odkąd tu uczę nigdy nic o tym nie słyszałam. Tak w ogóle, właśnie wspomniałeś, że jesteś… znaczy jest pan muzykiem. W takim razie dlaczego to pan nie zaśpiewa? – Uśmiechnąłem się szczerze i odwróciłem ku Clari śpiewającej na scenie.
-Tak wyszło.

Kilka godzin później koncert dobiegł końca. Po występie Clari coraz więcej osób składało datki, aż puszki wypełniły się pieniędzmi. Chór również dokończył swój występ, lecz tym razem z Clari na głównym wokalu. Po nich przyszła kolej na Pablo, który dał niesamowity gitarowy recital. Ludzie byli zachwyceni. Z tego wszystkiego aż sam Carlos dał od siebie do puszki mówiąc, że to swojego rodzaju mała zniżka. Kiedy wszystko się skończyło wróciliśmy razem z siostrami do klasztoru, natomiast jakiś znajomy Daniela został razem z grupą sąsiadów, którzy zdecydowali się pomóc w sprzątaniu. Zakonnice udały się do razu do swoich pokoi, natomiast ja z Danielem poszliśmy do jego gabinetu by przeliczyć i zamknąć zebrane pieniądze w sejfie.
-Dani.
-Słucham?
-Czy ty masz świadomość co tam się stało? Tyle pieniędzy na raz w życiu nie widziałem!
-Wyszło świetnie, dużo lepiej niż się w ogóle spodziewałem. Ale…
-O nie. Tylko bez „ale”. Przecież było tak dobrze, nie psuj tego, błagam. – złożyłem ręce w geście prośby.
-Nie przejmuj się tak. Chodzi o to, że w porównaniu do tego ile potrzebujemy to wcale nie jest aż tak dużo. Mimo wszystko jak trochę się zepniemy to powinno wystarczyć, a przynajmniej na początek. Dzięki bracie.
-Za co? – zdziwiłem się. Pomysłodawczynią była Clara, realizacją zajął się Dani i zakonnice. Co ja miałem do tego?
-Za wszystko. A przede wszystkim za wsparcie przy tym wszystkim. Nie wiem jakby się to potoczyło gdyby ciebie tu nie było. Plus gdyby Clari nie wyszła na scenę to prawdopodobnie wszystko by się zawaliło, a wiem, że to ty ją zmusiłeś do śpiewania. Wstał i uścisnął mnie. Z Danielem możemy się kłócić codziennie, ale to nie zmieni faktu, że jest dla mnie bratem.
-Ktoś o mnie rozmawia? – zza drzwi wyłoniła się Clara, a ja z Danielem odsunęliśmy się do siebie.
-Właściwie to tak. – zaczął Dani. – Chciałbym ci podziękować za to, że zaśpiewałaś. Widzę, że mamy w klasztorze ukryte talenty. – zaśmiał się mój przyjaciel.
-Minęło wiele lat odkąd ostatnio śpiewałam. Wątpię, żeby było tak dobrze, ale dziękuję za komplement proszę księdza. Diego… możemy porozmawiać na osobności? – zapytała mnie.
-Już wychodzę. Idę wziąć prysznic. Rozmawiajcie spokojnie. – aż nienaturalnie było słyszeć to od Daniela. Zawsze się denerwował jak zbliżałem się choć trochę do Clari. Praktycznie natychmiast wyszedł. Spojrzałem na Clarę. Patrzyła na mnie z poważną miną.
-No weź… ni mów, że teraz będziesz obrażona. Już wystarczy, że od tygodnia mnie unikasz. Nie myśl, że tego nie zauważyłem.
-Właściwie to mam dwie sprawy. Po pierwsze mam ochotę popełnić najgorszy grzech za to co zrobiłeś. Pogięło cię człowieku. Wniosłeś mnie na scenę i zmusiłeś do śpiewania, to wcale nie było zabawne! – patrzyłem na nią gdy mówiła do mnie zdenerwowana i zacząłem się śmiać.
-Przepraszam Clari, przepraszam. Ale sama widzisz, że wyszło świetnie. Swoją drogą – przybliżyłem się trochę do niej i pogładziłem ja po policzku – śpiewasz jak anioł, wiesz? – widziałem jak się rumieni lecz jej mina prędko zmieniła się z powrotem na poważną. Odsunęła się ode mnie.
-Tutaj właśnie druga sprawa.
-Co się stało?
-Masz rację, unikałam cię przez ostatni tydzień. Chodzi o to, że… słyszałam twoja rozmowę z Danielem. O mnie.
-No tak. Mówił, że rozmawialiśmy o tym jak śpiewasz.
-Ale nie teraz. Tydzień temu. – wziąłem głęboki wdech. Nastała chwila ciszy. Nie wiedziałem co powiedzieć. – Posłuchaj mnie, Diego. Jesteś naprawdę świetnym przyjacielem, ale uważam, że powinniśmy nabrać trochę dystansu, kontaktować się tylko w pilnych potrzebach. Tak będzie lepiej dla mnie i dla ciebie. Uwierz mi. – stała jeszcze chwilę przede mną po czym otworzyła drzwi i wyszła zostawiając mnie samego ze sobą. Jak zwykle wszystko robię źle. Wszystko.

***

Witam, rozdział ponownie z opóźnieniem, tym razem niestety przez problemy techniczne. Ale no... jak dotychczas to chyba najdłuższy rozdział. Miałam przy nim małe zawieszenie weny i pisałam go bodajże ponad miesiąc ale w końcu jest! Mam nadzieję, że się podobało <3
Pala

1 komentarz:

  1. Jestem zakochana w tym opowiadaniu.
    Takie świetne historię o Diego i Clari to rzadkość.
    Gdybym nie szukała filmików do zwiastunu nie natknęłabym się na twój blog.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam
    i
    życzę weny
    Natalia <3

    OdpowiedzUsuń