czwartek, 25 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 19

Czy żałowałam tego co stało dzisiejszego ranka? Trochę tak i nie. Z jednej strony postąpiłam dobrze. Przecież miałam rację, jestem zakonnicą i swoje życie poświęcam jedynie Bogu. Ale z drugiej strony… miałam wyrzuty sumienia. Diego na pewno źle się po tym poczuł. Zależy mi na nim, nie chciałam, żeby tak było. Odrobinę mnie poniosło. Dlatego właśnie stałam teraz przed drzwiami do mieszkania Diego ogarnięta przez wątpliwości.
Po co przyszłam? Sama nie jestem pewna. Chciałabym teraz porozmawiać z nim na spokojnie, wyjaśnić wszystko. Żeby nie było nieporozumień i… bólu, który też odczuwałam mimo wszystko. Jednak wątpliwości napływały z myślą, ze sprawa może się jeszcze bardziej pogorszyć czego nie chciałam.
W końcu podjęłam decyzję. Niepewnie zbliżyłam dłoń do drzwi by zapukać gdy w ostatnim momencie zrezygnowałam. Za późno. Zdążyłam lekko popchnąć drzwi, nie wydając zbyt głośnego dźwięku. Okazało się, że drzwi były otwarte. Uchyliłam je jeszcze odrobinę po czym zauważyłam zamyślonego Diego, siedzącego na kanapie. Po chwili pojawiła się obok i Maria.
-Diegi, co z tobą? Siedzisz tak już z godzinę i nic nie mówisz.
-Nic, wszystko dobrze. – odpowiedział poważnym tonem nie ruszając się.
-Czy ty… zaczynasz sobie coś przypominać?
-Nie. Uwierz mi, że nie pamiętam nic. Miałem ostatnio wrażenie, że jakby jakieś wspomnienia zaczynają do mnie dochodzić, ale tylko mi się wydawało. Teraz się czuję jeszcze bardziej zagubiony niż przedtem…
-Oj misiu… - Maria usiadła obok i przytuliła go, ale on wciąż się nie ruszał i siedział zastygnięty. – Za niedługo na pewno wszystko sobie przypomnisz. Mówiłam ci, że ci pomogę. A jak już wszystko będzie jak powinno będziemy razem szczęśliwi, tak? – Diego zerwał się z kanapy.
-Idę do łazienki. – burknął pod nosem i zaczął iść ku drzwiom, lecz Maria była szybsza. Pobiegła za nim i złapała go za rękę.
-Poczekaj. – odwróciła go do siebie i trzymała za dłonie. – Diegi, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, ale zachowujesz się ostatnio tak dziwnie, że ja mam wątpliwości, czy na pewno mogę liczyć na ciebie.
-Proszę cię…
-Przecież od wypadku kto jest zawsze przy tobie? No  ja, nikt inny dearie. Przyjechałam z drugiego końca świata by być z tobą. By się tobą opiekować. Ja wiem, że czasami jestem nieznośna. Zawsze tak było, ale przecież się kochamy. Ja zawsze akceptowałam ciebie, a ty mnie, więc co się stało? – nastała chwila ciszy. Miałam ochotę wtargnąć do środka i wykrzyczeć, że to same kłamstwa. Jak ona śmiała? Ta dziewczyna nie ma wstydu. Już miałam pchnąć drzwi i przerwać to całe przedstawienie, gdy Diego zaczął namiętnie całować Marię.
Wstrzymałam się. Z resztą moje nogi i tak odmówiły posłuszeństwa. Patrzyłam na dwójkę Hiszpanów zatraconych w pocałunkach nie mogąc uwierzyć w to co widziałam. Maria dopięła swego. W sumie jakby nie patrzeć to nawet jej w tym pomogłam. Po chwili para przemieściła się na kanapę, wiec odruchowo zamknęłam drzwi z hukiem. Kiedy zorientowałam się co zrobiłam, zbiegłam po schodach prosto do wyjścia.

Obudziłam się oddychając ciężko. Zegarek wskazywał 6:20. Budzik i tak za chwilę miał dzwonić.
Czy to był sen? Niestety nie. Wspomnienie z wczorajszego wieczoru. Chciałabym by było inaczej. Obraz Diego gdy nagle zbliżył swoje usta do Marii nie dawał mi spokoju. Widziałam to nie ważne czy miałam oczy zamknięte czy otwarte.
Wyciągnęłam z szafy habit i udałam się do łazienki by się umyć i przebrać. Kiedy byłam już gotowa akurat zadzwonił budzik przez co Mayi i Gaby obudziły się.
-Dzień dobry. – powiedziałam ponuro. Miało to zabrzmieć inaczej ale wyszło jak zawsze.
-Oj z tego co widzę to nie dla ciebie. Co się stało? Znowu koszmary? – powiedziała promiennie uśmiechnięta Gabriela.
-Coś takiego. Tylko, że dużo gorszego. Nieważne. Pójdę pomóc Rosie przygotować śniadanie. – machnęłam ręką zawiedzona i wyszłam. Nie chciałam o tym rozmawiać. Jeszcze bardziej bym o tym myślała, a wcale tego nie chcę.
Ledwo weszłam do kuchni z zdążyłam się przywitać z Rosą, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Obydwie naprawdę się zdziwiłyśmy, w końcu nigdy się nie zdarzało, żeby ktoś przychodzi tu o tej godzinie, w końcu jeszcze nie wszystkie siostry wstały. Podejrzewając kto może stać po drugiej stronie drzwi, zadeklarowałam się, że pójdę je otworzyć. I nie pomyliłam się. Moje oczy napotkały nikogo innego jak Diego.
-Co tu robisz? – zapytałam chłodno, nie patrząc mu w oczy.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, co tu robisz? – ponowiłam moje pytanie. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim.
-Mogę wejść?
-Nie. Jest troszkę wcześnie jakbyś nie zauważył, plus to jest klasztor.
-Clari, przyszedłem pogadać. Już zrozumiałem wszystko co mi powiedziałaś, tak? Po prostu nie chcę, żeby było miedzy nami tak jak w tym właśnie momencie.
-Czyli?
-Widzę, że jesteś na mnie zła. Dlatego chcę cie przeprosić. Po prostu… bądźmy przyjaciółmi jak zawsze, nie? Ty masz swoje życie, ja mam swoje, ale nie kłóćmy się, proszę.
-Wątpię, żeby wszystko mogło wrócić do normy.
-Dlaczego? Jeny, Clara, zastanów się w końcu czego chcesz!
-Chcę żebyś sobie poszedł. Ty też pewnie chcesz już iść, wątpię żebyś się wyspał…
-Co masz na myśli?
-Nic. – wzruszyłam ramionami i obrażona oparłam się o framugę, a on zmienił nagle wyraz twarzy.
-Więc to ty… byłaś wieczorem u mnie, tak?
-Nie wiem o czym mówisz.
-Ok, nie wiem dlaczego wczoraj tam byłaś, ani co dokładnie widziałaś, ale nie rozumiem co widzisz w tym złego. Między nami jest wszystko jasne, a Maria to moja dziewczyna, tak? To chyba normalne, że gdy jest się w związku z drugą osobą to czasami trzeba…
-Wystarczy! – przerwałam mu. – Ja nie… nic… idź już lepiej. Wstałam dziś lewą nogą i jeszcze przyszedłeś mnie denerwować. Cześć. – powiedziałam krótko i zamknęłam mu drzwi przed nosem.

Diego POV
Po mojej wizycie w klasztorze od razu wróciłem do domu. Wciąż wydawało mi się, że przed chwilą zaistniała sytuacja była sceną zazdrości, ale Clari przecież wprost powiedziała, że między nami nic nie będzie. Tak więc znowu byłem w swoim  mieszkaniu. Przez panującą ciszę stwierdziłem, że Maria jeszcze śpi i miałem rację. Jak ją zostawiłem, taką ja zastałem. W sumie to podobała mi się. Była naprawdę ładna. Mimo, że czasami mnie denerwowała to była przy mnie i nigdy nie potraktowała mnie źle. Nie znam naszej historii zbyt dokładnie, unikała tego tematu, pewnie przez to co powiedział lekarz. Ale nic nie szkodzi. Za niedługo pewnie wszystko sobie przypomnę. Może nawet wrócę z nią do Hiszpanii, ko wie gdzie mnie wiatr poniesie.
Rzuciłem kurtkę na krzesło i położyłem się obok niej po czym szybko zasnąłem.

Wieczorem postanowiliśmy iść na kręgle. Maria znalazła w Internecie najbliższą kręgielnie, jednak zarządziła, że najlepiej będzie udać się do najpopularniejszej kręgielni w Buenos Aires, która znajdowała się aż w Palermo. W końcu zgodziłem się.
Kiedy byliśmy już na miejscu, okazało się, że jest tam pełno ludzi, a kolejka była kosmiczna.
-To może jednak pójdziemy do innej kręgielni? Zanim się dostaniemy to minie jakaś godzina jak nie wiecej…
-Nie, tu będzie najlepiej, mówię ci. I jak się chce to można i wejść szybciej. Rozumiem Diegi, że nie pamiętasz zbyt wiele, ale wystarczy pomyśleć Misiak. – zrobiła ten intrygujący uśmiech i pociągnęła mnie za sobą na przód kolejki.
-Przerażasz mnie odrobinę, wiesz?
-Wiem, przywykniesz. Ale zaufaj mi, mam dobry plan. – w końcu znaleźliśmy się na początku kolejki. Maria bez zastanowienia podeszłą do nieznajomej nam pary.
-No cześć. – powiedziała śmiało, a zdecydowanie młodsi od nas – chłopak i dziewczyna spojrzeli zdziwieni. – Jestem Mari, a to mój chłopak, Diego. Mamy do was interes. Widzę, że jesteście we dwoje jak my i jakby tak połączyć siły? Wiecie co mam na myśli?
-Yyy… niekoniecznie. – powiedział chłopak.
-Chodzi o to, że kolejka jest długa, a my jesteśmy przyjezdni i bardzo chcieliśmy tu zagrać. Możemy zrobić coś w rodzaju pojedynku między parami, jak myślicie?
-W sumie to ciekawy pomysł. – wtrąciła niska dziewczyna w spiętych blond włosach. – Zgódź się, będzie fajnie! – nalegała.
-No dobrze. Dla mnie bomba. Ale jedna sprawa jest jasna, nie będzie żadnych forów.
Dosłownie dziesięć minut później mieliśmy już swój tor, razem z przed chwilą poznaną parą. Mimo dziwnego pierwsze wrażenia okazali się całkiem w porządku. Ciro i Keira – bo tak się nazywają – obydwoje pochodzą z Buenos Aires i mają po dwadzieścia lat. Dobrze wydawało mi się, ze są młodsi, aczkolwiek w rozmowie tej różnicy nie było. Jeszcze nie zakończyliśmy pierwszej rundy, a oni poszli do barku kupić drinki. Maria poszła z nimi, ja jednak sobie podarowałem. Nie miałem ochoty pić. W dodatku przez tą całą amnezję, która wciąż nie chce sobie pójść wciąż czuję się dziwnie i nieswojo. Jeszcze by mi się pogorszyło.
Po powrocie moich towarzyszy kontynuowaliśmy grę. Pierwszą rundę przegraliśmy. Niestety z mojej winy. Najwyraźniej kręgle to nie był mój konik. Druga potoczyła się podobnie.
-Diegi, co z tobą? – zapytała rozczarowana Maria.
-Przepraszam, to chyba nie mój dzień. Ale musisz przyznać, że zasłużyli na wygraną. Są serio świetni.
-Dziękuję dziękuję. – ukłonił się Ciro. – Nie ma co się przejmować, jestem tu dosyć często więc to żaden wstyd przegrać z mistrzem.
-I to jakim skromnym.
-To może w ramach rewanżu pójdziecie z nami na mały melanż? Przez tego drinka mam ochotę na coś mocniejszego.
-Nie wiem czy to dobry po…
-Jasne! – krzyknęła Maria, nie zwracając na mnie uwagi. – W końcu dzięki wam tu weszliśmy, teraz chyba wypada nam się odwdzięczyć, nie? – westchnąłem. Nie miałem już innej opcji jak znowu pójść na „kompromis”.
Na miejscu oniemiałem. Klub był wypchamy dobrze bawiącymi się ludźmi. Większość już prawdopodobnie była pijana. Przykładowo chłopak, który wymiotował do roślinki na korytarzu. W powietrzu unosił się zapach potu i alkoholu.
Nie byliśmy już w Palermo. Nasi nowi przyjaciele stwierdzili, że o tej godzinie już trudno będzie się dostać do tych lepszych klubów, wiec byliśmy teraz znacznie bliżej domu. Klub nie był najwyższych lotów. Miat trochę swojskości, ale było widać, że nie ma tu zbytniej kontroli.
Szybko wypatrzyliśmy wolny stolik, jednak szybko zostałem przy nim sam. Pozostali poszli zamówić drinki, a ja wciąż nie czułem się na siłach. Prawdę mówiąc najchętniej poszedłbym teraz do domu, ale nie mogłem tego zrobić. Byłem Marii coś winien za to jaka dla mnie była. Towarzyszenie jej tutaj to minimum z tego co mogłem dla niej zrobić.
Chwilę później wrócili. Ciro i Keira usiedli naprzeciwko siebie, a Maria śmiejąc się wylądowała na moich kolanach. Zaskoczyła mnie odrobinę, przez co gwałtownie się poruszyłem i odrobina jej drinka chlusnęła na jej sukienkę.
-O nie, przepraszam! – powiedziałem przerażony. Jestem tak rozkojarzony, że nie wiem co się dzieje wokół. Maria jednak wciąż się śmiała.
-Co ty Diegi, nic się nie stało! Takie rzeczy się zdarzają. Nie bądź już taka ciota i wyluzuj, jasne? – powiedziała nie przestając się śmiać. Para dołączyła do niej. W końcu sam się zaśmiałem. Cała ta sytuacja była w sumie zabawna. Spojrzałem na plamę po zielonym drinku na niebieskiej sukience Marii. Ten widok był taki znajomy. Totalnie jak Clari, gdy ubrudziła się farbą malując moje mieszkanie.
Ale to było jeszcze przed moim wypadkiem.
Przypomniałem sobie.
Wszystko.

***

Pierwszy raz pisałam rozdział totalnie bez planu tego co sie zdarzy. Wyszło jak wyszło, mam nadzieję, że nie najgorzej. Jak na mój gust w sumie jest ok, mimo, że dosyć krótko. Swoje opinie natomiast możecie zostawiać w komentarzu! (nalegam, darmowe cukierki!)
Pala

czwartek, 11 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 18

Dzisiejszego ranka przypadał mi dyżur w szkole. Bądźmy realistami, w tej szkole jest grupa ludzi, którym bardzo często zdarza się nie docierać do klasy, lub urządzać nieprzyjemne akcje przed szkołą. Dlatego właśnie codziennie na zmiany robimy za straż. Dziś padło na mnie. Ku mojemu szczęściu nigdy nic się nie stało na mojej warcie. Prawda jest taka, że gdy trafi się coś z 3b, to już nie ma ratunku. Większość z nich nie widzi w siostrach zakonnych żadnego autorytetu… w sumie w nikim go nie widzą.
Właśnie zadzwonił dzwonek sygnalizujący rozpoczęcie lekcji. Westchnęłam z ulgą. „Najgroźniejszy” czas już minął. Teraz powinno być z górki. Już w sumie mieliśmy wyliczone co może się stać w których godzinach. W końcu mamy z nimi do czynienia od trzech lat, a z niektórymi to nawet i czterech.
Poszłam do drzwi by je zamknąć, gdy zobaczyłam na parkingu znajomy samochód. Wysiadał z niego wyraźnie zabiegany Roy. Uśmiechnęłam się na jego widok. Dopiero teraz do nie dotarło – przecież to mój bratanek! Z tego całego bałaganu nawet o tym nie pomyślałam. Zawsze wyglądał tak bardzo znajomo i nigdy nie wiedziałam czemu. Wszystko jasne.
Zanim Roy zdążył dobiec do szkoły, wróciłam do korytarza, by nie zorientował się, że go obserwowałam. Nie minęło pięć dziesięć sekund, a on już był w środku.
-Spóźniony. – powiedziałam zakładając ręce na klatkę piersiową by wyglądać poważniej. Chłopak aż podskoczył ze strachu jak mnie zobaczył.
-Przepraszam! Naprawdę, przepraszam. Zaspałem, ale to się nie powtórzy, przysięgam! – mówił zdesperowany chłopak składając dłonie.
-Roy… żartowałam. – powiedziałam powoli, a on westchnął z ulgą.
-Poważnie? Prawie bym padł na zawał. – zaśmiałam się widząc przejęcie na jego twarzy.
-Nie wpiszę ci spóźnienia, tylko leć szybko do klasy. Powiedz pani profesor, że ja cie zatrzymałam. – mrugnęłam, a chłopak z uśmiechem pobiegł po schodach do klasy. Zaśmiałam się jeszcze pod nosem i odwróciłam się w stronę drzwi. Wtedy mój wzrok napotkał Agusa opartego o ścianę w nienagannie wyprasowanym garniturze. Moja mina automatycznie zmieniła się na poważną.
-Cześć. – powiedział stanowczo.
-Hej. – odpowiedziałam tym samym tonem.
-Przyszedłem na wszelki wypadek, jakby dyżurna chciała mu wystawić spóźnienie.
-Nie masz czym się przejmować. Nie miałam zamiaru tego robić.
-Widzę, stałem tu już chwilę. – nastała chwila niezręcznej ciszy. Agustin przyglądał mi się, a ja jemu. Mimo wszystko tęskniłam za nim. W końcu to mój brat.
-Nic mu nie powiedziałeś, prawda? – przełamałam ciszę, która zaczynała wywiercać mi dziurę w głowie.
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie uznałem takiej potrzeby. Roy myśli, że nie żyjesz, tak jak cała rodzina. Jest jeszcze mały, nie zrozumie tego.
-Jaki znowu mały? Przecież on ma szesnaście lat. – powiedziałam trochę wyższym tonem, więc rozglądnęłam się, by upewnić się, że nikogo nie ma z nami. – W dodatku powiedziałabym, że umysłowo to jest i po dwudziestce. – dodałam.
-Dobrze, w takim razie ty mu równie dobrze możesz powiedzieć. Skoro taka mądra jesteś…
-A żebyś wiedział! A to w przeciwności do ciebie jestem prawdomówna. I nie wymyślam jakiś chorych historii tak jak ty. Spotkałam Nacho, powiedział mi, że z rodzicami wszystko dobrze! Ty człowieku jesteś jakiś niedorozwinięty. Kto normalny wymyśla coś takiego? – Agus wsadził ręce do kieszeni spodni i spuścił wzrok.
-Masz rację. Przepraszam. Ale poniosło mnie jak cię zobaczyłem, rozumiesz? Wyobraź to sobie, pewnego ranka wchodzę do twojego pokoju by obudzić cię do szkoły i nie zastaje cię. W przerażeniu szukaliśmy cię cały dzień, później tygodniami, miesiącami, aż w końcu myśleliśmy, że stało się najgorsze. Przez następne lata codziennie rano wchodziłem do twojego pokoju z nadzieją, że znajdę cię tam i znowu będę musiał cię okrzyczeć, że zaspałaś. – jego oczy się zaszkliły. – Ale nigdy się to nie stało. A teraz po tylu latach gdy po prostu przyjechałem odebrać syna, zastaję ciebie. Doznałem szoku i co sobie myślisz? Może miałem przybić ci piątkę i powiedzieć „Siema, kopę lat”? No nie. Maria, posłuchaj…
-Nie nazywaj mnie Maria. Jestem Clara, jasne?
-Oczywiście, zmieniłaś imię i nagle nowe życie, co?
-Nie. Wiesz, że to moje drugie imię i tylko jego używałam od zawsze, To, że wy wciąż nazywaliście mnie inaczej to inna sprawa.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i do środka wszedł Diego. Widząc mnie powiedział jak zawsze wesołe „Hej”, po czym spostrzegł Agustina i zatrzymał się.
-Dzień dobry. – powiedział już trochę poważniej i prześwietlił wzrokiem mnie i brata.
-Diego, miło pana znowu widzieć. – odrzekł Agus.
-Znamy się? – zapytał zmieszany Diego.
-No tak. Przecież poznaliśmy się już jakiś czas temu, jak ten chłopak, Joaquin, zasłabł. – wspominał i uśmiechem, a Diego wciąż nic nie rozumiał.
-Umm, Agus. – powiedziałam cicho. – On ma amnezję.
-O Boże, przepraszam! – mężczyzna złapał się za głowę. – Ja jestem Agustin Alonso, ojciec chłopca, który się tu uczy.
-I mój brat. – dodałam szybko, a on obdarzył mnie kwaśnym spojrzeniem. – No co? Mówiłam, ze ja nie kłamię. Nie przystoi mi.
-Miło poznać. – powiedział Diego.
-Dobra, to ja zostawię was samych. Do zobaczenia. – powiedział Agustin pod nosem i wyszedł z budynku zostawiając mnie i mojego przyjaciela na szkolnym korytarzu.
-Wiec to twój drugi brat, tak?
-Tak, z nim niestety nie dogaduję się tak dobrze przez… nieważne. Nie powinnam ci o tym mówić.
-Oj znowu to samo. A jak ta amnezja mi nie przejdzie? Całe życie mam żyć w nieświadomości? No dobrze. Ale wydaje mi się, że zaczynasz to robić celowo.
-Co masz na myśli?
-To, że celowo chcesz sprawić żebym był zazdrosny. Naprawdę nie musisz…
-Czekaj, czekaj. Chyba się pogubiłeś. Nic z tych rzeczy. Po co tu przyszedłeś?
-Zakonnice powiedziały, że masz tu dyżur wiec przyszedłem. W końcu nie skończyliśmy naszej wczorajszej rozmowy, bo Maria nam przerwała.
-Myślę, że nie ma nic do dokańczania. Pogodziliście się?
-Tak, przeprosiła mnie. W sumie nie rzuciła słów na wiatr. Od wczoraj zachowuje się… na serio inaczej. Jak tak nie cuduje jest całkiem sympatyczna, mógłbym ją polubić. I powiem ci jeszcze jedno. Nie zmienia tak sprytnie tematu jak ty.
-Ja? Ja nie zmieniam tematu, nie wiem o co ci chodzi.
-Oj daj spokój. – przybliżył się do mnie bardzo blisko i położył dłonie na moich biodrach. – Cały czas to robisz. Dziewczyno zacznij żyć momentem, bo zabłądzisz się kiedyś w tym za i przeciw.
-Diego, co ty robisz… - wyjąkałam niepewnie, ale on mnie zignorował i zaczął zbliżać swoja twarz do mojej patrząc mi głęboko w oczy. Nie mogłam się od nich oderwać.
Wtedy drzwi szkolne ponownie otworzyły się i do środka wkroczył Agustin. Zawiesił na nas wzrok, a my powoli odsunęliśmy się od siebie zmieszani.
-Ja… ja… przyniosłem drugie śniadanie Roya. Zapomniał wziąć z auta. – mój będąc w lekkim szoku. Nie dziwie mu się. Sama byłam totalnie sparaliżowana myśląc o tym co się właśnie prawie stało. Po szybkim przemyśleniu wyrwałam papierową torbę z ręki Agusa.
-Zaniosę mu. – powiedziałam i jak najszybciej uciekłam.

Diego POV

Patrzyłem jak Clari odchodzi od nas z jedzeniem dla Roya. Zaśmiałem się pod nosem. Wiedziałem, że ucieka. Kiedy zobaczyłem ją ten pierwszy raz po wypadku, jako jedyna wydawała mi się znajoma, byłem bardziej niż pewny, że ją znam i to dobrze. I teraz to wszystko mi się potwierdza. Niektóre jej zachowania wydają mi się takie znajome jak nigdy. Nie znam naszej przeszłości, co nas wcześniej łączyło, ale jestem pewien, że było tak „coś więcej”. Dlatego też jej ciągła ucieczka jest bez sensu.
Odwróciłem się z powrotem do Agustina, który przyglądał mi się zanurzony w myślach. Po chwili wyrwał się z zadumy.
-Palisz? – zapytał krótko zaskakując mnie. W odpowiedzi kiwnąłem głową na „tak” i wyszliśmy z budynku. Brat Clary dał mi jednego papierosa, a drugiego on zapalił. Usiadłem na schodach i zaciągnąłem się. Była między nami niezręczna cisza i napięcie, którego nie mogłem zrozumieć. Wiem, że Clari jest zakonnicą, zdążyłem to zrozumieć, ale to nie znaczy, że zawsze tak ma być. Czyżby mu to aż tak bardzo przeszkadzało? Po chwili w końcu usiadł obok mnie.
-Posłuchaj… - zaczął opornie. – Nie wiem jak ująć w słowa to co chcę ci przekazać, ale… masz moje poparcie.
-W czym? – zapytałem zdezorientowany.
-Widziałem was przecież jak wszedłem. Proszę cię. Całowaliście się. – zakrztusiłem się dymem słysząc jego słowa. No marzenie po prostu.
-Nie, my nie… może to tak wyglądało, ale nie… - zacząłem tłumaczyć.
-Nieważne. Całowaliście się czy nie, widzę jak na nią patrzysz. I jak ona patrzy na ciebie. A tam ewidentnie coś zaszło. Może się wydaje trochę… poważny, bezuczuciowy. Zawsze jestem tak odbierany, ale mimo tego co stało się między mną, a moja siostrą i tak ją kocham, rozumiesz? I chcę dla niej najlepiej. Znam ja też od szpiku kości i wiem, ze ten cały zakon to jej pieprzony wymysł, żeby się zbuntować.
-Do czego dążysz? – w reakcji Agus westchnął i podrapał się po czole.
-Tak trudno zrozumieć? Jeśli ci na niej zależy to, błagam cię, wyciągnij ją stamtąd jak najprędzej i niech ona w końcu zacznie żyć, póki jest młoda. Zamknęła się z kaprysu przez błędy moje i rodziców. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, zadzwoń do mnie. Zawsze możesz na mnie liczyć. – wyciągnął z portfela wizytówkę. Szybko przewertowałem wzrokiem jej treść. Agustin najwyraźniej był jakimś dobrym lekarzem.
-Zaskoczyłeś mnie trochę. Chyba zaczynamy mówić tym samym językiem. – mężczyzna uśmiechnął się i odszedł do samochodu bez słowa. I miał rację. Wszystko co ważne zostało już powiedziane. Jedyne co mi zostało to działać.

Clari POV

Wpadłam z hukiem do klasy w której lekcje miał Roy. Wszyscy nagle na mnie spojrzeli, a ja spaliłam buraka. Co gorsza, okazało się, że lekcje prowadziła teraz Laura. Na mój widok jej kwaśna mina skwaśniałą jeszcze bardziej. Odłożyła kredę i podeszła do mnie.
-Przepraszam… ja tylko… Roy zapomniał wziąć drugiego śniadania i jego tata poprosił mnie, żebym mu zaniosła. – wyjąkałam. Powiem szczerze, że Laura Sobrado budziła strach nie tylko wśród uczniów. Dosłownie każdy kto się do niej zbliża, najlepiej, żeby uciekał gdzie pieprz rośnie.
Nauczycielka patrzyła na mnie surowym wzrokiem, a ja wyślizgnęłam się spod ściany by podać torbę chłopcu, po czym jeszcze raz przeprosiłam i jak najprędzej wyszłam z klasy. Niestety nie miałam na tyle szczęścia ile sądziłam. Laura wyszła za mną.
-Najpierw siostra zatrzymuje ucznia na pogawędki, przez co on się spóźnia, a teraz przerywa mi lekcję, robiąc przy tym takie zamieszanie, że szkoda gadać. Co to ma znaczyć?
-Przepraszam. Tak wyszło…
-Żeby mi się to nie powtórzyło. I głupia nie jestem, wpisałam Royowi spóźnienie.
-Ale dlaczego? To nie jego wina…
-Nie obchodzi mnie to! Klamka zapadła. Koniec tematu. Mam do siostry natomiast inna sprawę. – zaskoczyła mnie. Czego ona mogła ode mnie chcieć? – Tyczy się to Diego. – od kiedy ona mówi o kimś po imieniu? Szczególnie dlaczego o Diego?
-O co chodzi?
-Jak się ma? Słyszałam o wypadku, amnezji… z resztą sama mi przynosiłaś jego zwolnienie, tak?
-No, tak. Diego ma się dobrze. Mam na myśli… na tyle ile da radę. Jest zmieszany. W końcu nic nie pamięta, kto by się czuł wygodnie w takie sytuacji. Ale fizycznie wszystko z nim dobrze.
-Myślisz, ze powinnam go odwiedzić? Jako jego przełożona rzecz jasna. Reprezentując całą radę pedagogiczną. – przez chwile przeszło mi przez myśl, by powiedzieć jej o tym, że Diego jest piętro niżej, jednak szybko się tej myśli pozbyłam. Chyba mu wystarczy jak na jeden dzień… wszystkiego.
-Wątpię, żeby to był dobry pomysł. Jego dziewczyna się nim opiekuje. – ledwo przeszło mi przez gardło to słowo. – Lepiej mu nie przeszkadzać, niech odpoczywa.
-Dobrze. Proszę już iść, lekcje mam. – powiedziała stanowczo i wróciła do klasy. Głośno wypuściłam powietrze z płuc. Ta kobieta oprócz budzenia strachu była i irytująca. Postanowiłam nie stać tam dłużej i zeszłam z powrotem na parter. Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłam tam nikogo. Wyszłam na dwór i moje oczy napotkały Diego siedzącego na schodach. Właśnie gasił papierosa. Agustina ani jego samochodu już nie było.
-Już jestem. – powiedziałam cicho, a Diego odwrócił się z uśmiechem. Wstał z miejsca, równocześnie wyrzucając peta za barierkę przy schodach.
-To może skusisz się na zaległa kawę? Bo ostatnio coś nie wyszło. – odetchnęłam z ulgą. Już bałam się, że będzie chciał rozmawiać o tym co stało się przez pojawieniem się Agusa.
-Mam dyżur, nie powinnam odchodzić stąd.
-Ojtam, pół godzinki cię nie zbawi. Wrócisz akurat na przerwę, co myślisz? – zrobiłam mała pauzę po czym w końcu się zgodziłam. Z amnezją czy bez, ona zawsze będzie się upierał przy swoim dopóki nie ulegnę.
Udaliśmy się do małego baru przyszkolnego. Uczniowie często spędzają tam przerwy, a że teraz były lekcje to świeciło tam pustkami. Dodatkowo to miejsce było najbliżej położone szkoły.
Kiedy weszliśmy do środka, uśmiechem powitał nas Oruga, miły Urugwajczyk, właściciel baru. Z daleka dałam mu znać, by przyniósł dwie kawy. Usiedliśmy przy stoliku. Rozejrzałam się dookoła. W sumie dawno mnie tu nie było, ale zmian właściwie nie było. Kolorowe ściany wciąż były oblepione plakatami znanych zespołów oraz piłkarzy. Część była pozdzierana aka znak konfliktu fanów Boca i River. Przy ścianie stały dwa stanowiska z komputerami, z których każdy mógł korzystać. Naprzeciwko znajdowała się lada Orugi. Środek był wypełniony stolikami i krzesłami, a za zakrętem znajdowało się jeszcze jedno pomieszczenie z fotelami zamiast krzeseł, przez co przebywali tam zwykle wybrańcy, którzy dobrze wiedzieli gdzie się usadzić, żeby nie było widać co robią.
-Prawie nigdy nie pijam kawy, a tu pojawiasz się ty i sprawisz, że pije ją codziennie. – powiedziałam by przerwać ciszę.
-Może tym razem nikt nam nie przeszkodzi w rozmowie i na spokojnie ją skończmy. Kiedyś to się musi stać. Chyba, że… ilu jeszcze masz braci?
-Jestem prawie pewna, że to już wszyscy. – odpowiedziałam żartem na żart. Wtedy obok nas pojawił się Oruga z dwoma zamówionymi kawami.
-Proszę bardzo, dwie kawusie. – powiedział zadowolony. – Dawno mnie nie odwiedzałaś Clari. Co z tobą dziewczyno? Bo się nie będziemy lubić..
-Tak wyszło, przepraszam Oru. – Urugwajczyk był jedną z bliższych mi osób. Zawsze gdy tylko miałam wolą chwilę przychodziłam tu z nim pogadać. Nawet mogę go nazwać swoim przyjacielem. Zawsze mogę na niego liczyć. Z reszta znamy się właściwie od mojej ucieczki z domu. Spotkałam go przez przypadek na ulicy, a później okazało się, że jego mama często bywała w klasztorze, wiec zaznajomiliśmy się. Ja również wspierałam go w rozpoczęciu własnego biznesu, tak więc powstał „Oruga Bar”.
-No tak. Właśnie widzę co wyszło… - przewrócił oczami z tym jego głupim uśmieszkiem po czym odszedł pogwizdując. Diego popatrzył na niego z miną, z której trudno było cokolwiek wyczytać.
-O…Oruga! – krzyknęłam. – Wracaj tu!
-Mam pracę Claruchis.
-Bar jest pusty. – westchnęłam. – Wybacz za niego Diego.
-Ale to nie jest twój brat, nie? – zażartował jak zwykle.
-Nie, to Oruga, właściciel baru. Mój przyjaciel. Na początku trochę nieznośny ale idzie przywyknąć.
-Słyszałem! – krzyknął Oru z zaplecza.
-To nie podsłuchuj tylko chodź tu skoro taki stęskniony jesteś. – jak na zawołanie chłopak wyszedł z ukrycia i przysiadł się do stolika. Kolejne piętnaście minut spędziliśmy na rozmowie. Zapoznałam ze sobą Diego i Oruge, chyba nawet się polubili. Z resztą chyba nie ma na świecie osoby, która nie lubiłaby tego Urugwajczyka o urodzie azjaty. Później niestety przyszli inni klienci, wiec musiał on isć ich obsłużyć i zostawić mnie i Diego samych przy stoliku.
-Spoko typ. – powiedział Diego, kiedy Oruga się oddalił. – Tylko szkoda, że przez to musiałem czekać, żeby z tobą porozmawiać sam na sam. – poczułam gęsia skórkę na rękach, tylko nie to.
-O czym chcesz ze mną rozmawiać? Czego potrzebujesz?
-Szczerości.
-Diego, znowu? Mówiłam ci już, że sam musisz odzyskać pamięć, nie mogę ci nic powiedzieć. I tak już pewnie wiesz zbyt wiele.
-Nie o  to mi chodzi.
-Więc?
-Nie chodzi o szczerość tylko względem mnie, ale tez względem ciebie. Oszukujesz sama siebie i dobrze o tym wiesz.
-Co masz na myśli? Mówisz strasznie zawile.
-Już dobrze wiesz co mam na myśli. Jeśli chcesz to dam ci prostu przykład tego jak się jest szczerym, chcesz?
-Proszę bardzo, droga wolna. – powiedziałam urażona. O co mu do diaska chodziło?
-Okey. Od wypadku, odkąd nic nie pamiętam, jedyne co wydaje mi się w jakimś stopniu znajome to ty. I jestem pewien, że nie byliśmy jedynie przyjaciółmi, to z Marią też mi jakoś nie świta. – podniosłam powoli głowę. Ze strachu byłam w połowie sparaliżowana.
-Diego, co ty gadasz, jestem zakonnicą, wiesz o tym… - powiedziałam cicho, by nikt inny nie usłyszał naszej rozmowy. Rozejrzałam się jeszcze. Para, który przyszła przed chwilą siedziała spokojnie przy stoliku nie zwracając na nas uwagi, a Oruga był w kuchni.
-Wiem, ale miała być szczerość, wiec mówię co myślę. Clari… kocham cię. Tego też jestem pewien.
-Nie Diego. Nie… - sprałam się rękami na stoliku i chwyciłam za głowę.
-Teraz ty bądź ze mną szczera, proszę. Ty tez coś do mnie czujesz i przestań temu zaprzeczać. – czułam, że zaraz się rozpłaczę. Dlaczego on to mówił? Po co? To tylko przyniesie problemy.
-Przestań, proszę…
-Nie Clara… tym razem nie. – spojrzał na mnie błagalnie, a po moim policzku popłynęła łza. – Nie płacz, przecież to co ci mówię nie jest złe ani smutne. Mogę cię zapewnić, że jest wręcz na odwrót. Spójrz mi w oczy. – zrobiłam to o co mnie poprosił.
-I co teraz?
-Jesteś mi wstanie powiedzieć, że nic do mnie nie czujesz patrząc mi teraz w oczy? Tylko tyle. Powiedz czy byłabyś w stanie to zrobić.
-Nie, nie dam rady. – powiedziałam to. Szkoda tylko, ze zanim zaczęłam zdrowo myśleć. Kiedy zorientowałam się co właśnie powiedziałam ponownie spuściłam wzrok i otarłam oczy z łez. – Posłuchaj, wiesz, że ja nie mogę…
-Cii, nic już nie mów. Nie musisz. Tyle mi wystarczy.
-Nie, ja muszę. – zaciągnęłam ostatni raz nosem. Czas się podnieść. – Masz rację. Nie będę zaprzeczać. Niczemu. Dlatego nie można też zaprzeczać temu kim jestem. A jestem zakonnicą. Swoje życie poświeciłam Bogu. Musisz mnie zrozumieć. Przecież dobrze nam się układa jako przyjaciele, po co to zmieniać?
-Ale…
-Nie, proszę zrozum mnie. Błagam. Poprosiłeś mnie o szczerość i dostałeś ją. Teraz ja proszę o zrozumienie. – wstałam od stolika i udałam się do wyjścia nie mówiąc już nic więcej. Postanowiłam więcej nie płakać, ale po wyjściu z baru, łzy same popłynęły, jakby żyły własnym życiem.

***

Ten rozdział miał być krótszy, ale wyszło jak zawsze. Miała być odamebiona Clara, wyszło jak zawsze. Wszytskie zalżalenia polecam składać w komentarzach (nie zawsze odpisuję, ale czytam wszystko!). Muszę też niestety poinformować, że począwszy od tego rozdziału przeskakujemy to systemy co 2 tygodnie. Nie wyrabiam w jeden i myślę, że tak będzie lepiej niż tak czy inaczej ciągle się spóźniać i przepraszać. 
Jeszcze jeden komunikat, ale wcale nie mnie ważny! Razem z innymi Clarinaticas i Dieguistas postanowiłyśmy otworzyć bloga informacyjnego to ten parze! Są już pierwsze posty, wiec zapraszam serdecznie! DIELARI POLSKA
Kocham mocno, do następnego!
Pala